Lokale socjalne - szansa na nowe życie, czy mieszanka wybuchowa?
Lokale socjalne to wciąż ogromny problem Poznania. Miasto nie ma pieniędzy na budowę nowych domów. Wiele rodzin żyje więc w fatalnych warunkach, inni mają już wyroki eksmisyjne, ale nie mają dokąd pójść. Tymczasem przykład nowych budynków socjalnych jasno pokazuje, że kwaterowanie rodzin z problemami w jednym miejscu, nie zawsze jest dobrym rozwiązaniem.
W Poznańskiej Spółdzielni Mieszkaniowej 41 mieszkań zajmowanych jest nielegalnie. Ich lokatorzy nie płacą czynszu. I choć sąd wydał nakazy eksmisji, nie może pozbyć się mieszkańców. Lokale zastępczepowinno zapewnić miasto, ale nie robi tego. Powodem jest brak funduszy -Poznania w tej chwili po prostu nie stać na budowę bloków, czy domów socjalnych. Stąd wiele rodzin, które nie mają pieniędzy na utrzymanie mieszkania, albo z sobie tylko znanych powodów nie płaci czynszu zajmuje lokale, które można sprzedać lub wynająć z zyskiem. W Poznaniu sąd wydał już 1200 wyroków eksmisyjnych z prawem do lokalu socjalnego. Miasto nie zapewnia lokali socjalnych, musi więc płacić spółdzielniom odszkodowania.
Jedną z inwestycji socjalnych, która miała stać się powodem do dumy było osiedle przy ulicy Nadolnik. W 2006 roku do jednego z bloków trafiło 50 rodzin, które wcześniej nie były w stanie utrzymać mieszkań. Niewielkie socjalne lokale mają niski czynsz i docelowo miały być rotacyjne - rodziny, które poprawią swój status miały je opuszczać. Tymczasem w jednym z bloków wytworzyła się sytuacja nie do pozazdroszczenia. Zamieszkały tam rodziny, które chciały rozpocząć nowe, lepsze życie, ale też takie, które nic w swoim życiu nie chciały zmieniać. I w efekcie powstała mieszanka wybuchowa, prowadząca do dewastacji, podpaleń, bałaganu. Policja 9 rodzin odwiedza regularnie -dochodzi tam do aktów przemocy, jest alkohol i dzieci wałęsające się bez jakiejkolwiek opieki oraz młodzież z całej okolicy gromadząca się pod blokiem.. Ochrona była już kilka razy zmieniana, patrole policyjne i wizyty dzielnicowych nic nie dają. Założenie było takie, że patologicznym rodzinom łatwiej będzie wrócić do normalności, jeśli będą sąsiadować z rodzinami prowadzącymi "zwykły" tryb życia. Tymczasem ci pierwsi stali się bolączką całego bloku, a reszta - choć chce dbać o wymarzone "M" - musi żyć w nieciekawych warunkach.
Założenie miasta z pewnością było dobrei miało ułatwić dziesiątkom rodzin "nowy start". Wyszło jednak odwrotnie i nikt nie jest zadowolony. Choć Zarząd Komunalnych Zasobów Lokalowych zdaje się problemu nie dostrzegać, to sytuacja na Nadolniku jest daleka od ideału. Na tym przykładzie warto się zastanowić, czy gromadzenie kilku rodzin z problemami w jednym miejscu jest dobrym wyjściem, czy może należy dawać im szansę i lokować wśród rodzin, które życiowych trudności mają mniej.