O ludziach walczących z depresją

Dla Magdy pójśc na pocztę, żeby wysłac list - oznaczało kosmiczną wyprawę. Od rana do wieczora leżała w łóżku, patrzyła w sufit i nie wiedziała, ze najzwyczajniej w świecie ma depresję.

MY, LUDZIE WE MGLE

Magda nie wie, jak to się zaczęło. Nie pamięta momentu , w którym życie stało się murem nie do obejścia, nie do przeskoczenia, po prostu ścianą, pod którą można tylko stać. - Czasem kojarzę takie małe zdarzenia - wspomina Magda. - Na przykład fakt, że zwykle, kiedy gotowałam, sprzątałam, to zawsze sobie podśpiewywałam pod nosem. Teraz- milczę, albo wzdycham, kiedy szoruję mopem podłogi. Albo to, ze lubiłam sobie kiedyś usiąść na Starym Rynku w jakiejkolwiek kawiarni czy w ogródku, czytać gazetę, pić kawę i rozglądać się wokół. Bawiło mnie obserwowanie ludzi, ich zachowań, reakcji. Teraz - nigdzie nie wychodzę, no, może po zakupy do naszego spożywczaka. Nie bawi mnie nic. Głównie wzdycham i oddycham.

O tym, że Magda ma depresję, dowiedziała się dwa miesiące temu. Wtedy, kiedy już zaczęło być naprawdę źle. Do smutnych myśli o przemijaniu, do westchnień i ciągłego poczucia winy, myśli, że zmarnowała swoje życie, doszły lęki i napady paniki.

Bałam się wsiąść do windy, bałam się jechać tramwajem, czasem bałam się wyjść z domu - wspomina Magda. - Trafiłam do psychiatry. Tam dowiedziała się, że ma klasyczne objawy depresji, że to się leczy, że można behawioralnie, ale też są leki psychtropowe, pomagające wyjść ze stanu ciągłej niemocy. Problem w tym, że leki te działają dopiero po miesiącu od momentu rozpoczęcia ich zażywania. A co ma robić Magda przez ten miesiąc?

- Postanowiłam skorzystać z niekonwencjonalnych metod leczenia depresji - mówi uśmiechając się jeszcze niepewnie Magda. - Leki biorę, nie chcę ryzykować powrotu do tamtego stanu. To było okropne, jak gdybym żyła w jakiejś ciemnej studni. Wokół mnie beznadzieja i ciemność, a reszta świata - gdzieś nad moją głową.

Pomógł mi seans hipnotyczny - twierdzi Magda. - Właściwie nie jeden, tylko kilka. Poszłam do Instytutu na Nowiny, bo była tam wcześniej moja koleżanka. Ona co prawda wychodziła z nałogu palenia papierosów, ale twierdziła, że leczą tam także depresję. To śmieszne, może, ale wie pani, mnie już było naprawdę wszystko jedno. Gdyby ktoś mi powiedział, ze pomoże mi ziarenko fasolki, na które mam patrzeć dwie godziny dziennie, to ja bym to właśnie robiła.

- W pierwszej chwili nie poczułam nic szczególnego - wspomina Magda. - Jakieś takie objawy senności, luzu, relaksu. Potem jakby mój umysł odpłynął. Czułam się, jak dziewczynka nad morzem, brodząca stopami w piachu na brzegu fal. Piotr Gutowski " ustawiał" mnie na zmianę mojego myślenia o sobie i o świecie. To było coś na kształt kampanii reklamowej jednej z firm kosmetycznych; czyli może ci być dobrze, bo jesteś tego warta!

Zdaniem Gutowskiego, bioenergoterapeuty, hipnotyzera i pedagoga, człowiek ma w sobie wielką moc. Taką, o której niewiele wie. Ma też możliwość sterowania swoim życiem przynajmniej w 25 procentach. I jeśli je zmarnuje na dołowanie siebie, na stałe poczucie winy i krzywdy, na złym traktowaniu siebie - polegnie. Bo wszystko, co złe, zaczyna się od myślenia pod hasłem; znowu mi się nie udało.

