Kolizja z udziałem radiowozu straży miejskiej: strażnicy pędzili na sygnale do pogryzienia przez yorka
W ubiegły piątek pisaliśmy na naszych łamach o zderzeniu samochodu osobowego z radiowozem straży miejskiej. Do szczegółów zdarzenia dotarł Piotr Żytnicki z poznańskiej Gazety Wyborczej. Z jego ustaleń wynika, że strażnicy pędzili na sygnałach do pogryzienia przechodnia przez yorka.
Przypominamy, że do wypadku doszło w miniony piątek po godzinie 13 na skrzyżowaniu Przybyszewskiego i Marcelińskiej. W wyniku zdarzenia cztery osoby trafiły do szpitala, ale ostatecznie okazało się, że nie odniosły one poważniejszych obrażeń. Informatorzy Gazety Wyborczej zdradzają, że pokładowy GPS zainstalowany w radiowozie wskazał, że samochód w pewnym momencie pędził z prędkością 124 kilometrów na godzinę, a w chwili zderzenia licznik wskazywał 83km/h.
Z informacji GW wynika, że radiowóz miał jechać na sygnałach dźwiękowych do przechodnia pogryzionego przez yorka -To nie było groźne ugryzienie, nie było podstaw do wzywania pogotowia. Strażnicy też nie mieli podstaw, by jechać tam na sygnale - twierdzą informatorzy gazety. Użycie sygnalizacji wymaga zgłoszenia do dyspozytora, a ten musi na nie wydać zgodę. Tak właśnie było w tym wypadku.
Policja w tej chwili nie informuje o swoich ustaleniach w tej sprawie, ale Andrzej Borowiak z wielkopolskiej policji poinformował, że kwestia użycia sygnalizacji nie jest badana przez policję. O komentarz do uzyskanych informacji Piotr Żytnicki poprosił Przemysława Piweckiego, ale rzecznik Straży Miejskiej nie odpowiedział na przesłane pytanie, udzielił jedynie krótkiej odpowiedzi -W związku z powagą zdarzenia komendant straży miejskiej powołał zespół, którego zadaniem jest wyjaśnienie okoliczności zdarzenia (...) O wynikach prac zespołu wyjaśniającego zostanie Pan poinformowany w odrębnej korespondencji - napisał Piwecki.
Najpopularniejsze komentarze