Zbrodnia powstańców wielkopolskich: zabito jeńców bez sądu?
Nieczęsto na naszym portalu poruszamy tematy historyczne, ale najnowszy odcinek programu Tajemnice Poznania przypomina szokującą historię. Powstańcy wielkopolscy zastrzelili na Cytadeli siedmiu niemieckich jeńców wojennych. Pomimo ich uniewinnienia przez sąd wojenny, sprawa budzi kontrowersje.
Powstanie wielkopolskie w pierwszych dniach rozwijało się błyskawicznie. W ciągu kilku tygodni zajęło większość terenu wielkopolski. Powstańcy skrzykiwali się w poszczególnych miastach i przejmowali władzę, nie był to jednak zwarty obszar. - Bardziej to przypominało skórę lamparta - porównuje prof.. Wiesław Olszewski historyk z UAM. Choć zajęte już były Wronki, Oborniki, Wągrowiec, Kościan, Śrem, Nowy Tomyśl i Rakoniewice, to w Poznaniu nadal na Ławicy stacjonowała niemiecka załoga. Powstańcy po krótkiej bitwie zdobyli lotnisko. Tam zdobyte samoloty oraz znalezione w hali sterowców na Winogradach dały początek powstańczemu lotnictwu. Już następnego dnia pierwsze samoloty z polskimi znakami na skrzydłach przeleciały nad Poznaniem. Również tego a także następnego dnia odbyła się niemiecka kotrakcja - z Frankfurtu wystartowały samoloty by zbombardować lotnisko w Poznaniu. W obu tych nalotach zginęły dwie przypadkowe cywilne ofiary, a straty materialne były niewielkie. Polacy również odpowiedzieli nalotem na lotnisko we Frankfurcie. Na tym skończyły się lotnicze walki o Poznań.
Jedna z niemieckich maszyn (prawdopodobnie bombowiec typu Gotha G.IV) została uszkodzona w drugim nalocie i wylądowała w połowie drogi do Frankfurtu. Trafiła akurat na teren, który zajmowały powstańcze patrole - między Nowym Tomyślem a Międzyrzeczem. Aby w ich ręce nie wpadł samolot, spalili maszynę a sami znaleźli schronienie u hrabiego Alberta Haza-Radlitz w majątku Lewice. Świadkowie z tamtego terenu wspominają, że ktoś powiadomił Niemców, którzy przysłali po trzech lotników niemiecki patrol, by pomógł im w powrocie. Gazety z tamtych czasów podają z kolei, że hrabia informował Niemców przez telefon o ruchach polskich wojsk. Pierwszy powstańczy patrol, który dotarł do Lewic składał się ze słabo uzbrojonych nastolatków. Dopiero kolejny aresztował lotników i hrabiego.
Już 12 stycznia wszyscy byli do Cytadeli w Poznaniu. Tam początkowo przebywali w tzw. odwachu - pomieszczeniu przeznaczonym dla wartowników. W odwachu było ciasno, bo przebywało tam jeszcze 30 cywilnych zakładników. Strażnicy postanowili przeprowadzić wszystkich do piwnicy, zakładnicy zgodzili się na to i weszli do celi. Lotnicy jednak otwarcie protestowali. Według późniejszych zeznań strażników jeden z lotników rzucił się na prowadzącego go podoficera, ten go odepchnął i zastrzelił. Wtedy zgasło światło, zaatakowany podoficer zawołał po pomoc, nadbiegli kolejni powstańcy i oddali około 16 strzałów. Część z nich nie strzelała, tylko uderzała jeńców kolbami. Mimo że powstańcy strzelali w ciemnościach nikt z jeńców nie przeżył.
Według niemieckich gazet lotnicy i hrabia byli torturowani i w efekcie tych tortur zginęli. Inaczej te wydarzenia przedstawiano przed sądem wojskowym w Poznaniu. Po dwóch tygodniach od wydarzeń na Cytadeli odbył się proces. Oskarżony został podoficer, który kazał powstańcom strzelać do jeńców - za przekroczenie granic obrony i dwaj strażnicy, którzy bili kolbami - za znęcanie się nad jeńcami. Karabin ze złamaną kolbą był dowodem rzeczowym w sądzie. Rzeczoznawca uznał, że mógł się złamać gdy uderzano na przykład przypadkiem w ścianę. Sąd przesłuchał też niemieckiego lekarza, który dokonał obdukcji. Potwierdził on, że ofiary zostały zastrzelone z bliskiej odległości, a obrażenia mogły odnieść w walce. - Widziałem dokumenty zgonu, tam dokonała się masakra, hrabia miał zmiażdżoną czaszkę - mówi prof. Wiesław Olszewski. Sąd przesłuchał oskarżonych, na świadków wezwał tylko strażników. Nie wysłuchał co mogli usłyszeć zamknięci w pobliskiej celi zakładnicy. Po jednej rozprawi uniewinnił oskarżonych. Uznał, że podoficer mógł obawiać się ataku pozostałych jeńców, a strażnicy, którzy uderzali kolbami wykonali jego rozkaz. Inaczej, ale nie bezprawnie.
- Ówczesne gazety podkreślały okrucieństwa niemieckie - przypomina Michał Krzyżaniak historyk z UAM. - To wydarzenie to był incydent - mówi prof. Olszewski. - Dla mnie symptomatyczne dla powstania wielkopolskiego są wspomnienia mojej babci sanitariuszki. W przerwie walk o most żelazny w Czarnkowie wjeżdżała na pole bitwy i ciężko ranni Niemcy byli za pokwitowaniem przekazywani stronie niemieckiej, a ciężko ranni Polacy - polskiej. Powstanie raczej toczyło się po rycersku.