Poznaniowi nie zależy na wielkich centrach IT?
Absolwenci Politechniki Poznańskiej szukają dziś pracy m.in. we Wrocławiu, w zatrudniających po ponad tysiąc osób centrach technologicznych Nokii, HP i IBM. Poznańscy urzędnicy chwalą się pozyskaniem mniejszych centrów Roche czy McKinsey, ale już większym inwestycjom nie ufają, bo mogłyby podkupić pracowników od lokalnego biznesu. Czy Poznań może wylądować na bocznym torze?
W wyniku kryzysu i coraz większej konkurencji, międzynarodowe koncerny przenoszą coraz bardziej wymagające technologicznie i kadrowo działy swoich firm do tańszych krajów. W Polsce powstają przez to centra badawczo-rozwojowe, usług informatycznych i finansowych oraz wsparcia technicznego. W ściąganiu ich staliśmy się europejskim liderem. Jak wylicza "Puls Biznesu", na początku dekady w nowoczesnych centrach usług sektora BPO (Business Process Offshoring) pracowało kilka tysięcy Polaków. Dziś w całym kraju robi w nich karierę około 50 tys. pracowników, a ich liczba będzie rosnąć. Wśród nich jest 215 specjalistów zajmujących się systemami informatycznymi dla działającej na całym świecie Grupy Roche. - Decyzja o otwarciu już drugiego oddziału właśnie w Polsce wynikała z panującej w kraju stabilnej sytuacji polityczno-ekonomicznej oraz dostępności wysoko wykwalifikowanych specjalistów IT - wyjaśnia Anna Żur, Senior Communications Manager Roche Polska Sp. z o.o. - Roche poszukuje na poznańskim rynku pracy utalentowanych programistów, specjalistów wsparcia IT i testerów ze znajomością języka angielskiego. Często są to młodzi ludzie u progu kariery zawodowej - dodaje. Działający w branży medycznej Roche otworzył w Poznaniu drugie centrum, po Warszawie. Na tego typu inwestycjach zyskują ludzie i zyskują same miasta.
- Każda metropolia musi mieć funkcje, które pozwalają jej nawiązywać kontakty z otoczeniem zewnętrznym - mówi prof. Wanda W. Gaczek, kierownik Katedry Ekonomiki Przestrzennej i Środowiskowej na Uniwersytetu Ekonomicznego w Poznaniu. - Jeżeli do przestrzeni gospodarczej miasta wchodzi firma z branży opartej na wiedzy wysokich technologii, szczególnie branży informatycznej, to takie właśnie kontakty potencjalnie umożliwia, a właściwie ułatwia - dodaje. W latach 90-tych polskie metropolie walczyły między sobą o fabryki Opla czy Volkswagena. Dziś motorem ich rozwoju są właśnie nowoczesne centra usług.
Poznań zaczął trochę później
Aglomeracja poznańska wyrosła na krajowego giganta gospodarczego w czasach, gdy Polska zabiegała głownie o inwestycje produkcyjne. Jednym z naszych atutów była bliskość niemieckiej granicy. Zagraniczne firmy myślały, że jako pierwsi połączymy się z europejskim systemem autostrad. Po 20 latach okazało się jednak, że autostradą do granicy można dojechać z Wrocławia, a zachodni odcinek A2 jest wciąż w wielkiej budowie. Według raportu PwC, Poznań nadal wytwarza największe PKB na głowę mieszkańca (200 proc. średniej krajowej) po Warszawie (295 proc.) i przed Wrocławiem (154 proc.). Syty Poznań nie zauważył jednak momentu, gdy inne miasta postawiły już na zagraniczne centra IT i gospodarkę opartą na wiedzy.
- Wrocław zaczął szybciej ściągać tego typu inwestorów. My zaczęliśmy to robić cztery lata później - przyznaje Sebastian Bedekier, szef Biura Obsługi Inwestorów UMP. - Ściągamy takie centra od czterech, pięciu lat. Z tego powodu nie należy mieć żali, ani kompleksów. Dlatego Poznań zaczął później, bo nie miał osiem lat temu takich jak Wrocław problemów z zatrudnieniem - dodaje.
