Reklama
Reklama

Po co nam te pomniki?

Komitet Odbudowy Pomnika Wdzięczności zamierza zbudować monumentalny pomnik upamiętniający odzyskanie wolności nad Maltą. To kolejny pomysł, który dzieli poznaniaków. Przeczytaj list przeciwniczki tej inicjatywy, Małgorzaty Lamperskiej.

Scenariusz zawsze wygląda tak samo: grupa osób pragnie postawić pomnik i z cichym błogosławieństwem władz powoli realizuje swój zamiar, głucha na protesty wielu środowisk. Najpierw Pomnik Wdzięczności (Chrystusa Króla) na Malcie, później pomnik Przemysła II na wzgórzu jego imienia. To już nie farsa. Trawestując Marksa można powiedzieć, że historia za każdym razem dzieje się jako dramat.

Rozumiem, że intencje są szlachetne. W końcu każdy ma prawo upominać się o upamiętnienie swoich bohaterów lub ważnych wydarzeń z historii. Gdyby to robił w swoim ogródku - proszę bardzo, wszak wiele krasnali, zwierzątek i pseudoantycznych figur już przydomowe ogrody ozdabia. Ale robi to w mieście, w przestrzeni nie bez powodu nazywanej publiczną. Publiczną, czyli także moją i kilkuset tysięcy innych osób, które tu mieszkają, pracują czy studiują. Przestrzeni, która z założenia jest agorą, miejscem debaty. Dlaczego nie dyskutujemy o jej urządzaniu? Dlaczego pomysły jednego czy drugiego komitetu nie są poddawane szerokiej publicznej dyskusji? Dlaczego wąskie grono osób narzuca innym swoją estetykę, wartości, swój sposób widzenia historii?

Czyje piękno?

Każdy lubi coś innego. Jednemu podoba się siedmiometrowy (z cokołem) król na koniu, innemu Chrystus na tle łuku triumfalnego. Pytanie tylko, czy takie monumentalne, historyzujące i bardzo jednoznaczne formy w dzisiejszych czasach mają sens. Czy nie lepiej stawiać w Poznaniu pomniki, które nie narzucają się człowiekowi swoją formą, przed którymi nie czuje się mały i zdominowany, które są dziełami pozwalającymi na interpretację i chwilę refleksji? Które wpisują się w otoczenie, prowadzą z nim dialog? W Berlinie kilkaset metrów od monumentalnej Bramy Brandenburskiej odsłonięto w ubiegłym roku pomnik zamordowanych w czasie nazizmu Romów i Sinti. To umiejscowiony w roku parku Tiergarten nieduży okrągły zbiornik napełniony wodą, w którego codziennie wynurza się kamienny trójkąt, symbolizujący znaki, jakie Romowie i Sinti nosili w obozach koncentracyjnych. Na trójkącie codziennie pojawia się świeży kwiat. Prosta forma, ale dająca do myślenia, zwłaszcza że towarzyszy jej historia zagłady tych grup etnicznych na ogrodzeniu z mlecznego szkła. Czyta się ją, a za słowami majaczy pomnik. Jakie refleksje wywoła jeździec na koniu?

Czy wielki łuk triumfalny naprawdę pasuje do Malty? Miejsca, które - chyba jak żadne inne w Poznaniu - kojarzy się mieszkańcom ze sportem i wypoczynkiem? Czy modlącym się pod pomnikiem nie będą przeszkadzali głośni spacerowicze, niosące się po wodzie echo imprez, biegacze, rowerzyści i rolkarze? Czy ubrani w krótkie, obcisłe spodnie i koszulki biegacze nie zakłócą powagi i sacrum tego miejsca? Nikt - przynajmniej publicznie - sobie takich pytań nie zadawał, a wprowadzanie nowych funkcji do miejsca, którego funkcje są od dawna określone, musi spowodować konflikt interesów.

Czyja historia?

A może o konflikt tu chodzi? Albo inaczej - o władzę? Wszak w historii pomniki zawsze stawiali zwycięzcy. Reprezentowały ich siłę i ich wartości. Pokazywały, kto rządzi, komu należy się szacunek. Trudno nazwać władzą oba chcące postawić w Poznaniu nowe pomniki komitety, jednak nie mogę się oprzeć wrażeniu, że usiłują one w bardzo wyraźny sposób narzucić swoje wartości w trwałej, kamiennej formie. Myślę tu bardziej o Pomniku Wdzięczności niż o Przemyśle II (którego można uznać za dopełnienie, wisienkę na torcie odbudowanego zamku). Po co po 81 latach od powstania i 74 - od zburzenia odbudowywać pomnik, dla którego nie znajdzie się miejsce tam, gdzie stał? Przez te lata Plac Mickiewicza był areną wielu innych wydarzeń, jedno z nich upamiętniają Poznańskie Krzyże, które przecież w formie też są religijne. Pomnikami zapisano tu już inną historię, a pomysł odtworzenia Pomnika Wdzięczności w innym miejscu wydaje się karykaturalny. Nie miejsce na to i nie czas. Bo czy musimy wracać do tego, co działo się ponad osiemdziesiąt lat temu, kiedy jeszcze nikt nie przypuszczał, że wybuchnie II wojna światowa, kiedy pamięć o Wielkiej Wojnie i odzyskaniu niepodległości była wciąż żywa? Czy musimy na siłę jeszcze raz wykrzesać z siebie tamte emocje (ktoś potrafi?) i stawiać pomnik? Czy naprawdę przez 80 lat naszej w historii nie wydarzyło się nic znaczącego? 11 listopada jest dla mnie ważną datą, ale przecież za pięć lat będziemy obchodzić już stulecie odzyskania niepodległości. Równie ważną - choć ciągle niedocenianą - datą jest dla mnie 4 czerwca. Dlaczego nie upamiętnić pierwszych wolnych wyborów? Bo nie da się ich wpisać w bogoojczyźniany nurt, tak jak wpisuje się odzyskanie niepodległości w pomnik Chrystusa Króla?

Czyje miasto?

Miasto jest dla wszystkich, i tych, którzy świętują rocznicę 4 czerwca i dla tych, którzy tamte wybory uważają za zdradę. Dlatego każde działanie w niezwykle delikatnej sferze symboliki powinno być rozważne i poprzedzone debatą. Tylko w ten sposób tworzą się miejska demokracja i miejska społeczność. Potrzebna jest dyskusja o tym, czy potrzebujemy w Poznaniu nowych pomników, a jeśli tak - to jakich i co upamiętniających. Czy będziemy odtwarzać czy tworzyć, zanurzać się głęboko w historii czy wybiegać w myśleniu o mieście w przyszłość. Czy wolimy żyć w muzeum czy w mieście dla ludzi, czy wolimy przestrzeń opresyjną czy przyjazną. Bo to nasze miasto, a nie tylko tych, u których pomniki Chrystusa Króla czy Przemysła II wywołują estetyczne wzruszenie.

Małgorzata Lamperska

Najczęściej czytane w tym tygodniu

Dziś w Poznaniu

Znowu zimna noc przed nami!
19℃
6℃
Poziom opadów:
0 mm
Wiatr do:
14 km
Stan powietrza
PM2.5
26.69 μg/m3
Dobry
Zobacz pogodę na jutro