Reklama
Reklama

Po drugiej stronie muru

Koziegłowy. Jedna z największych polskich wsi, graniczy z Poznaniem. O tym wie większość poznaniaków. Nie każdy jednak ma świadomość tego, że w sąsiedztwie Zakładu Drobiarskiego Koziegłowy przy ulicy Piaskowej mieści się zakład karny, w którym swoją karę odsiaduje blisko 500 osadzonych.

Wejść za mur

Droga do więzienia w Koziegłowach nie jest skomplikowana. Wystarczy skręcić z ulicy Gdyńskiej w prawo tuż za znakiem Koziegłowy i jechać przed siebie. Wziąć dwa zakręty, minąć Zakład Drobiarski, zamknięty szpital i przed oczami zaprezentuje się więzienie. Alcatraz to to nie jest - wymieniamy spostrzeżenia z Łukaszem, fotografem, który przyjechał ze mną do Koziegłów.

Zakład Karny otacza mur o wysokości, na oko, około 4 metrów. Szczyt obwarowania pokryto drutem kolczastym. Z lewej strony widać wieżyczkę strażnika, na której służba nie jest pełniona już od 14 lat. Dziś wystarczy monitoring. Jednak aby wejść za mur, trzeba przejść przez całą złożoną procedurę.

Strażnik prosi nas przez małe okienko o dowody tożsamości. Dołączamy też legitymacje prasowe. Po chwili drzwi do zakładu się otwierają. Sprzętu elektronicznego nie mogą państwo wnieść na teren więzienia - informuje strażnik. Telefony komórkowe zostają więc u niego. Dyktafon i aparat fotograficzny bierzemy po zgodzie dyrektora więzienia. Strażnik wypisuje nam przepustki, sprawdza nas wykrywaczem metalu, przepuszcza nasze torby przez rentgen. W porządku, to wszystko - mówi. Zaprowadzę państwa do administracji.


Wychodzimy z małego budynku, przechodzimy przez pokaźną furtkę, która zamknięta jest na klucz. Teren zakładu jest dosyć rozległy. Rosną tu zadbane krzewy i przycięte drzewa. W ziemi nie ma chwastów. Ładnie tu - mówię do strażnika. Teraz jest zimno - odpowiada. Ale niech mi pani wierzy, że w lecie, jak słońce świeci i więźniowie powykładają się z kocami na trawie, to normalnie jak w domu wczasowym tu mają - zapewnia.

Trafiamy do administracji więzienia. Czekają na nas major Krzysztof Kościelski, zastępca dyrektora zakładu, oraz kapitan Arkadiusz Szymański, kierownik Działu Penitencjarnego.

O więzieniu słów kilka

Zakład Karny w Koziegłowach istnieje od 1977 roku. Początkowo kary odbywali tu skazani na mocy wyroków sądów wojskowych. Byli to więc żołnierze, podoficerowie, oficerowie. Trafiali tu również funkcjonariusze Milicji Obywatelskiej, a także SW. Więzienie miało wtedy charakter ośrodka pracy. Przez następne lata zakład się zmieniał. Przez pewien czas wyroki odsiadywały tu również kobiety.

Zakład Karny działa w obecnej formie od 1996 roku. Jest to więc więzienie półotwarte z jednym oddziałem otwartym. Przebywają tu skazani recydywiści penitencjarni kwalifikowani jako R2 i R3 p lub z*. Są to więc osoby, które przebywały już wcześniej w więzieniu, wróciły na wolność i ponownie popełniły przestępstwo. Wykonują kary w systemach: programowego oddziaływania (p) - czyli współpracując z wychowawcami, wykonując powierzone im zadania, pracując lub zwykłym (z) - nie robiąc zupełnie nic.

W więzieniu przebywać może maksymalnie 472 mężczyzn w wieku powyżej 21 roku życia. Właściwie 460 - mówi major Kościelski. Te 12 dodatkowych miejsc to dwie izby chorych, które posiadamy. W tej chwili nikt nie choruje, miejsca są więc wolne.

Obecnie więźniów jest około 450. Gdyby nie nadmiar alkoholu i coraz częściej narkotyków to 90% z nich by tutaj nie siedziała - mówi major.