Wrocław osiem lat temu miał prawie 13-procentowe bezrobocie i mniej nowoczesną gospodarkę od Poznania, ale potrafił przekuć swoją słabość w sukces. Według raportu PwC, w drugiej połowie dekady był już najszybciej rozwijającym się miastem w Polsce, ściągając do siebie największe centra IT i wyspecjalizowanych usług dla biznesu. Wymienić można m.in. IBM - 2 tys. specjalistów, Hewlett-Packard - 2 tys., centrum rozwojowe Nokia Siemens Networks - 1,6 tys., a oprócz tego Tieto Entor - 400, Google i Irevna - po 200 i wiele innych, około stu osobowych biur zatrudniających informatyków i specjalistów innych branż. Swoje duże centra finansowe otworzyły we Wrocławiu m.in. Credit Agricole i Allied Irish Bank.
Poznań ma centra finansowo-księgowe MAN-a i Carlsberga zatrudniające po ponad 200 osób, centrum finansowe Franklin Templeton Investments - docelowo do 500 osób, informatyczne Roche, GlaxoSmithKline i Ciber - po ponad 200 osób. Centrum księgowe IKEA ma zatrudnić 300-400 pracowników, a jeśli inwestycje odniesie sukces, jest szansa na kolejne kilkaset etatów. W biurze McKinsey&Company (trzecim w Polsce po Warszawie i Wrocławiu) znajdzie pracę do 200 analityków. Mamy też wiele małych, kilkudziesięcioosobowych centrów usług. Microsoft zatrudnia w Poznaniu 20 informatyków. We wszystkich tych biurach nieustannie trwa rekrutacja, a sami inwestorzy niechętnie upubliczniają dokładną liczbę swoich pracowników, dlatego trudno zestawić dokładne liczby z obu miast. Nie potrzeba jednak kalkulatora by zauważyć, że Wrocław daleko nas wyprzedził. Czy musi to być trwała tendencja?
- Wypadamy nieźle w najważniejszych rankingach IT, prowadzonych przez Gartner, Pentor czy PARP, gdzie Poznań pojawia się obok trzech, czterech polskich ośrodków IT, takich jak Warszawa, Kraków i Wrocław - uspokaja Adam Olszewski z Poznańskiego Centrum Superkomputerowo-Sieciowego. Wtóruje mu prof. Wanda W. Gaczek: - Wydaje się, że Poznań bardziej boi się efektu Wrocławia w przyciąganiu inwestorów zaawansowanych technologii, niż Wrocław Poznania. Wydaje mi się jednak, że przewaga Wrocławia nie jest już tak ważna jak kilka lat temu. Poznań ruszył i to, co się nazywa w Wielkopolsce pracą organiczną, przynosi stopniowe efekty. (...) Są oczywiście też popełniane błędy.
Raport PwC o rozwoju polskich metropolii z 2010 r. wskazuje, że tzw. potencjał rozwojowy Wrocławia w kategorii "Ludzie" (siła mieszkańców) jest bardzo zbliżony do poznańskiego. Podkreśla to prof. Czesław Jędrzejek, informatyk z Politechniki Poznańskiej - Jednym z najistotniejszych kapitałów prowadzących do inwestycji w IT są "Ludzie", w tym wykształceni w specjalnościach informatyki i telekomunikacji. Kapitały w kategorii "Ludzie" są zbliżone w Poznaniu i we Wrocławiu. W obu miastach uczelnie każdego roku wypuszczają na rynek około 900 informatyków, natomiast Wrocław kształci większą liczbę absolwentów telekomunikacji - wyjaśnia. W nasze silne karty niezmiennie wietrzy Sebastian Bedekier: - Poznań ma większe szanse rozwojowe niż inne miasta w Polsce, ale żeby osiągnąć sukces musi się konsekwentnie promować, aby za 5 - 7 lat nie powiedzieć, iż zmarnowano szansę - przestrzega. A zatem dbajmy o promocję, przyciągajmy studentów i nie marnujmy szansy na powtórzenie "efektu Wrocławia".