Sukcesem jest to, że jestem - mówi Piotr Gutowski. Myślę o sobie z uśmiechem, myślę o dzisiejszym dniu z uśmiechem - dodaje. W trakcie seansów hipnotycznych kieruję umysły ludzi w stronę odzyskania wiary w siebie, w stronę myślenia pod hasłem; "co mówisz, to jest". To znaczy, że ty wypowiadasz na głos, czego oczekujesz, wyobrażasz to sobie, oczekujesz tego po prostu. I to się stanie.

Tak, tak - zżyma się Krzysztof - Szczególnie fajnie było mi się nastawiać na siebie dobrze, jak mnie wylali z roboty. - Przyszedłem do domu, patrzę, żona, jak gdyby nigdy nic, krząta się po kuchni, dzieci bawią się u siebie w pokoju, słońce świeci, jak dawniej, tylko we mnie nagle rozpadał się lodowaty śnieg. Jak mam im powiedzieć, że pieniędzy już nie będzie? Dobra, będę szukał roboty, to jasne, ale przez pierwsze tygodnie na pewno będzie ciężko.

I było. Krzysztof biegał od jednego potencjalnego pracodawcy do drugiego, odpowiadał na ogłoszenia w gazetach i w Internecie, wciąż czytał artykuły na temat tego, jak dobrze wypaść na spotkaniu w sprawie pracy, ale ofert nie było, a on czuł się coraz gorzej.

To się komuś z boku może wydać niezrozumiałe - wzdycha Krzysztof. - Jak dorosły facet , który ma rodzinę na utrzymaniu może przez cały dzień leżeć w wannie i czytać książki. A mnie nie chciało się nic. Wyjścia do znajomych? Ale po co? Żeby słuchać o tym, jak to im się świetnie powodzi, a jedyny problem ich dzieci to to, że za dużo czytają?

Pomogła mi żona i psychoterapia - opowiada Krzysztof. - Był już najwyższy czas, bo zaczynałem mieć myśli samobójcze. Kiedyś jechałem taksówką i kierowca powiedział mi, że fajnie, że to taki krótki kurs, bo on się śpieszy na pogrzeb kolegi z jego korporacji. - A co się stało? - zapytałem.- To był młody chłopak - usłyszałem w odpowiedzi. - Nagadali mu w urzędzie, że warto jest wziąć 20 tysięcy złotych na rozkręcenie firmy. Wziął, kupił samochód, dołączył do nas. Słyszał, że taksówkarze zarabiają po 6 tysięcy miesięcznie. A to nieprawda. Więc po kilku miesiącach, gdy ledwo wiązał koniec z końcem chciał przerwać tę działalność. Okazało się, że owszem, może, ale będzie musiał zwrócić do urzędu te 20 tysięcy, jeśli zlikwiduje firmę przed upływem dwóch lat. Powiesił się.

Krzysztof miał myśli samobójcze. I wtedy żona postanowiła, że pójdzie na terapię do psychologa. - To były sesje raz w tygodniu - wspomina Krzysztof. - Dowiedziałem się wiele o sobie, uczyłem się inaczej spoglądać na ludzi, na to, co mnie otacza. Poznałem mechanizmy depresji, bardzo ważne było to, że żona była przy mnie a nie przeciwko mnie. Brałem też tabletki, nie ukrywam, ale dość szybko je odstawiłem. Dziś moje życie nie jest kolorowe, bo pracę mam dorywczą, ale przynajmniej nie jest czarno- białe.