Do przeludnienia brakuje kilku osób - kontynuuje major. Jednak trzeba pamiętać, że w więzieniu jest ciągła rotacja osadzonych. W tygodniu kilku więźniów karę kończy, inni zaczynają. W ciągu roku przez nasz zakład przechodzi pomiędzy 1200 - 1500 skazanych.

Trafili tu za różne wykroczenia - m.in. jazdę pod wpływem alkoholu samochodem lub rowerem (100 z 450 skazanych), przekręty finansowe, rozboje, włamania. Wszyscy już wcześniej popełniali przestępstwa - nawet te najpoważniejsze (morderstwa, czy gwałty). Rekordzista, Kaziu, przebywał w zakładzie 16 razy.

Za chwilę trafi do nas trzecie pokolenie recydywistów z tych samych rodzin - zauważa major. Mieliśmy kiedyś nawet przypadek, że w tym samym czasie w zakładzie siedział ojciec i syn. Syn wyszedł na przepustkę, na której się napił. Ojciec, gdy się o tym dowiedział, zaczął go okładać pięściami. Trochę za późno mu się przypomniało o pełnieniu roli ojca - dodaje. Jak łatwo się domyślić, obaj musieli być ukarani.

Są też jednak "młodzi, dobrze zapowiadający się recydywiści", którzy po opuszczeniu Koziegłów trafiają na właściwy tor - zakładają rodziny, prowadzą własne firmy i żyją jak przykładni obywatele. Zanim jednak znajdą się ponownie za murem, muszą spędzić w więzieniu od kilkunastu dni do kilku lat.

Życie za kratkami

Miesięczne utrzymanie więźnia w Zakładzie Karnym w Koziegłowach kosztuje około 1700 złotych.

Osadzeni nie mogą narzekać na warunki mieszkaniowe. Po obiekcie oprowadza nas kapitan Szymański. Skazani żyją w czterech parterowych pawilonach ogrodzonych dookoła jednym płotem. Pomiędzy pawilonami znajdują się spacerniaki, z których mogą korzystać do woli. W każdym z pawilonów (z wyjątkiem pierwszego, który jest nieznacznie mniejszy) znajduje się około dwudziestu cel rozmieszczonych wzdłuż długiego korytarza. Jak na wczasach lub w hotelu pracowniczym - rzuca kapitan Szymański.

W celi mieszka od 6 do 8 osadzonych. Jeśli chcą, mogą mieć w pokojach telewizory (mają dostęp do kablówki), konsole do gier, magnetofony. Niektórzy posiadają nawet zwierzęta. Kiedyś była taka moda - mówi major. Obecnie więźniowie mają w celach rybki, mieli papużkę. Jeden osadzony miał kiedyś nawet terrarium z jaszczurką.

W każdym pawilonie znajdują się łaźnie, toalety, a także "wydawka" - pomieszczenie do wydawania i przygotowywania jedzenia. Są też świetlice i pokoje dla wychowawców.

Cele nigdy nie są zamykane na klucz. Jedynie na noc kraty przy drzwiach wejściowych do pawilonów są zamknięte. Teoretycznie więźniowie mogą więc przemieszczać się między celami. Według panujących tu zasad - nie powinni jednak tego robić. Nie mogą też przemieszczać się pomiędzy pawilonami. Nawet w dzień.

W celach nie można palić papierosów. Są do tego wyznaczone miejsca na korytarzach. Również na korytarzu pawilonu umiejscowione są telefony na karty. Osadzeni nie mogą bowiem posiadać telefonów komórkowych.

W pierwszym pawilonie, oprócz cel dla więźniów, mieszczą się także biblioteka, ambulatorium i sala komputerowa wyposażona ze środków unijnych. Więźniowie nie mają w niej jednak dostępu do Internetu.

Poza pawilonami mieści się kantyna i stołówka, w której osadzeni jedzą obiad (śniadania i kolacje jedzą w pawilonach). W kantynie na zasadzie transakcji bezgotówkowej (skazani otrzymują tylko wyciąg ze swojego konta depozytowego) można kupić słodycze, napoje, czy papierosy.