Idzie Nokia
Nokia Siemens Networks, która już ma 1600-osobowe centrum rozwojowe we Wrocławiu, a także, za sprawą przejęcia firmy Motorola, kolejne 200-osobowe w Krakowie, ogłosiła, że gdzieś w Polsce może powstać centrum-gigant dla 2 do 4 tys. specjalistów. - W takich ośrodkach pracują informatycy i inżynierowie telekomunikacji - mówi Andrzej Styliński, rzecznik NSN w Polsce. - Nie wiadomo jeszcze, czy zapadnie ostateczna decyzja o powstaniu takiego centrum. Taki projekt jest rozważany - dodaje. Global Service Delivery Center Nokii ma służyć umocnieniu jej pozycji na polskim rynku, a zarazem obsługiwać firmy w całej Europie. - Zastanawiamy się nad tym, czy zrobimy to w Polsce czy nie zrobimy. Nie rozważamy żadnej alternatywnej lokalizacji dla tego centrum - wyjaśnia Andrzej Styliński. Według grudniowych zapowiedzi Nokii, decyzja o lokalizacji nowego polskiego centrum zapadnie w pierwszym kwartale tego roku. Czy zatem Poznań nie zmarnuje szansy by ściągnąć Nokię?
- Nie zawsze jest prawdą, że gdy media donoszą, że jakiś koncern szuka lokalizacji pod inwestycję, to on jej jeszcze szuka - odpowiada Sebastian Bedekier z poznańskiego Urzędu Miasta. - Moim zdaniem, może być to zabieg PR-owy ze strony firmy, a dana lokalizacja jest już wybrana. Swojej wiedzy nie opieram na gazetach, tylko na tych, którzy te projekty prowadzą: firmach konsultingowych czy agencjach rządowych - tłumaczy. A więc już po sprawie. Nokia utworzy kolejne miejsca pracy nie w Poznaniu?
- Tu jest cały pies pogrzebany - mówi Andrzej Styliński z NSN w Polsce. - Plany powstania takiego centrum są związane z chęcią rozszerzenia naszych biznesów w Polsce. To nie znaczy jednak, że będziemy tworzyć nowe miejsca pracy - dodaje.
Jak dalej wyjaśnia Styliński, nowe centrum NSN będzie dostarczać usługi innym operatorom, np. zarządzać ich sieciami. Firmy te będą mogły dzięki temu zrezygnować z części etatów własnych informatyków, których będzie chciała zgromadzić w jednym miejscu u siebie Nokia Siemens Networks, na zasadzie outsourcingu. Firma ma w tym zakresie spore doświadczenie. W ostatnich latach przetransferowano do niej ponad 13 tys. etatów specjalistów z firm operatorskich na całym świecie. Czy zatem centrum NSN powstanie raczej w miejscu, gdzie już dziś mieszczą się największe centra usług telekomunikacyjnych, na zasadzie przyciągania? - Idąc tą ścieżką rozumowania, miałby pan rację. Ale nie mam więcej wiedzy na ten temat - odpowiada mi Andrzej Styliński. A Sebastian Bedekier dodaje na pocieszenie: - Centra po tysiąc, dwa tysiące pracowników nie są do końca dobre dla miast, bo powstając drenują cały rynek. Tworzy to problem dla innych centrów, które nie mają skąd rekrutować pracowników.
Więc Poznań nie chce, by firmy walczyły o pracownika?
