Poznań marzył o wysokości - zobacz projekty
Poznańscy urbaniści nie lubią wieżowców? Kto chciał je stawiać przy ul. Roosevelta? Dlaczego przez kilka lat nie potrafimy stworzyć deptaku? Czy mieszkańcy Śródki boją się rewitalizacji? Z Architektem Miasta Andrzejem Nowakiem rozmawia Maciej Kabsch.
Maciej Kabsch: Gdzie w Poznaniu jest miejsce na wieżowce?
Andrzej Nowak: Na terenie Poznania nie ma wielu obszarów, na których można stawiać budynki wysokościowe, przekraczające 55 metrów. Jest to zdeterminowane przez strefy nalotów na lotniska Ławica i Krzesiny. W rejonie, o którym rozmawiamy w kontekście poznańskiego "City", czyli na Wolnych Torach, ruch lotniczy ogranicza wysokość budynków do około 100 metrów. Wysokość ta może się nieznacznie podnosić w kierunku wschodnim. Np. przy placu Andersa może to już być około 115 metrów.
W pewnym sensie przez to ograniczenie pojawiła się koncepcja tzw. bram miasta: pojedynczych, wysokich budynków przy trasach wlotowych do Poznania. Kilka lat temu bliski realizacji był. projekt Bramy Południowej w rejonie ulicy Głogowskiej autorstwa arch. Sławomira Rosolskiego. Dwa lata temu, w tę koncepcję wpisał się pomysł Hiszpanów, którzy chcieli wybudować w Poznaniu superwieżowiec, 240-metrowy Poznań Forum przy rondzie Żegrze. Ta koncepcja wydawała się od początku mało realna, ale my, w urzędzie miasta, nie chcieliśmy być tymi, którzy blokują odważne projekty. Na potrzeby tej inwestycji wykonano opracowanie studialne wysokości budynków w tym rejonie.
Architekt Miasta Tadeusz Pełeszuk wywołał w 1989 roku burzę swoją propozycją, aby poznańskie "City", ciąg wysokich budynków, powstało przy ul. Roosevelta. Propozycja była szeroko dyskutowana. Spotkała się z bardzo różnym odbiorem, od zachwytu, do zupełnego potępienia.
Studium Uwarunkowań i Kierunków Zagospodarowania Przestrzennego przewiduje dla całego centrum, również dla okolic Andersii i wieżowca Uniwersytetu Ekonomicznego, budynki o 5 - 6 kondygnacjach. Czy ten miejski dokument neguje to, co się wydarzyło w poznańskiej architekturze po 1945 r.?
Kiedy powstał pierwszy plan zagospodarowania przestrzennego po 1989 roku - plan ogólny - uchwalony w grudniu 1994 r., przyjęto że Poznań, na obszarze centrum, powinien być zabudowany budynkami o wysokości 5 kondygnacji ewentualnie z 6 kondygnacją "wycofaną lub pod stromym dachem". Odpowiadało to zabudowie z przełomu dziewiętnastego i dwudziestego wieku oraz okresu międzywojennego. Plan ten w pewnym sensie "nie uwzględniał" takich przykładów poznańskiego modernizmu jak Okrąglak, Alfa czy wieżowiec UEP. Tak określona pożądana wysokość zabudowy w śródmieściu Poznania mocno się od tamtego czasu w poznańskim środowisku architektów i urbanistów a także historyków sztuki utrwaliła. Praca nad obecnie obowiązującym Studium zagospodarowania przestrzennego trwała ponad 4 lata. Jego uchwalanie, w 2008 roku, było bardzo trudne (ale konieczne) co spowodowało, ze wiele ustaleń Studium przyjęto wprost z poprzednio obowiązującego planu ogólnego, który był w pewnym sensie "pierwowzorem" tego dokumentu. Uważam jednak, że zapisy o wysokości budynków w Studium należy ponownie przeanalizować i tam gdzie to konieczne, skorygować, bo nie przystają one do rzeczywistości i - jak twierdzą niektórzy - krepują "swobodę twórczą" w odważnym kształtowania śródmieścia.
Na podstawie ograniczeń wysokości w Studium pojawiły się ostatnio protesty wobec planowanego wieżowca w rejonie ul. Towarowej. Powoływano się na werdykt NSA z Torunia, który orzekł, że wszystkie inwestycje w centrum muszą być zgodne ze Studium. Mamy więc zapomnieć też o Korona Tower i projektowanym przez Holendrów wieżowcu przy Starej Drukarni?
