Polityka: czy biura poselskie są potrzebne?
Posłowie i europosłowie mają obowiązek prowadzenia swoich biur, w których m.in. spotykają się z mieszkańcami. Miesięcznie na utrzymanie takiego biura otrzymują od 12 tysięcy złotych do blisko 25 tysięcy euro. Dla jednych to w sam raz, a dla innych zdecydowanie za mało.
Polscy posłowie każdego miesiąca otrzymują od Kancelarii Sejmu ponad 12 tysięcy złotych na utrzymanie swojego biura. Pieniądze te pokrywają koszty związane z zatrudnieniem pracowników, opłaceniem rachunków za prąd czy wodę, a także opłacenie zleceń np. polegających na przygotowaniu tłumaczeń.
Inaczej jest w przypadku utrzymania biur eurodeputowanych. Każdy europoseł na utrzymanie swojego biura dostaje co miesiąc blisko 25 tysięcy euro (czyli około 100 tysięcy złotych). - Jeśli poseł lub eurodeputowany działa aktywnie i jego praca przynosi efekty to te pieniądze jak najbardziej są dobrze wykorzystywane i mu przysługują - mówi Marek Sternalski, dyrektor biura europosła Filipa Kaczmarka.
Jak wyjaśnia Sternalski, biura poselskie służą nie tylko do tego, by spotykać się z mieszkańcami. - Nasze biuro organizuje wiele konkursów europejskich, a także konferencje dotyczące m.in. polityki rozwojowej. Jest również praca w regionie. Pracownicy biura muszą przygotowywać dokumenty dla posła, ale uważam, że rzeczywiście nie wszyscy posłowie pracują skrupulatnie. Być może warto się zastanowić nad organizowaniem w Polsce jakiś rankingów, które sprawdzałyby efektywność działań europosłów i posłów. W Europie rankingów jest sporo i ta kontrola społeczna jest - dodaje.
Szymon Szynkowski vel Sęk, który jest doradcą eurodeputowanego PiS Konrada Szymańskiego z pracą w biurze poselskim ma kontakt od 13 lat. - Wielu mieszkańców chce się spotkać z europosłem lub posłem. W naszym przypadku biura europosła Szymańskiego i posła Dziuby znajdują się praktycznie drzwi w drzwi, więc w przypadku wątpliwości można skierować mieszkańca do odpowiedniej osoby. Najczęściej jednak mieszkańcy mają problemy, w których rozwiązaniu mogą pomóc miejscy radni - wyjaśnia.
Wielu mieszkańców zgłaszających się do biur poselskich ma też problemy natury... psychicznej. - Gdybym nie pracował w biurze poselskim pewnie nie uwierzyłbym, że zgłasza się do nich wiele osób z problemami psychicznymi, niezrównoważonych. Najtrudniejsze jest wychwycenie czy ich problem jest prawdziwy, czy być może to tylko wytwór ich wyobraźni - zaznacza.
Według Szynkowskiego rankingi efektywności działania biur poselskich czy posłów nie są konieczne. - Myślę, że wyborcy i tak wiedzą czy są zadowoleni z osoby, którą wybrali na ich reprezentanta. Jeśli nie, weryfikacja nastąpi przy wyborczej urnie - kończy.
Posłem, który stawia przede wszystkim na kontakt mailowy i telefoniczny z mieszkańcami jest Tomasz Górski z Solidarnej Polski. Choć ma biuro przy ulicy Zwierzynieckiej w Poznaniu, rzadko można go tu spotkać, a to nie wszystkim się podoba. - Kilka lat temu mieszkańcy rzeczywiście przychodzili do biur, ale dziś przeważnie posługują się telefonem czy mailem. To wygodne, bo jeśli ktoś prosi mnie o podjęcie interwencji, która może być kosztowna (chodzi np. o przeprowadzenie poważnej kontroli) mam dowód na to, że rzeczywiście była to interwencja mieszkańca - przyznaje Górski.
Zdaniem Górskiego polscy posłowie dostają za mało środków na prowadzenie swojego biura. - Porównując te środki do tych, które otrzymują eurodeputowani okazuje się, że pieniędzy jest naprawdę niewiele. Przecież w Poznaniu są wysokie czynsze, poziom wynagrodzeń pracowników również jest wysoki. Gdybym chciał wynająć w biurze prawnika to okazałoby się, że musiałbym na niego przeznaczyć całą pulę na prowadzenie biura - mówi.
Jak tłumaczy to, że rzadko bywa w poznańskim biurze? - Mam pod swoją pieczą nie tylko Poznań, ale też Piłę. W Wielkopolsce spędzam około 10 dni w miesiącu, przez pozostałe dni pracuję w Warszawie. W innych krajach posłowie mogą mieć większą liczbę pracowników i wtedy działa to sprawniej. Uważam jednak, że jak na nasze środki finansowe i tak dobrze sobie radzimy - kończy.