- Biorąc pod uwagę bezrobocie w Poznaniu - kontynuuje Bedekier - które nie przekracza 3 procent, tak naprawdę nam zależy bardziej na takich centrach jak obecnie otwiera McKinsey. 200 pracowników, ale o konkretnym profilu wykształcenia. To już nie jest zwykłe centrum usługowo-księgowe, ale coś bardziej zaawansowanego. Nie jest tak, że IBM tworząc centrum na 1500 osób zatrudnia je od razu i bez szkody dla innych centrów działających już w mieście. Pracownicy i absolwenci wyższych uczelni nie rosną jak grzyby po deszczu. Czy zależy nam, aby była wojna pomiędzy centrami w Poznaniu? Nie.
A więc Urząd Miasta w Poznaniu nie chce, aby to firmy walczyły o pracowników. Czy dlatego, że mogłoby to spowodować np. licytację coraz wyższych ofert zarobków dla księgowych i informatyków? Czy może spędza to sen z powiek lokalnych biznesmenów, prowadzących od lat hurtownie zabawek gdzieś w Wysogotowie i spotykających się z urzędnikami na gospodarczych forach? - Poznań opiera się na małej i średniej przedsiębiorczości, co z punktu widzenia rozwoju miasta jest lepsze, bo te firmy są mniej podatne na dekoniunkturę i kryzys. Tego typu centrum usługowo-księgowe firma jest w stanie przenieść np. z Anglii do Polski a potem z Polski na Ukrainę w ciągu pół roku - mówi Sebastian Bedekier. Tymczasem, jak ostatnio informowała "Gazeta Wyborcza", poznańscy pracownicy zarabiają średnio o 1000 zł mniej niż ci w przyjmującej najwięcej inwestycji Warszawie i o 100 zł mniej niż we Wrocławiu.
Z zasadą, aby Urząd Miasta martwił się w pierwszej kolejności o lokalnych pracodawców, a później pracowników, nie zgadza się Paweł Sowa ze Stowarzyszenia "Inwestycje dla Poznania": - Oczywiście, że i o te wielkie centra trzeba się starać. Nie rozumiem logiki, według której centrum na 2 tysiące specjalistów jest za duże, więc o nie po prostu nie walczymy. Takie myślenie to absurd i ono może się na nas bardzo zemścić - ostrzega. I zaraz dodaje: - Im więcej miejsc pracy, tym lepiej. To większa oferta wyboru dla potencjalnych pracowników oraz wzrost atrakcyjności miasta na krajowym rynku pracy. Przecież inwestycje są dla ludzi i mają służyć wzrostowi gospodarczemu. Mamy się ograniczać?
W ostrożności władz Poznania szuka uzasadnienia prof. Wanda W. Gaczek z UEP: - Istnieje niebezpieczeństwo przeinwestowania. Takie wielkie ilościowo inwestycje "przyciągane" przez metropolie mogą wywoływać niebezpieczeństwo, że metropolia nie będzie w stanie wchłonąć wszystkich korzyści, które będą się z tego powodu pojawiały - tłumaczy. Ale czy Poznań w tej chwili już cierpi na nadmiar wielkich inwestycji IT?
- Przeprowadziłem kiedyś ankietę, z której wynikało, że wielu absolwentów Politechniki Poznańskiej pracuje we Wrocławiu - mówi prof. Czesław Jędrzejek. - Specjaliści z innych miast mogliby równie dobrze szukać pracy w centrach w Poznaniu - dodaje. Podobnie myśli Paweł Sowa: - Nawet jeśli specjalistów w jakiś branżach w Poznaniu brakuje, to należy ich przyciągnąć! Ludzie przeprowadzają się właśnie za dobrą pracą (...). Poznań dziś traci mieszkańców na rzecz pobliskich gmin i pozyskanie nowych obywateli jest dla niego kluczową kwestią.