Nie ma w tej chwili wniosku w sprawie budowy wysokościowca w rejonie ul. Towarowej. Inwestor jest w trakcie uzyskiwania pozwoleń na apartamentowiec przy tej ulicy, który będzie miał zróżnicowaną wysokość a w najwyższym punkcie będzie nieco niższy od stojącego obok budynku Delta Office. Wyrok z Torunia jest - jak do tej pory - jednostkowy. Do planowanego w tym rejonie kompleksu budynków całkowicie nie przystaje. Został przytoczony jako przykład werdyktu mówiącego, że wszystko musi być budowane zgodnie zapisami Studium. Mogę przywołać kilkanaście innych przykładów, gdzie sądy administracyjne w podobnych sporach orzekały, że zapisy studium nie mogą ograniczać właścicieli nieruchomości i działających w ich imieniu architektów. Studium nie jest aktem prawa miejscowego. Jeśli dla jakiegoś obszaru nie ma obowiązującego planu zagospodarowania wówczas warunki zabudowy ustalane są w decyzji. Decyzję poprzedza analiza funkcji parametrów i cech zabudowy w obszarze wokół planowanej zabudowy (w tzw. "obszarze analizowanym"). Parametry ustalone po takiej analizie nie muszą odpowiadać zapisom Studium. I jest to zgodne z prawem.
Takie analizy dla wyższych budynków przeprowadzane zostały m.in. dla Ringu Stübbena. W konkursie na nową siedzibę Urzędu Marszałkowskiego przy al. Niepodległości autorzy projektów otrzymali pewna swobodę w kształtowaniu wysokości budynku. Większość propozycji stanowiły wieżowce. W pracowni z Dubaju zaprojektowano nawet budynek ponad 30-piętrowy. Projekt hiszpański, który otrzymał druga nagrodę w konkursie, też zaproponował budynek wysokościowy. (Ostatecznie wybrano projekt gmachu, który ma paręnaście kondygnacji, podobnie jak stojący obok hotel Polonez.)
Także w konkursie na koncepcję budynku w miejscu dawnego Bałtyku, przy Starej Drukarni zgodzono się, aby wysokość nowego budynku została zaproponowana przez samych architektów. Trzy czwarte nadesłanych prac konkursowych to były wysokościowce. Główną nagrodę zdobył jednak niski budynek, który przez wiele osób został uznany za zbyt zachowawczy i nieatrakcyjny. Organizator konkursu nie został usatysfakcjonowany wynikiem konkursu. Obecnie nad ostatecznym kształtem budowli pracuje znana holenderska pracownia architektoniczna MVRDV.
Czy coś się będzie działo w 2011 r. wokół Wolnych Torów? Przed wyborami o tym miejscu jeszcze raz przypominał nam prezydent Ryszard Grobelny.
Dzisiaj wszystkim wydaje się, że Wolne Tory to coś, co było zawsze. Natomiast pomysł Wolnych Torów pojawił się u nas mniej więcej 20 lat temu. Wcześniej wśród poznańskich architektów i urbanistów funkcjonowało pojęcie "płyta nad torami". Historycznie centrum Poznania przesuwa się ze wschodu na zachód: z Ostrowa Tumskiego, przez Stary Rynek na Plac Wolności i dalej. W latach 80-tych przewidywano, że środek ciężkości przesunie się w rejon MTP. Nowe centrum miało być budowane na płycie nad torami, pomiędzy uniwersytetem a ul. Roosevelta. Była wielka dyskusja o tym, jak tą płytę zaprojektować. Pojawiały się różne projekty. Ale wszystko rozbijało się - jak i dzisiaj - o pieniądze. Koszty takiej płyty, w latach 70-tych czy 80-tych były niewyobrażalne.
Na początku lat 90-tych zorganizowałem seminarium i dyskusję o nowym centrum Poznania. Zaprosiłem, miedzy innymi, profesora z Bazylei, którego zespół projektował dworzec na płycie nad torami w tym szwajcarskim mieście. Kiedy profesor przyjechał do Poznania na sympozjum, powiedział takie zdanie: "Panowie, ale dlaczego wy się pchacie na tę płytę? Przecież macie wolne tory!" (Tory przy dworcu głównym akurat "się uwolniły") No i mamy odtąd Wolne Tory w Poznaniu. Potem był ogólnopolski konkurs architektoniczny na zagospodarowanie Wolnych Torów. Zwyciężył projekt zespołu pracującego pod kierunkiem prof. Jerzego Buszkiewicza. Od tej pory dla tego terenu opracowano wiele projektów Przewiduję jednak, że o zagospodarowaniu Wolnych Torów będziemy długo dyskutować a ich pełne zagospodarowanie będzie realizowało się przez kolejne 20-30 lat.
