Weterynarz: usypiam tylko wtedy, gdy muszę
- Kiedyś, jak się zwróciło chłopu uwagę, że jego pies wygląda na chorego, to się zżymał; panie, przecież to tylko kejter! - mówi Adam Czerwiński, poznański weterynarz.- Dzisiaj wielu ludzi dałoby się pokroić dla swojego psiego pupilka.
Doktor Czerwiński na wszystkich swoich zdjęciach jest ze zwierzętami. Z psiakiem, kotem, koniem. Choć to przez konia właśnie przeszedł chrzest bojowy na studiach weterynaryjnych.- Pamiętam zajęcia, na których musiałem zbadać chorego konia, który cuchnął niemiłosiernie - wspomina Adam. - Zzieleniałem na buzi, było mi niedobrze, więc mówię do wykładowcy, czy mogę wyjść na chwilę, bo ten smród jest nie do wytrzymania. - Jak ci śmierdzi, to idź na teologię, tam pachnie kadzidłem - odburknął wykładowca. Zrozumiałem wtedy, że bycie weterynarzem, to nie tylko głaskanie piesków i kotków, ale też przykre zabiegi, odbieranie porodów maciory czy krowy, nacinanie zgorzeli, odrobaczanie. Pomyślałem; czy tego właśnie w życiu chcę. I odpowiedziałem sobie; tak!
Kiedy doktor Czerwiński zaczynał praktykować, w Poznaniu była tylko jedna lecznica dla małych zwierząt. Dziś jest ich ponad setka. Ludzie zupełnie inaczej patrzą na swoich pupilów niż kiedyś. Pies czy kot stał się rodzajem hobby. Czasem traktowanym w chory sposób. - Nie martwią mnie koronki czy kokardki na głowach pudelków - śmieje się doktor Czerwiński. - Ale kiedy widzę, że szczupła, zadbana kobieta przyprowadza do mnie zatłuszczonego do granic możliwości psa, to jest mi go żal. Ona go przekarmia niby z miłości, a tak naprawdę robi mu krzywdę.
Sam doktor ma trzy psy. Nie kupił żadnego z nich. Pierwszego przywiozła do niego straż miejska - pies wisiał powieszony za łapę na płocie. Doktor wyleczył go i zatrzymał. Drugiego przywieźli mu młodzi ludzie - psiak wpadł pod samochód, był w ciężkim stanie, miał złamaną miednicę, ledwo co udało się go uratować. Trzeci - to pies, którego właścicielka chciała uśpić, bo był agresywny. Adam spacyfikował go i pokochał.
- Zawsze miałem jakieś zwierzęta, niektóre z nich musiałem uśpić - wyznaje doktor Czerwiński. - Robię to tylko wtedy, kiedy muszę. Nigdy nie uśpiłem zwierzaka, bo się komuś znudził, albo przestał podobać. A są tacy ludzie. Ostatnio musiałem uśpić mojego ukochanego sznaucera olbrzymiego, chorował na raka kości, nic nie można już było zrobić. Zdarza mi się popłakać nad zwierzakiem, a raczej nad jego cierpieniem, mimo, że leczę już ponad 30 lat. Nie wstydzę się tego. Uważam, że weterynarz powinien być pasjonatem, inaczej nie ma czego szukać w tym zawodzie.
Podobnego zdania jest doktor Przemysław Repak. - Właściwie to chciałem być pilotem, ale nie dostałem się do szkoły lotniczej w Dęblinie- wspomina doktor. A że pochodzę z wioski na kielecczyźnie, gdzie mieszkałem otoczony przez zwierzaki, to w końcu wybrałem weterynarię. Po studiach osiadłem w Obornikach. Prowadziłem schronisko dla zwierząt, obsługiwane przez szkolną młodzież. Fajnie było. Dzieciaki uczyły się empatii i opieki nad zwierzętami, ale i dobrze bawiły. Organizowaliśmy konkursy na miss i mistera psów i kotów, robiliśmy pogadanki. Choć moje poglądy nie zawsze były popularne wśród ludzi. Kiedyś głośno powiedziałem, że jestem za eutanazją zwierząt nieuleczalnie chorych. Boże, co się potem działo! Internauci chcieli mnie zlinczować, podano mnie nawet do sądu lekarskiego, który mnie uniewinnił, ale co przeżyłem, to moje. A przecież mi chodziło o to, że jeśli zwierzę cierpi i nie można mu już pomóc, to należy mu ulżyć w męczarniach. Już nie mówię o tym, że w Stanach Zjednoczonych psa trzyma się w schronisku tylko przez dwa tygodnie. Jeśli przez ten czas nie znajdzie właściciela -usypia się go i koniec. Ja nie o takim usypianiu myślałem.