Adam swoją depresję zawdzięcza pracoholizmowi i dziewczynie. Dziewczynie - bo go rzuciła obcesowo, wrednie, z dnia na dzień i nie wiadomo było, dlaczego. Ona pewnie wiedziała, ale Adam- nie. Pracoholizmowi, bo Adam potrafił siedzieć w firmie po 12 godzin, a gdy wracał do domu, to zawsze jeszcze było coś do załatwienia przez telefon czy skype`a. Związku między rzuceniem go przez Beatę, a tym, że widywał ją raz na dwa tygodnie jakoś Adam nie widział.

O kapsule "no gravity" dowiedziałem się z Internetu - wspomina Adam. - Poczytałem, poczytałem, pomyślałem; spróbuję. Wiedziałem już, że według najnowszych badań sesje w kapsule "no gravity" dają 80 procent szansy na wyleczenie depresji. Nie wiedziałem tylko, o co chodzi.

A chodziło o to, żeby wejść do basenu z wodą, osoloną specjalną solą tak, że ciało nie idzie na dno, tylko porusza się delikatnie na powierzchni wody. Nie ma grawitacji, uwalniają się fale mózgowe teta, wokół jest ciemno i cicho, nie dochodzą do ciebie żadne dźwięki ani głosy z chaosu otaczającej nas rzeczywistości.

To było niesamowite - wspomina Adam. - Po pierwszej sesji w SPA na Plewiskach poczułem się tylko lekko zrelaksowany. No dobra, poleżałem sobie w wodzie i tyle. Było fajnie, rozluźniłem się i już. Ale potem zaczęły się dziać ze mną dziwne rzeczy. Po pierwsze po tych sesjach mogłem już spokojnie i głęboko spać bez użycia relanium. Po drugie - zacząłem się śmiać . Po kilku miesiącach smutku, niezadowolenia, niechęci do ludzi, fakt, że coś mnie rozbawiło był dla mnie przełomowy. Ludzie we mgle, tacy ,jak ja, zwykle uśmiech znają tylko z telewizji. Mnie zaczął się on przydarzać.

Dziś Adama ma się świetnie. - Żyję, jak gdybym był na ciągłych wakacjach. Jest fajnie w robocie, mam dziewczynę, za rok bierzemy ślub. Przeszedłem jakąś przemianę wewnętrzną, tak, jak gdybym odkrył siebie na nowo. Docenił sam siebie i polubił. Z "no gravity" korzystam, jak tylko czuję, że mnie "bierze". Gdy przychodzą mi do głowy myśli typu; świat jest do niczego, a wszyscy ludzie to świnie i naciągacze.

Ewa nie obwinia ludzi o swoją depresję. Uważa, że sama jest sobie winna. To ona źle pokierowała swoim życiem, to ona zawiniła, to przez nią samą dni przestały być fajne i zabawne. Bo Ewa wychowała dwoje dzieci i pochowała męża. A teraz córki wyszły z domu, pozakładały rodziny, nie mają dla Ewy czasu, czasem któraś zaprosi ją na obiad. - To przeze mnie, musiałam gdzieś popełnić jakiś błąd - żali się Ewa. - Tak się starałam, żeby miały wszystko, co najlepsze, a teraz czuję się odstawiona do lamusa. Nie mam celu w życiu. Nie mam hobby. Nie mam faceta. Nie mam nic.

Czas najwyższy, żeby Ewa zgłosiła się gdzieś na terapię - mówi Piotr Gutowski, hipnotyzer. - Nie wiem, gdzie, zależy, czego ona oczekuje. Bo to nieważne, czy pomoże ci tabletka, czy bioenergoterapeuta, czy psycholog - ważne, żeby wyciągnąć rękę po pomoc. Do kogo - to twoja sprawa. Byleby dać sobie szansę wyjścia z mgły.

Najczęściej czytane w tym tygodniu

Dziś w Poznaniu

16℃
5℃
Poziom opadów:
0 mm
Wiatr do:
19 km
Stan powietrza
PM2.5
5.19 μg/m3
Bardzo dobry
Zobacz pogodę na jutro