Poznaniowi najłatwiej jest przyciągnąć turystów "za pół ceny"
Kolejki pod restauracjami, kasami ZOO i brak miejsc w hotelach. Ponad 150 właścicieli hoteli, restauracji i innych firm, które przyłączyły się do akcji "Poznań za pół ceny", nie narzekali w ten weekend na brak klientów. Ile turystów odwiedziło nasze miasto, wciąż liczymy.
Chociaż liczbę osób, które skorzystały z promocyjnych ofert "Poznania za pół ceny" mamy poznać dopiero za 2 tygodnie, według organizatorów tegoroczną, czwartą edycję akcji można już nazwać rekordową. - Poza oblężeniem w restauracjach okazało się, że w hotelach nie było wolnych pokoi. To generalnie nie zdarza się w weekendy w Poznaniu - mówi Jan Mazurczak, dyrektor Poznańskiej Lokalnej Organizacji Turystycznej. Według wstępnych relacji ankieterów, w sobotę i niedzielę do Poznania przyjechało również bardzo wiele osób z zagranicy.
- Każdy temat dobrze sprzedany przyciąga turystów - wyjaśnia sukces akcji Armin Mikos von Rohrscheidt, specjalista od turystyki kulturowej. - "Poznań za pół ceny" odbywa się też w dobrym terminie. Robi się ciepło, pojawia się wakacyjna atmosfera i ludzie szukają miejsca, do którego mogliby pojechać - dodaje.
Część odwiedzających korzystała z oferty "Poznań za pół ceny" już kolejny raz z rzędu. - Często klienci zapowiadali, że przyjadą też przyszłym roku, bo wciąż zdążyli wszystkiego obejrzeć. To pokazuje znakomicie, że nie jest tak, jak się czasem mówi, że Poznań jest miastem na trzy godziny - podkreśla z zadowoleniem dyrektor PLOT. Jan Mazurczak przyznaje jednak, że Poznań ma wciąż problem z przyciąganiem weekendowych turystów. Nie potrafimy ich też często przetrzymać w mieście na dłużej niż kilka godzin. Kolejne akcje, na wzór "Poznań za pół ceny", będą starały się to zmienić.
Tylko że jak Poznań ma dziś zarobić na fali turystów, która zalewa go prawie tylko w czasie 50-procentowej obniżki cen? - To się opłaca. Tylko w czasie poprzedniej akcji restauracje odnotowały średnio 5-krotny wzrost liczby klientów, a hotele 2-krotny - wyjaśnia Jan Mazurczak. - Po drugie byliśmy w ostatnich dniach na ustach całej Polski - dodaje.
Aby akcję zorganizować, najważniejsza była wola samych hoteli i restauracji. Urząd Miasta wydał na jej zewnętrzną promocję 200 tys. zł. - Działania promocyjne trwały od lutego. Obejmowały m.in. citylighy we Wrocławiu, Gdańsku i Warszawie oraz zabiegi PR-owe nakierowane na dziennikarzy w Niemczech - wylicza Borys Fromberg, z-ca dyrektora Biura Promocji Miasta.
Urzędnicy zamówili m.in. film promocyjny u twórców krótkich filmów stoplkatkowytch "Poznan I Love You". W internecie zobaczyliśmy też słynne wrocławskie krasnale, które z małymi niebieskimi walizeczkami wyjeżdżały na weekend do Poznania. W reklamówkach zabrakło jednak słabo rozpoznawalnych w Polsce, poznańskich atrakcji. - Reklama ma kogoś zaciekawić. Nie zawsze pokazywanie dosłownie reklamowanej rzeczy, np. Ratusza czy restauracji, przynosi najlepszy możliwy efekt - tłumaczy Borys Fromberg.
Poznański film uprzedzająco przepraszał za pustki w innych polskich miastach 4 i 5 czerwca. Nasza lekko złośliwa kampania spotkała się już z wrocławską odpowiedzią: