"Przeminęło z wiatrem" - w poniedziałek o 19:00 w kinie Rialto
Są filmy, które po prostu się ogląda. I są takie, które się przeżywa - wciąż, mimo upływu lat, mimo zmieniających się gustów i wrażliwości. "Przeminęło z wiatrem" Victora Fleminga należy do tej drugiej kategorii. To dzieło, które wraca na ekran jak duch kina minionego wieku - monumentalne, patetyczne, piękne i bolesne zarazem. Pokaz w jednym z poznańskich kin stał się nie tylko okazją do spotkania z klasyką, ale też do refleksji nad tym, jak bardzo zmienił się świat - i jak niewiele zmieniły się emocje, które towarzyszą wielkim historiom.
Fabuła filmu jest wszystkim dobrze znana, a jednak wciąż fascynuje. Na tle wojny secesyjnej w Stanach Zjednoczonych rozgrywa się historia miłości, ambicji i przetrwania. Scarlett O'Hara - zagrana przez Vivien Leigh z mieszanką kruchości i determinacji - jest jedną z najbardziej złożonych bohaterek w historii kina. Kobieta, która pragnie miłości, ale jeszcze bardziej pragnie mieć władzę nad swoim losem. Partneruje jej Clark Gable jako Rhett Butler - cyniczny, szarmancki, a zarazem tragiczny bohater, którego ironia maskuje prawdziwe uczucie.To nie jest typowy romans. To raczej portret obsesji, walki o przetrwanie w świecie, który się wali - dosłownie i metaforycznie. Gdy ogląda się film dziś, po ponad 80 latach od premiery, wciąż czuć tę gęstość emocji. "Przeminęło z wiatrem" nie jest historią o miłości w cukierkowym sensie - to opowieść o tym, że uczucia potrafią być destrukcyjne, a duma może stać się przekleństwem.
Na dużym ekranie widać to, co telewizory i monitory laptopów od lat odbierały temu filmowi - jego rozmach. Każdy kadr jest kompozycją. Sceny spalania Atlanty, szerokie ujęcia pól Georgii, bogactwo kostiumów i scenografii - to wszystko sprawia, że film ogląda się jak namalowany obraz. W epoce cyfrowych efektów specjalnych trudno nie odczuć zachwytu nad ręcznym rzemiosłem twórców, nad tym, jak wiele osiągnięto bez komputerów i filtrów. Technikolor, który w 1939 roku był cudem techniki, do dziś zachwyca intensywnością barw. Czerwienie sukien Scarlett, zieleń krajobrazów, ciepłe światło południa - wszystko to tworzy wizualną symfonię. Nie bez powodu "Przeminęło z wiatrem" zdobyło aż 10 Oscarów, w tym za zdjęcia i reżyserię. To nie tylko film - to spektakl estetyczny, który przypomina, że kino może być sztuką totalną.
Nie da się jednak mówić o "Przeminęło z wiatrem" bez wspomnienia o jego cieniach. Film jest dzieckiem swoich czasów - a więc także ich uprzedzeń. Współczesny widz nie może przejść obojętnie obok sposobu przedstawienia niewolnictwa czy idealizacji Południa. Choć w momencie premiery obraz był postrzegany jako hołd dla utraconego świata, dziś widzimy w nim również romantyzację rzeczywistości opartej na wyzysku i rasowej niesprawiedliwości.
Vivien Leigh stworzyła kreację, której nie sposób zapomnieć. Jej Scarlett jest kapryśna, egoistyczna, ale zarazem magnetyczna. W jednej scenie potrafi być rozpieszczoną dziewczynką, by chwilę później stać się kobietą z żelaza, która przysięga sobie, że nigdy więcej nie zazna głodu. Ta słynna scena - z dramatycznym gestem ku niebu - do dziś należy do najczęściej cytowanych momentów w historii kina. Clark Gable jako Rhett Butler jest natomiast uosobieniem męskiego uroku sprzed epoki superbohaterów. W jego cynizmie widać czułość, w arogancji - bezradność. Ich relacja jest jak taniec na krawędzi - fascynujący, ale skazany na upadek. Ostatnie słowa Butlera, "Frankly, my dear, I don't give a damn", to jedna z najbardziej rozpoznawalnych kwestii w historii filmu - i wciąż brzmi jak policzek wymierzony hollywoodzkiemu romantyzmowi.
W epoce szybkich montażów i serwisów streamingowych czterogodzinny melodramat wydaje się anachronizmem. A jednak - podczas ostatniego pokazu dwa lata temu sala była pełna. Widownia śledziła losy Scarlett w skupieniu, w ciszy, której próżno szukać na większości współczesnych seansów. To dowód, że emocje, które budzi film, są uniwersalne.
"Przeminęło z wiatrem" to nie tylko historia miłości - to opowieść o przetrwaniu, o ludzkiej pysze i o świecie, który odchodzi. Być może właśnie dlatego film wciąż nas porusza. Bo każdy z nas nosi w sobie coś z tej upartości Scarlett, z ironii Rhetta, z tęsknoty za tym, co utracone.
bilety: www.kinorialto.poznan.pl


