Szkolna wycieczka z Dopiewa nie dotarła do Anglii. "Mieliśmy żałobę w autobusie"
Stan techniczny autokaru pokrzyżował szyki gimnazjalistom z Dopiewa, którzy w nagrodę za dobre wyniki chcieli pozwiedzać Londyn.
W nieudanej wycieczce miały wziąć udział dzieci z trzech szkół. Prócz gimnazjalistów z Dopiewa, do Londynu wybierali się także uczniowie z Drzewicy oraz Mroczkowa Gościnnego. Grupa z podpoznańskiej miejscowości miała być najbardziej liczna. Początkowo liczyła ona 19 podopiecznych, jednak jeszcze przed wyjazdem jedna osoba wypisała się z udziału w wyjeździe. Tak zadecydowała jej matka, zaniepokojona stanem organizacyjnym wycieczki. Prócz pozostawiającego wiele od życzenia stanu technicznego, problem stanowiła liczba kierowców. Z polski dzieci wyruszały z jednym, pod Berlinem miała nastąpić wymiana, a prowadzenie autobusu miało zostać scedowane na parę wypoczętych szoferów. Sytuacja byłą więc niejasna i zważywszy na to, że chodziło o przewóz dzieci - dość niepewna. Również pozostali rodzice mieli sporo obiekcji, co do wyglądu i funkcjonalności autokaru, a także obawy, co do liczby kierowców. Jednak ostatecznie zgodzili się przekonać, że podróż pojazdem podstawionym przez biuro podróży będzie bezpieczna. Jak się później okazało - było to myślenie mocno życzeniowe, bo autobus ostatecznie, ku rozpaczy dzieci, został zawrócony na granicy. Decyzję o powrocie autokaru podjął dyrektor biura podróży Atas, gdy okazało się, że zamiast dwóch kierowców, w Berlinie do wycieczki dołączy zaledwie jeden z nich.
Dopiewskie gimnazjum korzystało już z usług wspomnianej firmy i nigdy nie było takich problemów. tym razem jednak biuro zdecydowało się na współpracę z nową firmą transportową. Gdy okazało się, że brakuje kierowcy, pracownicy biura próbowali doraźnie zaradzić tej sytuacji, wykonując blisko 50 telefonów, jednak w gorącym, wycieczkowym okresie, nie udało się znaleźć zastępstwa. Pod szkołę w Dopiewie podjechał więc zdezelowany autokar, który był - jak określa to nauczycielka angielskiego, będąca kierowniczką wycieczki - "mega głośny" i niewyposażony w toalety, a cześć siedzeń się nie rozkładało, co w tak dalekiej podróży stanowiło poważny problem. Najgorsze było jednak to, że brakowało świeżej krwi na newralgicznym stanowisku kierowcy. Stawiało to pod znakiem zapytania bezpieczeństwo całej wycieczki.
Gdy zdecydowano zawrócić autokar, wśród uczniów zapanowały minorowe nastroje. - To był dramat - relacjonuje kierowniczka. - Mieliśmy żałobę w autobusie, dzieci płakały. Wycieczka miała być dla nich nagrodą, tymczasem z niezrozumiałych dla nich powodów, musiały one wrócić do domu i następnego dnia znów udać się do szkoły - mówi anglistka.
Firma Atas w oficjalnym piśmie do szkoły proponuje zorganizowanie wycieczki w innym terminie, dodając do jej programu jeden punkt w bonusie. Rodzice wraz z dyrekcją szkoły prawdopodobnie będą się domagać zwrotu kosztów, wraz z rekompensatą.
Najpopularniejsze komentarze