Porozumienie Osiedli: bezsensowny twór?

Radni z poznańskich osiedli powołują Porozumienie Osiedli, dzięki któremu chcą mieć większy wpływ na to, co dzieje się w naszym mieście. Michał Grześ uważa, że będzie to bezsensowny twór, który chce wchodzić w kompetencje Rady Miasta.

30 z 42 poznańskich osiedli zrzesza Porozumienie Osiedli. Zdaniem osiedlowych radnych takie porozumienie pozwoli im jeszcze lepiej spełniać oczekiwania mieszkańców naszego miasta. - Porozumienie istnieje po to, by dana grupa radnych mogła powiedzieć, co dobrego zrobiła w jaki prosty sposób. To pokaże, że można iść za tym przykładem i zrobić coś właśnie tak - tłumaczy Halina Owsianna, przewodnicząca Porozumienia, radna osiedla Winogrady.

Porozumienie powstało z myślą o łatwiejszym rozwiązywaniu problemów ponadosiedlowych. Członkowie mają np. opiniować projekty dotyczące komunikacji czy inwestycji w okolicy ich osiedli.Nie mogą jednak podejmować żadnych decyzji. Dodatkowo, porozumienie nie posiada budżetu. Mają go za to rady osiedlowe - w tym roku jest to łącznie 17 milionów złotych.

Nie wszystkim podoba się pomysł stworzenia takiego porozumienia. - Doświadczenia z dotychczasowych działań porozumienia osiedli wskazują, że tam się nic nie dzieje - mówi Michał Grześ, radny miejski PiS, a także radny osiedlowy. - Jest to strata czasu. Przychodzenie i dyskutowanie o niczym - tłumaczy. - W mieście nie jest potrzebne kolejne ciało, które będzie opiniowało rozwój miasta - zapewnia.

Mariusz Wiśniewski, radny miejski z PO, który jest współtwórcą reformy rad osiedli uważa, że porozumienie złym pomysłem nie jest. - To regularne spotykanie się przewodniczących zarządów osiedli, czy rad osiedli po to, by wymieniać się informacjami - wyjaśnia.

Pierwsze spotkanie w ramach Porozumienia Osiedli odbędzie się 15 lutego. Do tego czasu osiedlowi radni będą zastanawiać się nad problemami, nad którymi mają wspólnie pracować.