"Uwielbiam ten moment, kiedy jedziemy oboje motocyklem, kochanie mocno się tuli i mówi mi, że mnie mocno kocha"
W poniedziałek opublikowaliśmy reportaż Oli Miedziejko o Marku - motocykliście z Poznania. Temat okazał się wyjątkowo kontrowersyjny. Publikujemy jeden z listów jakie otrzymaliśmy po reportażu na adres [email protected].
Przeczytaj reportaż Oli Miedziejko "Każdego roku chodzę średnio na 3 pogrzeby kolegów motocyklistów".
List od czytelnika po publikacji reportażu:
POCZĄTEK
W motocyklach zakochałem się, jako dziecko, nie potrafiłem przejść obojętnie obok stojącej maszyny, zbierałem plakaty, zdjęcia z gum, miniaturki motocykli. Dorastałem, a moje oddanie motocyklom nie malało. Jako nastolatek jeździłem na małym kawasaki o pojemności 250cm, cóż to była za maszyna, odejście niesamowite, uczucie wiatru na ciele, cudownie się czułem wsiadając i odkręcając gaz. Z czasem towarzystwo powiększało się, poznawaliśmy nowe osoby, by po prostu razem pojeździć i dzielić się wspólną pasją.
PIERWSZA GLEBA
Pierwszy szlif motocykla zaliczyłem po około dwóch latach jeżdżenia, gleba nie była dotkliwa, ogólne potłuczenia, trochę siniaków i obtarć. By przełamać strach, po miesiącu znów wsiadłem na maszynę, ach cóż to było za cudowne uczucie znów dosiąść stalowego rumaka. Manetka odkręcona, motocykl poszedł na koło, uśmiech od ucha do ucha. Czułem się jakbym chwytał Boga za stopy... do czasu.
Moja maszyna była serwisowana, kolega zaproponował przejażdżkę na kleszcza (w roli pasażera). Po kilku minutach jazdy i dłuższej prostej kolejny zakręt na horyzoncie, redukcja, piękne wejście, oboje pochyleni wychodzimy z zakrętu, motor pięknie się wkręca na obroty, wskazówka prędkościomierza idzie w górę, nagle dobiega mnie dźwięk pękającego metalu, ułamki sekund i oboje lecimy w powietrzu. Nic więcej nie pamiętam - podobno awaria samej maszyny. Skończyłem w szpitalu, ze zdartą cała lewą stroną ciała, połamana lewa ręka, złamany obojczyk, kołnierz na szyi, założonych 27 szwów... jak mnie wszystko strasznie swędziało i bolało. 9 tygodni leżałem w szpitalu, to był długi okres na przemyślenia. Nie wsiadłem już na motocykl. Pasja pozostała, ale strach był większy, bałem się. Nadal oglądałem się za chłopakami na sprzętach, ach móc znowu się przejechać... Mijały miesiące, lata, nadal się odważyłem.
ŻYCIE - PART I
... przyniosło nieprzewidziane sytuacje. Źle się czułem, zawroty głowy, utrata przytomności, szpital, diagnoza... rak. Boże, mam 20 lat i ktoś daje mi góra kilka miesięcy życia. Dlaczego ja, za młody jestem! Mam najukochaniszą kobietą pod słońcem, mam marzenia, studiuje, mam plany na przyszłość, wspólny wyjazd w góry... Boże, przecież nie dożyję wspólnych i upragnionych wakacji. Dlaczego ja! To nie może być prawda... po półtora roku walki i zmierzeniem się z cierpieniem, bólem, strachem, i milionem innych przykrych sytuacji, udało mi się pokonać chorobę. Moje Kochanie trzymało mnie przy życiu, myślę, że chęć bycia z Nią do końca moich dni dała mi siłę by walczyć.
Zmieniłem się, przekonałem się, jak życie jest delikatne i ulotne. Jeśli Ktoś tam na górze, podarował mi zdrowie, to znaczy, że chyba nie jestem wcale taki zły. Staram się z życia czerpać jak najwięcej, nie smucę się, nie dołuję, uśmiecham się jak najwięcej, nie tylko do siebie, ale do ludzi. Próbuję każdego dnia być jak najlepszy dla otoczenia, nie zawsze mi wychodzi, ale stale pracuję nad sobą. Mam pasję i je realizuję. No właśnie pasję... jedna we mnie siedzi od dziecka!
ŻYCIE - PART II
Po kilku latach przełamałem się i zrobiłem prawko na moto, kupiłem maszynę w pięknym czerwonym kolorze. Do tego kuferki na bagaż, by móc z moją towarzyszką życia dzielić wspólną pasję. Nie zawsze jest czas, ale jeśli tylko jest okazja to uciekamy gdzieś w dalekie zakątki kraju na naszej maszynie, nigdzie się nie śpieszymy, w końcu mamy całe życie mamy przed sobą...
A teraz najważniejsza część, która tak bardzo mi leży na sercu. Dlaczego postanowiłem o tym wszystkim napisać, dlatego że bardzo kocham motocykle, ubóstwiam na nich jeździć i znam wiele osób, które mają tak samo jak ja. NIESTETY ostatnimi czasy, zapanowała wielka wojna między motocyklistami i kierowcami samochodów. Nie dziwię się, że tak jest, bo kilku idiotów z kasą kupiło maszyny i rozbija się po mieście pędząc po 200km/h - dla mnie to jest horror. Podobnie jest z kierowcami samochodów - zawsze znajdą się osły, pędzące na złamanie karku. Jestem motocyklistą i kierowcą jednocześnie, i zdecydowanie odcinam się od takich zachowań, zapewne jak większość z Was normalnych. Moja wypowiedź jest pewnym apelem do kierowców i motocyklistów. Błagam Was ludzie szanujmy się na drodze wzajemnie. Każdy z nas ma rodziny, osoby, dla których chce żyć, każdy ma pasje i marzenia, każdy z nas chce wrócić bezpiecznie do domu. Nie odbierajmy sobie tego wszystkiego wzajemnie! Ściągnijcie nogę z gazu, odpuśćcie manetki z gazem, popatrzcie w lusterka, uśmiechnijcie się do siebie, wypuścicie innych uczestników ruchu z podporządkowanej, po prostu bądźcie dla siebie życzliwi! To naprawdę nic nie kosztuje, ale czy nie będzie lepiej i bezpieczniej na drodze?! Zasiadając za kierownicami naszych wozidełek pamiętajcie, że bierzecie odpowiedzialność nie tylko za siebie, ale również za innych!
Proszę Was, pozwólcie żyć mi i mojej ukochanej kobiecie, pozwólcie nam dzielić się tym, co tak bardzo kochamy. Nie potrzebuję już adrenaliny pędząc 280km/h... wolę coś innego... Uwielbiam ten moment, kiedy jedziemy oboje motocyklem, moje kochanie mocno się do mnie tuli i mówi mi, że mnie mocno kocha! Czy nie warto odpuścić gaz dla takiej chwili by trwała jak najdłużej..... i znów chwytam Boga za stopy!!!
Szerokości wszystkim życzę i LwG!!!
autor: WNERWIONY&KIEROWCA
Przeczytaj reportaż Oli Miedziejko "Każdego roku chodzę średnio na 3 pogrzeby kolegów motocyklistów
Najpopularniejsze komentarze