Lekarze chcą się zwalniać z pracy

Lekarze w całej Polsce od tygodnia walczą o podwyżki płac i wzrost nakładów na służbę zdrowia. Rząd pozostaje głuchy na żądania lekarzy, dlatego ci w środę wzięli urlopy i zagrozili, że jeśli w służbie zdrowia nic się nie zmieni, zaczną się masowo zwalniać. Ich decyzja może być zależna od czwartkowych rozmów z rządem.

Urlopy na żądanie to kolejna forma protestulekarzy w całej Polsce. W szpitalach klinicznych pierwsza. Lekarze akademiccy dotąd protest jedynie popierali, teraz do strajkujących dołączyli aktywnie, choć swoją pracę potraktowali biernie. W środę Na każdym oddziale dyżurował ordynator i lekarz dyżurny. Część planowych zabiegów przełożono na inny termin.

Sale operacyjne pustkami świeciły także w szpitalu MSWiA. Tyle, żewiększość pustych łóżek w tej lecznicy to wyposażenie szpitalnego oddziału ratunkowego, który czeka na pacjentów z wypadków. Czekać nie chcą za to lekarze. Urlop na żądanie wzięło ich ponad czterdziestu. Dyrektor szpitala zna receptę na chorą służbę zdrowia. Według Przemysława Daroszewskiego rząd powinien wprowadzić dodatkowe ubezpieczenia zdrowotne.Szpital MSWiA mógłby realizować 40 procent więcej świadczeń. Kontraktu z NFZ zwiększyć jednak nie można. Dlatego dodatkowe wpływy do kasy szpitala - zdaniem dyrekcji - powinny pochodzić od pacjentów płacących dodatkowo.

Pomysłów na poprawę kondycji służby zdrowia jest wiele. Jednak od dłuższego czasu nic się nie zmienia, a niezadowolenie wśród lekarzy wzrasta. Jeśli środowa akcja nie przyniesie wymiernych efektów lekarze zapowiadają masowe zwolnienia z pracy. W szpitalach, które zakończyły przeprowadzanie ankiet, nawet 70 procent lekarzy deklaruje zwolnienia - informuje dr Halina Bobrowska z OZZL. Decyzję o ewentualnym zaostrzeniu protestu lekarze uzależniają od wyników czwartkowych rozmów z przedstawicielem rządu.