Mamy w samym śródmieściu wciąż dużo działek do zagospodarowania: 27 Grudnia, Małe Garbary, Plac Wiosny Ludów, Królowej Jadwigi. Wolne Tory dla poznańskiego rynku biurowego mogłyby być dziś za duże.
Tak. Ale pozostając przy tej odleglejszej wizji, moja własna, osobista idea dotycząca Wolnych Torów jest taka, aby je połączyć bezpośrednio z autostradą. Z Wolnych Torów do A2 prowadzi dziś szeroki, wolny (z jednym przewężeniem) pas ziemi, poprzecinany torami kolejowymi. Od węzła Dębina mógłby odchodzić prostopadle na północ odcinek autostrady prowadzący wprost do poznańskiego City, przecinałby się kolejno z nasza III i II ramą komunikacyjną. Jest to pomysł dziś nieco fantastyczny i na pewno kosztowny. Czyż nie wolno jednak czasem puścić wodze fantazji?
Rzeczywiście, szacunkowy koszt 36 kilometrów III ramy to ponad 9 mld zł. Dla porównania, dochody Poznania w 2011 r. mają wynieść 2,5 mld zł, a dług pod koniec roku 2 mld. Czy jest sens, abyśmy w tej dekadzie w ogóle wspominali o III ramie?
Na pewno nie jesteśmy w stanie teraz budować III ramy z własnych środków, a nawet przy jakiejś znacznej, zewnętrznej pomocy. Natomiast idea tego projektu jest słuszna. Łatwo jest teraz mówić miastom, które już "swoje ramy" komunikacyjne mają zbudowane, że w dzisiejszych czasach takich rozwiązań już u siebie nie projektują.
Istnieje szansa zrealizować ten projekt w ramach partnerstwa publiczno-prywatnego. Możliwość tę bada specjalny zespół powołany przez prezydenta Kruszyńskiego. Wymienialiśmy na ten temat doświadczenia z inżynierami z Tel Awiwu, gdzie o to partnerstwo jest opata większość inwestycji komunikacyjnych i nie tylko. Wielkim dla nas zaskoczeniem było to, że Kneset powstał w partnerstwie publiczno-prywantnym. Izraelski parlament to budynek, który jest wynajmowany przez rząd od spółki, która go zbudowała!
Wracając do III ramy, ona wpisuje się w naszą strategię budowy miasta zwartego. Do roku 1990 Poznań rozwijał się pasmowo. Realizowane było tzw. północno-wschodnie pasmo rozwojowe, przez Winogrady, Piątkowo, Morasko, Miękowo i Owińska aż do Murowanej Gośliny. Plan ogólny, uchwalony w 1994 r., tworzy miasto zwarte. Idea ta kontynuowana jest w naszym Studium. Projektowana III rama komunikacyjna stanowi granice tego obszaru. W jej obrębie, w najbliższych latach, będą się dokonywały przekształcenia i procesy rewitalizacyjne na terenach poprzemysłowych i składowych. Będzie się kształtować nowa wartość, przestrzeń o miejskim charakterze.
Kilometr linii metra kosztuje w Europie średnio 300 mln zł. Kilometr zwykłej linii tramwajowej parędziesiąt milionów. Zamiast fragmentu III ramy, np. ze Starołęki do ul. Bałtyckiej, mielibyśmy metro od Stadionu Miejskiego, przez Święty Marcin, do Rataj. Albo zamiast tego linie tramwajowe gdzie tylko sobie wymyślimy.
Siatka tramwajów w Poznaniu jest w miarę dobrze rozwinięta, funkcjonuje i cały czas jest rozbudowywana. W momencie, gdy się pojawiają nowe środki, kolejne linie są przedłużane. Nowym taborem MPK naprawdę może się pochwalić. Transport szynowy nie jest jednak panaceum. Mieszkańcy Poznania przemieszczają się pomiędzy dzielnicami także samochodami. Nie sadzę aby chcieli z tego zrezygnować.
Co z deptakami w centrum? Dlaczego ciąg pieszy na Wrocławskiej jest zapowiadany dopiero na 2012-2013 r.? Ludzie już teraz chcą chodzić środkiem tej ulicy.