Osadzeni otrzymują też paczki od swoich bliskich. A w nich znaleźć można przeróżne przedmioty. Od narkotyków do telefonów komórkowych. Pomysłowość ludzka nie zna granic. Amfetamina ukryta w sałatce warzywnej, czy kurczak z wkładką. Podwójne dna opakowań z masłem czekoladowym kryją dopalacze. Specjalistą od wykrywania narkotyków, nie tylko w paczkach, jest pies - Nes.

Często zdarza się też, że osoby odwiedzające więźniów próbują im przemycić niedozwolone rzeczy. Wiosną mieliśmy bardzo ciekawy przypadek - mówi major. Do jednego z więźniów przyszła jego życiowa partnerka z małym dzieckiem w wózku. Przy sprawdzeniu okazało się, że w tym wózku, pod pieluchami, ukryte były spore ilości marihuany i dopalaczy. W ten sposób nasz więzień "załatwił" też matkę swojego dziecka - podsumowuje.

Codzienne życie za kratkami płynie według pewnej rutyny. Rano i wieczorem odbywają się apele. Następnie prowadzone są zajęcia, które mają na celu pomaganie osadzonym w odnalezieniu się w po-więziennej rzeczywistości - szkolenia komputerowe, zawodowe, itp. Wychowawcy dbają też o rozrywki więźniów. Odbywają się wycieczki rowerowe (na zasadzie przepustki) np. do Puszczy Zielonki, czy szlakiem drewnianych kościołów, seanse filmowe (dokumentalne itp.). Dla większości jednak głównym zajęciem jest praca.

Poza zakładem

Zakład Karny w Koziegłowach to więzienie typu półotwartego. Oznacza to, że osoby odbywający tu swoją karę mogą podejmować pracę poza zakładem. W tej chwili na około 450 osadzonych, 300 pracuje - mówi major.

Większość z nich pracuje w Zakładach Drobiarskich Koziegłowy, na trzy zmiany. Trudno znaleźć pracownika z wolności, który podejmie się tak ciężkiej pracy - mówi kapitan Szymański. Skazani natomiast bardzo chętnie pracują w tych zakładach, bo jest to praca pewna niezależnie od pory roku - dodaje. Osadzeni pracują też w firmach budowlanych, remontowych.

Nie stosujemy zasady konwojowania więźniów do miejsca pracy. Osadzeni sami jadą lub idą do pracy, a następnie sami wracają do zakładu. Dobrze wiedzą, że muszą się samodzielnie dyscyplinować i kontrolować, bo mają dużo do stracenia - ciągnie kapitan.

Niestety nie wszyscy potrafią docenić to, że mogą pracować na wolności. Zdarzyło nam się kilkakrotnie, że więźniowie nie wrócili do zakładu lub zrobili sobie kilkugodzinną przerwę w pracy na wizytę w domu - mówi kapitan. Konsekwencje takich działań są dla nich przykre, trafiają bowiem do zakładu zamkniętego, gdzie o wychodzeniu na wolność w trakcie odbywania kary nie ma mowy.

Skazani, w większości, otrzymują wynagrodzenie za swoją pracę. Większość więźniów posiada pewne zobowiązania finansowe - mówi major Kościelski. Są to alimenty, raty, czy rodzina do utrzymania. Niektórzy muszą też pokryć koszty naprawienia szkody jaką wyrządzili swoim przestępstwem. Zasada jest jednak prosta - połowa pieniędzy z dochodów skazanego przekazywana jest do Skarbu Państwa, a w zasadzie na jego utrzymanie, a reszta trafia na jego konto depozytowe.

Są też więźniowie, którzy wykonują pracę nieodpłatnie. Pracują np. na rzecz samorządów. Wykonują drobne remonty, czy prace porządkowe w przedszkolach lub szkołach - mówi Kościelski. Inni pracują charytatywnie na rzecz fundacji, domów dziecka, stowarzyszeń.

Praca w więzieniu

Chyba każdy z nas pamięta historię strażnika więziennego z Sieradza, który w 2007 roku zabił trzech policjantów, ranił aresztanta, a następnie próbował popełnić samobójstwo. Zrobiło się wtedy głośno o zasadach rekrutowania pracowników do Służby Więziennej.

