Wielka katastrofa kolejowa w Poznaniu. Osiem osób zginęło, a kilkadziesiąt zostało rannych
Początek grudnia 1933 przebiegał w wyjątkowo spokojnej atmosferze. Poznańska prasa relacjonowała życie miasta, ale nic szczególnego nie elektryzowało poznaniaków oczekujących już na święta Bożego Narodzenia. Spokój przerwał tragiczny wypadek kolejowy, do którego doszło w pobliżu cyrku Olimpia.
W tygodniu poprzedzającym feralny piątek poznańska prasa pisała między innymi o skazaniu zabójcy z Komornik, pożarze stodoły pod Starołęka czy Mucku i Pucku - dwóch aligatorach, które zdechły w poznańskiej palmiarni. W ogłoszeniach pojawiały się natomiast reklamy prezentów gwiazdkowych.
Wypadek i akcja ratownicza
Spokojne wyczekiwanie na święta zostało przerwane przez tragiczny wypadek, do którego doszło w piątek 15 grudnia w rejonie dzisiejszej ulicy Poznańskiej - Pociąg osobowy nr. 1.522, wychodzący o godz. 6,23 z Rogoźna, przyjechał do Poznania o godz. 7,20 i nie mając wjazdu, zatrzymał się przed słupem sygnałowym. W 3 minuty potem, o godz. 7,23, nadjechał pociąg osobowy nr. 4123 z Wronek, który, nie widząc otoczonego kłębami pary pociągu z Rogoźna, wjechał na niego z całym impetem z tyłu - relacjonował dzień po wypadku Kurier Poznański.
W wyniku zdarzenia trzy ostatnie wagony pociągu z Rogoźna zsunęły się z nasypu - Wskutek zderzenia ostatnie trzy wagony spiętrzyły się i oderwawszy się od reszty wagonów runęły z wysokiego kilkunastometrowego nasypu w dół. Dwa wagony zrywając przewody telefoniczne przekoziołkowały w dół, a pół trzeciego zawisło na górze, wtłoczone w przód parowozu- pisał Dziennik Poznański. Jako pierwsi na miejscu zdarzenia pojawili się przypadkowi przechodnie, którzy zmierzali do pracy. Wśród nich byli między innymi Stefan Schubert zamieszkały przy Jeżyckiej 36 oraz Michał Zakrzewski z Poznańskiej 59, którzy wezwali na miejsce służby ratunkowe.
Na miejscu wypadku pojawili się strażacy, policjanci oraz lekarze z poznańskich szpitali - Z pod rozwalonych wagonów rozległy się głuche jęki rannych. Strażacy z wielkim trudem zdołali wyciągać ciężko rannych, było ich wielu. Nieprzytomnych, okrwawionych kładziono na nosze i odnoszono do domów prywatnych i do gmachu Ubezpieczalni Krajowej przy ul. Poznańskiej, gdzie lekarze przystąpili do akcji ratowniczej - relacjonował Dziennik, a Kurier Poznański podawał pierwsze informacje o poszkodowanych - Pewnem jest, że zmarło 8 osób, a mianowicie Władysław Rujna asesor kolejowy, Telesfor Tabaka, Józefa Mąkowska, Władysław Laskowski, Bogdan Tabaka, Juljanna Rujna, Wojciech Zwig i kobieta niestwierdzonego jeszcze nazwiska. Sześć zwłok znajduje się w szpitalu miejskim, zwłoki zaś ś.p. Juljanny Rujny i Zwiga w Zakładzie Medycyny Sądowej.
Śledztwo
Wraz z akcją ratowniczą rozpoczęło się śledztwo, którego celem było wyjaśnienie przyczyn katastrofy oraz wskazanie ewentualnego winnego. Co ciekawe, już w niedzielę 17 grudnia Dziennik Poznański pisał o ustaleniach śledczych - Wdrożone natychmiast dochodzenia uznały winnym wypadku nastawniczego nastawni Jeżyce - Franciszka Wawrzyniaka, zatrudnionego tamże od 1920 roku, którego władze bezpośrednio po wypadku przyaresztowały aż do dalszego wyniku dochodzeń. Z ustaleń śledczych wynikało, że nastawniczy ręcznie przestawił przekładnię semafora wjazdowego i wpuścił pociąg na zajęty tor - Po wjeździe pociągu rogozińskiego semafor został podniesiony, co oznaczało zajęcie toru. Tymczasem nastawniczy, Franciszek Wawrzyniak, do którego obowiązków nie należy nastawienie odnośnego semaforu, przypuszczając - jak później zeznał - że semafor wskutek silnych mrozów zamarzł, rozbił zaplombowaną przekładnię i siłą opuścił semafor - pisał Kurier Poznański. Drugim odpowiedzialnym za katastrofę był maszynista pociągu z Wronek - Rozmiary katastrofy zostały zwiększone okolicznością, że pociąg, który najechał był prowadzony przez maszynistę z niedozwoloną szybkością około 60 klm na godzinę nie bacząc na stałe ostrzeżnia o zmniejszeniu szybkości do 40 klm na godzinę na łuku, na którym wystąpiło zderzenie - relacjonował ustalenia ministerialnej komisji Kurier Poznański z 22 grudnia.