Dla obszaru starego miasta mamy opracowany plan miejscowy, który przewiduje ciągi piesze: Chwaliszewo, Wroniecka, Wrocławska... Na podstawie tego planu można je już dziś realizować, pod warunkiem, że są pieniądze i "wola polityczna". Jeżeli chodzi o ul. Wrocławską, taka wola się objawiła. W związku z tym przeprowadzony został konkurs, Nie był to konkurs realizacyjny. Chodziło o zebranie ciekawych pomysłów. Nadesłane prace nie miały, niestety, zbyt wysokiego poziomu, chociaż zawierały cały szereg interesujących propozycji. Efekt jest taki, że jeżeli teraz realizator ciągu pieszego ogłosi przetarg na jego wykonanie, startujący w przetargu będą korzystać z najciekawszych elementów prac konkursowych - oczywiście z poszanowaniem praw autorskich uczestników konkursu.
Realizator projektu, czyli ZDM zapewnia, że przeprowadzi przetarg w 2011 r., jeśli tylko pieniądze na ten cel znajdą się w budżecie. Ale po co tracić lata na konkursy, przetargi i wymieniać prawie nową nawierzchnię na Wrocławskiej? Nie lepiej było kilka miesięcy temu po prostu zmienić znaki drogowe i pozwolić na rozstawienie ogródków przy restauracjach?
To są szczegóły realizacyjne. My mówimy o pewnej idei. Tą ideą jest połączenie ciągiem pieszym Starego Browaru przez ul. Półwiejską, poprzez Kupca Poznańskiego, ze Starym Rynkiem.
Jak pan pamięta, niektóre projekty konkursowe na remont Wrocławskiej były tylko kosmetyczne, a inne proponowały mocniejszą ingerencję, np. odsłanianie średniowiecznych murów pod ulicą. Ale takich rozwiązań akurat nie przewidujemy. Teraz kolejnym etapem będzie wykonanie projektu realizacyjnego na zlecenie Zarządu Dróg Miejskich.
Czy w Poznaniu jest jakaś rzeczywista determinacja rewitalizacji przestrzeni publicznej? Nie mówię nawet o wielkich projektach jak Kaponiera, ale o małych, ale fundamentalnych sprawach: deptaki, ławki, zieleń... Gdy np. pytam, dlaczego na szerokim chodniku wzdłuż 27 Grudnia nie ma ławek ani pozwolenia na wystawienie kawiarnianych ogródków, miasto odsyła mnie do swojej jednostki pomocniczej, czyli ZDM.
Zwykle jest tak, że jak pan pyta kogoś o coś, za co nie odpowiada, to wskaże innego, odpowiedniego adresata. Ja też, jako architekt miasta, na tą kwestię nie mam większego wpływu, ale dostrzegam potrzebę skoordynowanych działań. Muszę powiedzieć, że coraz więcej takich skoordynowanych działań w naszym mieście przeprowadzamy.
Wszystko, co się dzieje w ciągach pasów drogowych, leży w gestii ZDM, który współpracuje, miedzy innymi, z Zarządem Zieleni Miejskiej. Mój wydział działa tu, że tak powiem, inspirująco. Np. od pół roku funkcjonuje interdyscyplinarny zespół, zajmujący się umieszczaniem w przestrzeni publicznej elementów plastycznych, które nie są pomnikami. Nie są też elementami czysto technicznymi, ale są, powiedzmy, takimi miejskimi meblami.
Co na przykład?
Podam niby drobiazg, ale to bardzo ciekawa inicjatywa. Opiniowaliśmy pomysł aby upamiętniać ludzi lub wydarzenia w życiu społeczności lokalnych przez posadzenie drzewa wraz z informacją z tym związaną. Stwierdziliśmy, że to świetny pomysł. Proszę sobie np. wyobrazić na Morasku aleję drzew habilitowanych doktorów. Będzie jednolity wzór tabliczek informujących. Gdy zgłosi się osoba, pragnąc sfinansować taki "zielony znak", my wskażemy odpowiednie miejsce.
Wracając do dużych działań, wspólnie z naszymi specjalistami od rewitalizacji wykonywaliśmy projekty związane ze Śródką i Chwaliszewem. Uczestniczyliśmy w konkursach na Interaktywne Centrum Historii Ostrowa Tumskiego i Rezerwat archeologiczny na Ostrowie Tumskim (wspólnie z Muzeum Archeologicznym). Dwa ostatnie projekty są w realizacji.
Wbrew zapowiedziom, Śródka wcale się nie ożywiła. Wyprowadziło się stamtąd m.in. Kino Malta. Słyszałem historię, że gdy dziś ktoś na Śródce jest eksmitowany, ludzie w oknach kwitują to stwierdzeniem "eh, to znowu rewitalizacja".
Myślę, że oczekiwania co do nagłej szybkiej przemiany Śródki zostały nieco nadmiernie rozbudzone.
Najpopularniejsze komentarze