Ściągnięcie wielkich inwestycji technologicznych, takich jak Nokia Siemens Networks, wcale nie musiałoby oznaczać wstrząsów dla lokalnego rynku pracy. - Pełna rekrutacja do nowego centrum IT trwa kilka lat. W tym czasie powinniśmy być w stanie zapełnić centrum na 2 tys. pracowników - mówi prof. Czesław Jędrzejek z Politechniki Poznańskiej. - Pamiętajmy, że wielkie centra utrzymaniowe i badawcze nie zatrudniają tylko informatyków. To także specjaliści od elektroniki czy kierunków ekonomicznych lub zarządzania - dodaje. Zdaniem profesora Jędrzejka, Poznań nie powinien więc odpuszczać: - Wydaje mi się, że należałoby podjąć takie ryzyko, ponieważ w przypadku czegoś tak wartościowego jak duże centrum badawcze czy utrzymaniowe w dziedzinie telekomunikacji (2000 osób) nie możemy mówić, że lepiej poradzimy sobie bez niego. Zawiązują się silne związki z uczelniami. Nawet gdy centrum IT jest likwidowane, jego byli pracownicy mają już wiedzę, jak się pracuje w ich branży na światowym poziomie. Zakładają własne firmy IT albo przechodzą do innego centrum. Każde centrum IT powoduje podwyższenie kompetencji pracowników. Są pewne rzeczy, których nie nauczyliby się na uczelni.
Kroczymy wolno, obyśmy się nie zatrzymali
Poznańscy pracownicy czekają na wielkie inwestycje. Jakie mamy szanse na ich pozyskanie kolejnych latach? - Pierwsze dane, o jakie pytają inwestorzy IT, to zasoby ludzkie i komunikacja - tłumaczy Adam Olszewski z PCSS. - Obecnie w Poznaniu 6000 osób studiuje kierunki informatyczne. Co roku miasto wypuszcza ponad 1000 absolwentów kierunków IT i kilkakrotnie więcej kierunków związanych z IT. Według badań PENTOR 90 proc. absolwentów porozumiewa się co najmniej w dwóch językach, najczęściej angielskim i niemieckim, w tym ponad połowa włada językami biegle - wylicza. Adam Olszewski ocenia ogólnie pozytywnie działania władz Poznania. Wskazuje na udział urzędników w targach IT oraz na powstające klastry technologiczne. - Co ważne, miasto konsultuje swoje przedsięwzięcia z przedsiębiorcami bezpośrednio bądź za pośrednictwem Wielkopolskiego Klastra Teleinformatycznego. W rezultacie środki są przeznaczane na cele zgodne z potrzebami - dodaje.
- Poznań w ostatnim czasie rozwija się równomiernie w górę, a Wrocław rozwija się skokowo. Wrocław kilka lat temu startował z zupełnie innego pułapu ekonomicznego niż Poznań - podsumowuje Sebastian Bedekier. Zgadza się z nim prof. Wanda W. Gaczek: - My idziemy stopniowo swoim krokiem i oby tylko ta sytuacja trwała - wskazuje. Możemy jednak napotkać przeszkody.
- Występują tutaj dodatkowe czynniki - uprzedza prof. Czesław Jędrzejek. - Miasto może nie posiadać tak dużej infrastruktury (biurowiec). Wchodzące centra żądają znacznych ulg podatkowych, czy dofinansowania (także na poziomie rządowym - a ostatnio są zapowiedzi ograniczenia tych dotacji), a miasta może na to nie być stać - dodaje.
Według oszczędnościowego planu polskiego rządu, od początku 2011 r. na jego dopłaty nie mogą liczyć inwestorzy pragnący ulokować swoje centra nowoczesnych usług w miastach o najniższym w Polsce bezrobociu. Uderza to m.in. w Poznań i Wrocław. Eksperci ostrzegają, że firmy typu McKinsey raczej nie będą tworzyć kilkusetosobowych Centrów Wiedzy w Radomiu czy Grudziądzu, a Polska straci te inwestycje np. na rzecz południowych sąsiadów. Prezydenci Poznania, Katowic, Lublina, Gdańska i Wrocławia wysłali przed Sylwestrem list do Donalna Tuska z apelem o rezygnację z zagrażającego nowym inwestycjom prawa.
Najpopularniejsze komentarze