Przytoczę złotą myśl Forresta Gumpa - mówi kapitan Szymański. Głupi się zdarza. Zdarza się po naszej stronie, zdarza się po stronie więźniów - dodaje. Każdy pracownik przed przyjęciem na służbę musi przejść badania psychologiczne. Nie ukrywajmy, że ta praca jest bardzo wymagająca od naszych pracowników - kontynuuje major Kościelski. Jednak w trakcie służby mogą się zdarzyć pewne zmiany w psychice. Tak jak w przypadku każdego innego zawodu - zauważa.

Praca z recydywistami jest trudniejsza od pracy z osobami, które po raz pierwszy trafiły do zakładu. Trudniej jest wyprowadzić recydywistę z wykolejenia - mówi kapitan. Trudniej też jest mu pokazać, że życie na wolności może być normalne - dodaje. Z drugiej jednak strony, my mamy większą bazę wyjściową, gdy zaczynamy pracę z takim recydywistą. Na podstawie poprzednich opinii, wyroków i informacji od wychowawców wiemy, co to za człowiek i jak z nim pracować.

Praca w więzieniu musi być pasją - zapewnia kapitan. Zarobki nie są już tak wysokie jak kiedyś, a to właśnie ze względu na pieniądze do pracy w służbie więziennej zgłaszało się sporo ludzi. W naszym zakładzie dużą część pracowników stanowią nauczyciele, pedagodzy. Oczywiście dużą grupę stanowią psycholodzy. Sam jestem polonistą - dodaje major Kościelski.

To nie jest tak, że my wychodząc z zakładu zapominamy o tym, co się tu dzieje. Trzeba się liczyć np. z tym, że w nocy zadzwoni telefon, bo więźniowie się pobili - mówi kapitan. Zaczynając pracę w więzieniu, musimy być świadomi tego, w jakim środowisku podejmujemy zatrudnienie. To nie jest łatwy kawałek chleba - dodaje major.

Życie po

Podczas spotkania major zacytował Juliana Ursyna Niemcewicza - Człowieka z więzienia należy wypuścić lepszym, aniżeli do niego przyszedł. Nie jest to jednak zadanie proste, szczególnie w odniesieniu do skazanych recydywistów, którzy wielokrotnie trafiają do więzienia. Wiele zależy od opiekunów więźniów, jednak to sam skazany musi chcieć być lepszym.

Wielu z nich ma problem z odnalezieniem się w postpenitencjarnej rzeczywistości. Przede wszystkim ze znalezieniem pracy z więzienną przeszłością. I niestety wielu szybko poddaje się w walce o lepsze życie wracając do swojego środowiska, do starych przyzwyczajeń.

Za murem

I jak się państwu podobało - po oprowadzeniu nas po więzieniu pyta kapitan Szymański. Całkiem przyjemnie - odpowiadamy. Jadąc do Koziegłów spodziewałam się ogromnego molochu rodem ze "Skazanego na śmierć". I nic w tym dziwnego. Większość ludzi, którzy na co dzień nie mają nic wspólnego z więzieniem, właśnie z telewizji czerpie o nim wyobrażenie. Tak rodzą się stereotypy.

Na miejscu zobaczyłam jednak parterowe pawilony, w których więźniowie mają ogromną swobodę. Na ziemię sprowadził mnie jednak szybko kapitan Szymański. Widzicie państwo, chodziliście pomiędzy mordercami, gwałcicielami, a tego nie czuliście - rzucił. Sporo w tym prawdy. Nie mieliśmy pojęcia z kim mamy do czynienia. I choć za murem wcale nie było tak źle, nikomu nie życzę dłuższego pobytu w tych progach.

Katarzyna Żurowska
zdjęcia Łukasz Ogrodowczyk

* - Klasyfikacja więźniów:
M - młodociani
P - pierwszy raz odbywający karę
R - recydywiści
W - areszt wojskowy

Klasyfikacja zakładów karnych:
1 - zamknięty
2 - półotwarty
3 - otwarty

System wykonania kary:
p - programowego oddziaływania
z - zwykły
t - terapeutyczny

Najczęściej czytane w tym tygodniu

Dziś w Poznaniu

4℃
1℃
Poziom opadów:
0.4 mm
Wiatr do:
14 km
Stan powietrza
PM2.5
8.90 μg/m3
Bardzo dobry
Zobacz pogodę na jutro