A co się dzieje z uśpionymi zwierzakami? Weterynarze podpisują z nami kontrakty - mówi Paulina Nowak z zakładu utylizacji "Saria" w Starym Tarnowie. - I my sami odbieramy od nich zwierzęta. Latem mamy na to 24 godziny - zimą - 48. Koszt utylizacji - to 40 groszy za kilogram zwierzaka. Od nas zwierzęta są transportowane do Krakowa i tam przetapiane. Dlatego nie możemy zapłakanej właścicielce pieska oddać prochów jej pupilka. A zdarzają się właściciele, którzy przyjeżdżają do nas po kilku dniach i żądają zwrotu zwłok pupila. Bo żałują decyzji o utylizacji. My już wtedy nie możemy nic zrobić.
Do zakładu w Starym Tarnowie trafiają nie tylko psy, koty i papużki, ale i zwierzęta z poznańskiego zoo. Był i słoń, i żyrafa, i wielbłąd. Napatrzyła się Paulina na zwierzęce zwłoki, napatrzyła i dlatego, kiedy jej własnego psa będzie musiała poddać utylizacji, nie będzie płakała. - Rutyna - wyjaśnia krótko.
Doktor Repak nie uważa, że jest dziś rutyniarzem. A mógłby - leczy zwierzęta już od kilkudziesięciu lat. Opiekuje się psami policyjnymi i więziennymi. Na przykład w zakładzie karnym we Wronkach było kiedyś 13 owczarków niemieckich, które spuszczano się na teren wokół więzienia na noc i te groźne psy też trzeba było leczyć. - Pamiętam, że tam, na swoim terenie, to one szczerzyły na mnie kły - śmieje się doktor Repak. - Ale kiedy przywożono je do mnie do gabinetu na jakiś poważniejszy zabieg, to miały podkulony ogon i trzęsły się ze strachu. Moją ulubienicą była Nutka- pies szkolony na wyczuwanie narkotyków. Jak więźniowie dostawali paczki z domu, to najpierw wąchała je Nutka. Nigdy nie przegapiła narkotyku. Była warta 40 tysięcy złotych. No, ale Nutki już nie ma, odeszła. Szkoda.
Czy ugryzł doktora kiedyś pies? - Pewnie, i to taki mały, z wyglądu wcale nie niebezpieczny. Wbił mi w tyłek wszystkie zęby. Miałem tez przypadek, że capnął mnie za rękę pies, którego właściciel z przerażenia uciekł z gabinetu. Ale dałem radę.
Najdziwniejsze zwierzęta, jakie przyszło mu leczyć? Boa dusiciel, taki pięciometrowy. - Przywieźli mi go ludzie z cyrku objazdowego. I mówią, ze trzeba dać mu zastrzyk. Boże, pomyślałem, w co ja mam dać mu zastrzyk, toż to pięć metrów kiełbasy leży przed mną, gdzie się wkłuć. Ale zapytałem opiekuna, gdzie ten Boa dostał ostatni zastrzyk i podałem mu kilka centymetrów dalej - wspomina doktor.
Albo chory kotek. No tak, przyjechał do doktora facet, że ma chorego kotka i szybko trzeba jechać mu pomóc. Jadą do cyrku, a tam w klatce lew. To ten kotek - mówi facet. - Bałem się, jasne, że się bałem, ale opiekun lwa przyciągnął go sznurek do obrzeży klatki i szybko dałem mu zastrzyk. Uratowaliśmy "kotka".
Najtrudniej leczy się ptaszki. Bo ptaszki bardzo się boją obcych ludzi, mogą dostać zapaści ze strachu, tylko dlatego, że dotyka je weterynarz. - Ja do nich gadam, z czułością, przemawiam i tłumaczę, że chce pomóc - mówi doktor Repak. - Ale zawsze jestem ostrożny, bo one mogą paść na miejscu ze stresu.
Doktor wie, że psy trzeba utylizować po śmierci, ale nie ma serca tego robić. - Wszystkie moje psy są pochowane w moim ogrodzie i to głową w stronę domu - wyznaje. - Ustawa ustawą, ale serce by mi nie pozwoliło, żeby było inaczej. Ach, te zasady, czasem trzeba je łamać. Na przykład taką, że pies nie powinien spać ze swoim właścicielem. No, jasne, że nie powinien, ale proszę to powiedzieć naszemu jamnikowi, który przez czternaście lat wylegiwał się w naszym łóżku. On by panią wyśmiał, proszę pani. A wiklinowy koszyk, w którym miał mieć legowisko, rozszarpał na strzępy już pierwszego dnia. Żeby sprawa była jasna. Bo psy też mają ciężkie charakterki, zupełnie tak, jak my.