Superwizjer o śmierci Ewy Tylman: "Adam Z. nie pamięta co się działo"
Superwizjer TVN przyjrzał się tajemniczej śmierci Ewy Tylman. Zwłoki kobiety znaleziono 25 lipca w Warcie, po 8 miesiącach od jej zaginięcia. Adam Z., któremu postawiono zarzut zabójstwa kobiety, wciąż przebywa w areszcie. Zdaniem jego obrońcy, nie pamięta co się działo w feralną noc.
Dla rodziny Ewy Tylman pochowanie kobiety nie skończyło sprawy zaginięcia i śmierci 26-latki. Choć pogrzeb odbył się na początku sierpnia, brat kobiety wciąż przyznaje, że chce uzyskać odpowiedź na najważniejsze pytanie - jak zginęła jego siostra.
Do sprawy wrócił Superwizjer TVN. Przypomnijmy, że ciało zaginionej w listopadzie ubiegłego roku Ewy Tylman odnaleziono 25 lipca w Warcie w Czerwonaku. Zwłoki leżały w wodzie kilka miesięcy, a przez to niemożliwe okazało się ustalenie przyczyny śmierci.
Krzysztof Rutkowski w rozmowie z dziennikarzem Superwizjera tłumaczy, że Tylman nie miała wrogów, nie uczestniczyła też w sytuacjach, które mogłoby doprowadzić do tego, że ktoś chciał ją zabić. - Tu nie ma motywu zabójstwa - mówi. Rutkowski podejrzewa, że Tylman mogła np. chcieć zejść nad rzekę załatwić potrzebę fizjologiczną. - Może była między nimi jakaś dziwna rozmowa. Może Ewa biegnie, wpada do wody. Szok termiczny, ciało odmawia posłuszeństwa. Chłopak nie wie co ma zrobić, nie powiadamia policji, ucieka na górę - dodaje.
Filip Bolechała z Zakładu Medycyny Sądowej w Krakowie wyjaśnia w programie, że gdyby Tylman przed śmiercią spadła np. z mostu na twarde podłoże przy rzece, nawet po 8 miesiącach przebywania jej ciała w wodzie obrażenia byłyby widoczne. Dodaje, że turlanie się po nadwarciańskim terenie, przewracanie się na nim nie powinno prowadzić do poważnych, widocznych obrażeń. - Nic nie stało na przeszkodzie by sama wpadła do tej wody, szczególnie biorąc pod uwagę jej stan upojenia alkoholowego - mówi.
Maciej Rokus, który przez kilka miesięcy na zlecenie rodziny Tylman szukał ciała Ewy w Warcie opisuje, że gdyby kobieta stoczyła się po betonowej opasce rzeki, zatrzymałaby się prawdopodobnie na fragmentach faszyny (umocnienia brzegu). - Gdyby ktoś niefortunnie wpadł do wody, zatrzymałby się na kamieniach, które były jakieś 10-15 centymetrów pod lustrem wody - zaznacza.
Zdaniem Rutkowskiego Adam na pewno odpowiada za nieudzielenie pomocy Ewie. - Jestem co do tego przekonany - podkreśla. - Nie ma dowodów na to, że on ją utopił, że jej nie utopił, że ją wepchnął i że jej nie wepchnął. Nie ma żadnych dowodów - dodaje.
Według prokuratury hipoteza o zabójstwie z zamiarem ewentualnym przez Adama Z. jest hipotezą czołową. - Jakie to są dowody czy poszlaki układające się w logiczny ciąg mówić nie możemy - tłumaczy Magdalena Mazur-Prus z Prokuratury Okręgowej w Poznaniu. Według dziennikarzy Gazety Wyborczej i Superwizjera podstawą zarzutów mają być zeznania trzech policjantów, którzy mieli usłyszeć od Adama Z. inną wersję wydarzeń niż ta, którą przedstawiano w trakcie eksperymentów procesowych. Według wersji przedstawionej poza protokołem - Z. miał zepchnąć Tylman ze skarpy, a następnie zaciągnąć jej ciało na brzeg Warty i wepchnąć ją do wody.
Ireneusz Adamczak, obrońca Adama Z. przyznaje, że nie wiadomo co stało się w rejonie mostu św. Rocha. - Nie ma dowodów i dlatego uważam, że zarzut jest na wyrost. Jest pewien moment, do którego wszyscy zmierzają, przed mostem, i w tym momencie klient twierdzi, że nie pamięta co się dalej działo - mówi.
Przypomnijmy, że Adam Z. wciąż przebywa w areszcie. W sierpniu areszt przedłużono o kolejne trzy miesiące.
Najpopularniejsze komentarze