Dramat publicznej stomatologii. "Mamy pieniądze na prowizoryczne łatanie dziur w zębach"
Publiczne usługi stomatologiczne pogrążają się w coraz większym kryzysie.
Sytuację opisuje "Rzeczpospolita", przypominając, że leczenie kanałowe w ramach NFZ przysługuje tylko w przypadku 12 przednich zębów: od trójki do trójki (dolnych i górnych). Jeśli takie leczenie powinno się zastosować na czwórce, to dentysta może ją co najwyżej wyrwać (o ile nie zapłacimy za zabieg z własnej kieszeni) i wstawić tzw. protezę nakładaną, która w ciągu kilku lat uszkodzi sąsiednie zęby.
Coraz mniej stomatologów decyduje się na podpisanie kontraktu z NFZ. W 2018 roku było to 7121 osób, a rok wcześniej o 730 więcej.
Eksperci podkreślają, że sytuacja będzie się pogarszać, bo pieniędzy na leczenie dentystyczne jest relatywnie mniej niż kilkanaście lat temu. Na podstawie planów finansowych NFZ w 2020 roku można spodziewać się długich kolejek do publicznych gabinetów.
Marek Wójcik, ekspert Związku Miast Polskich (ZMP) i członek Rady Mazowieckiego NFZ, przyznał na łamach "Rzeczpospolitej", że przez bardzo niską wycenę usług stomatologicznych dentyści są zmuszeni używać jedynie produktów o niskiej jakości. - Mamy pieniądze jedynie na prowizoryczne łatanie dziur w zębach - ocenił.
Okręgowa Rada Lekarska w Warszawie szacuje, że na jednego Polaka NFZ przeznacza 40 zł w ramach leczenia stomatologicznego. Tymczasem najprostsze wypełnienie zęba to koszt 100-150 złotych.
Najpopularniejsze komentarze