Poszkodowani
Na liście ofiar śmiertelnych ostatecznie znalazło się osiem osób: Juljanna Rujna z Golęcina (lat 7), Wojciech Zwig z Golęcina, Telesfor Tabaka z Podolan (lat 14), Bogdan Tabaka z Podolan (lat 15), Władysław Laskowski z Poznania (lat 40), Władysław Rujna z Golęcina (lat 40), Józefa Mąkowska z Golęcina (lat 50) oraz Anastazja Bocian z Golęcina (lat 24). Duże poruszenie wśród poznaniaków wywołała rodzinna tragedia Władysława Rujna - Podczas samego zdarzenia, straciła życie jego młodociana córeczka 7-letnia Julja. W szpitalu na stole operacyjnym zmarł i sam ojciec Władysław Rujna. Walczy w szpitalu ze śmiercią 8-letnia córeczka, ciężko ranna Zofia - pisał Dziennik Poznański z 17 grudnia. Kilka dni po wypadku Kurier Poznański informował, że sprawą odszkodowań dla rodzin zajmują się warszawscy adwokaci, a mogą one sięgnąć nawet miliona złotych.
Równie duże zainteresowanie budziły historie ocalonych - Uczeń szkoły wydziałowej im. Berwińskiego jechał do szkoły. W katastrofie doznał szeregu lekkich obrażeń. Wybiegł z rozbitego pociągu i pobiegł do szkoły. Tam, po pewnym dopiero czasie odkryto, że chłopak krwawi i że jest ranny - relacjonował Dziennik. O dużym szczęściu może mówić za to profesor jednego z poznańskich gimnazjów. Mężczyzna wsiadł do ostatniego wagonu pociągu z Rogoźna, ale w Obornikach - ze względu na chłód panujący w wagonie - przesiadł się na przód składu. Wypadku uniknęła też grupa uczniów jeżyckich szkół - Gdy pociąg zatrzymał się na zwrotnicy, kilkunastu uczniów gimnazjalnych, uczęszczających do szkół na Jeżycach wybiegło z wagonu i pośpieszyło pieszo przez ośnieżone pola, unikając w ten sposób na kilka sekund przed katastrofą strasznego nieszczęścia - napisał poranny Kurier Poznański z 17 grudnia. Jednym z lżej poszkodowanych był Bolesław Sobczak, urzędnik pocztowy z Chludowa, który - jak do dziś wspomina rodzina - do końca życia kulał po wypadku.
Po katastrofie
Na wysokości zadania stanęły władze PKP, które od początku szczegółowo informowały o katastrofie i wspierały poszkodowanych - Dyrekcja Okręg. Kolei Państwowych w Poznaniu podaje do wiadomości, że udziela wszystkim poszkodowanym w czasie katastrofie kolejowej przy moście Libelta, w dniu 16 bm. dalszej pomocy lekarskiej. Poszkodowani mogą się zgłosić w kolejowej przychodni lekarskiej w gmachu Dyr. Okr. Kol. Państw. (wejście od strony ul. Skarbowej), w przychodni lekarskiej przy ulicy Kolejowej nr 4a, w przychodni lekarskiej przy ul. Roboczej (obok warsztatów kolej.), oraz w szpitalu Kolejowym przy ulicy Orzeszkowej nr. 10, w godzinach od 9 do 13. - przytaczał komunikat PKP Dziennik Poznański. Władze PKP zajęły się również organizacją pogrzebu ofiar katastrofy.
Pogrzeb odbył się 19 grudnia 1933. Uroczystości rozpoczęły się nabożeństwem w kaplicy szpitala miejskiego, a następnie kondukt przeszedł ulicą Szkolną, Podgórną i al. Marcinkowskiego na cmentarz świętego Wojciecha - O godzinie 14-tej przybyli przedstawiciele władz, urzędów i kolejnictwa ze starostą Podhorodeńskim i prezesem inż. Rucińskim na czele. Zjawił się także ks. biskup Dymek w otoczeniu licznego duchowieństwa - relacjonował Dziennik Poznański. W kondukcie żałobnym wzięło udział nawet trzydzieści tysięcy poznaniaków, a swoje delegacje wystawili przedstawiciele władz państwowych, kolejowych, miejskich, szkół i organizacji, z którymi związane były ofiary wypadku - Szedł las sztandarów organizacyj, a za niemi posuwał się długi sznur delegacyj, niosących wspaniałe wieńce (...) Uczennice uczelni im. Dąbrówki niosły piękny wieniec na świeżą mogiłę ich zabitej w katastrofie koleżanki - 10-letniej Juljanny Rujnianki. Delegacja gimnazjum im. Bergera z profesorami na czele oddawała ostatnią posługę swemu koledze, ś.p. Telesforowi Tabace. Szedł także zastęp młodzieży z gimnazjum im. Marji Magdaleny, do którego uczęszczał ś.p. Bogdan Tabaka. Na cmentarzu głos zabrał ks. Henryk Lewandowski - proboszcz sołackiej parafii, z której pochodziły wszystkie ofiary wypadku.
Pomocy rodzinom ofiar wypadku udzielił też specjalny komitet powołany w Poznaniu - Komitet postawił sobie za cel swego istnienia zebranie jaknajwiększego funduszu drogą przyjmowania ofiar od osób i instytucyj dobrej woli. Fundusz ten zostanie następnie zużyty na udzielenie zapomóg rodzinom ofiar tragicznie zmarłych wskutek piątkowej katastrofy kolejowej w Poznaniu - informował Dziennik Poznański i dodawał, że jednej z pierwszych wpłat dokonał generalny konsul Niemiec dr Lutgens, który na ręce wojewody złożył kondolencje.
Ostatecznie w wyniku zdarzenia śmierć poniosło osiem osób, nieznana jest liczba osób poszkodowanych. Artykuły prasowe z grudnia 1933 roku wskazują na liczby od 40 do 74. Była to największa katastrofa kolejowa w II RP. Franciszek Wawrzyniak po krótkim procesie został skazany na karę czterech lat pozbawienia wolności.
Cytaty zawarte w artykule zostały przytoczone w oryginale. Zdjęcia załączone do artykułu pochodzą z Dziennika i Kuriera Poznańskiego.