Dlaczego poznaniacy nie chcą być urzędnikami?
Praca urzędnika jest... większość osób powie, że lekka i przyjemna. Tymczasem rzeczywistość jest nieco inna. Polscy urzędnicy pracują dużo i zarabiają mało, być może najmniej w Europie. Wkrótce dostaną podwyżki, jednak to nie zmienia faktu, że coraz więcej osób traktuje urząd jako krótki krok w karierze zawodowej i ucieka do prywatnych pracodawców.
Osiem godzin pracy, ciepła posadka i regularna pensja - tak stanowiska urzędnicze stereotypowo oceniają poznaniacy. A ile rzeczywiście zarabiają pracownicy urzędów? Pierwszy urzędnik RP, czyli prezydent zarabia niespełna 20 tysięcy złotych. Prezydenci miast otrzymują około połowę tej kwoty, podobnie marszałkowie województw.To zarobki godne, bo i stanowisko jest bezsprzecznie odpowiedzialne, godne i prestiżowe. Jednak już znacznie gorzej jest, gdz zerkniemy w dół urzędniczej drabiny.Referent w Urzędzie Miasta Poznania zarabia 890 - 2080 złotych brutto, młodszy referent 870 - 1950 złotych brutto. Nie ma co się oszukiwać - obecne realia rynkowe wyższe zarobki gwarantują pracownikom budowlanym czy mechanikom samochodowym. Za 1200 złotych brutto mało kto chce dziś podjąć pracę. Szczególnie tak niewdzięczną.
Problem jest o tyle trudniejszy, że w rękach urzędnika spoczywają sprawy mogące decydować o jakości życia mieszkańców, odpowiedzialność i precyzja, a także znajomość formalnej materii to w urzędach konieczność. Dlatego kadra zatrudniana w charakterze urzędników musi być doświadczona, dobrze wykształcona i profesjonalna. Uważamy, że zmienia się wizerunek urzędnika. Urząd także poszukuje ludzi wykształconych i posiadających spore umiejętności - mówi Rafał Łopka z Urzędu Miasta Poznania. Między innymi dlatego też poznański magistrat regularnie prowadzi staże dla studentów - szkoląc przyszłych ewentualnych pracowników. Młode osoby podejmujące pracę muszą być szkolone, wdrażane w zawiłości paragrafów i przepisów. Urzędy prowadzą szkolenia, kursy i inwestuje w rozwój pracowników. Tymczasem wielu wyszkolonych urzędników szybko zmienia posadę. Tak jak wszystkie samorządy mamy problem z odchodzącymi do prywatnych firm urzędnikami. Nie dość że oferują one większe pensje, to jeszcze dostają w zamian pracowników przeszkolonych przez urząd, najczęściej ze skończonymi studiami podyplomowymi - mówi Rafał Łopka z Urzędu Miasta Poznania. Zyskujądoświadczenie, kwalifikacje i wędrują do prywatnych pracodawców - tam pieniądze są wyższe. Miasta i gminy tracą w ten sposób fachowców, którzy powinni przyspieszać ich rozwój i być gwarantem właściwego funkcjonowania urzędów. Najwięcej odchodzi specjalistów od funduszy europejskich, ale także z zarządu dróg miejskich, ludzi od projektów związanych z pozyskiwaniem funduszy - przyznaje Rafał Łopka.
Sam urząd nie może wiele zrobić - ma budżet, przepisy i nie jest w stanie "przebić" ofert prywatnych firm. Jakimś rozwiązaniem są premie - na przykład świąteczne. W tym roku szeregowi urzędnicy odebrali średnio po tysiąc złotych, prezydent Frankiewicz 15 tysięcy złotych, a np. pracownicy Urzędu Wojewódzkiego otrzymali średnio po 650 złotych. To są jednak akcje prowadzone raz w roku. W końcu pojawiło się światło w tunelu. Jak informuje dziennik "Polska Głos Wielkopolski" już niebawem urzędnicy doczekają się podwyżek. Dzięki nowemu rozporządzeniu, szeregowi pracownicy urzędów zyskają nawet kilkaset złotych. W Poznaniu jeszcze nie wiadomo o ile dokładnie wzrosną płace - o tym decyduje centrala. Problemem pozostaje właśnie fakt, że urzędy mogą kusić pracowników ewentualnie premiami - same nie decydują o wysokości płac. Każda podwyżka to kwestia centralnego rozporządzenie, lokalne samorządy mają w tej kwestii związane ręce. Nawet jeśli jakiegoś urzędnika prezydent Poznania uważa za bezcennego i niezastąpionego, nie może dać mu podwyżki -wszystko określają odgórne ustalenia.