Nowa plenerowa miejscówka otworzyła się w Poznaniu. Mieszkanka sąsiedniego bloku skarży się na hałas, właściciel odpiera zarzuty
Chodzi o Naramki, które od weekendu działają na Naramowicach.
Naramki powstały na zielonym terenie przy skrzyżowaniu ulicy Hilczer-Kurnatowskiej i al. Praw Kobiet. O planowanym otwarciu pisaliśmy już w kwietniu, gdy nasza Czytelniczka zwróciła uwagę, że miejsce powstanie tuż przy bloku PTBS. Zapewniono nas wówczas, że inicjatywa powstaje na prywatnym terenie, nie będzie to imprezownia, a kulturalne miejsce dla osób 30+, działające w rozsądnych godzinach, by nie zakłócać spokoju mieszkańców.
W niedzielę wieczorem napisała do nas Czytelniczka, która mieszka po sąsiedzku. - Wspomniane miejsce w ubiegłą sobotę otworzyło się. I wszystkie deklaracje właścicieli zacytowane w tekście okazały się nieprawdą. Muzyka była na tyle głośna, że było ją słychać przy zamkniętych oknach, krzyki, głośne rozmowy i śmiechy - koszmar. Impreza trwała w najlepsze prawie do 1 w nocy. Czyli rozsądna godzina dla nich to 1 w nocy! Miały być konsultacje z mieszkańcami, nie było, miało być bez alkoholu, ten leje się i to mocno. Miało nie być głośnej muzyki, jakoś im nie wychodzi - dzisiaj wjechał koleś z saksofonem, którego było słychać doskonale na klatce schodowej, a to wszystko dokładnie pod naszymi oknami - opisuje.
Jak mówi nam prowadzący Naramki, miejsce otworzyło się w sobotę i dzięki ładnej pogodzie w weekend przyciągnęło sporo osób. Nie zgadza się on natomiast z zarzutami naszej Czytelniczki. Jego zdaniem muzyka nie była głośna. - Muzyka leci jedynie w tle, nie mamy głośnej muzyki. Głośniki, które są wystawione na naszym terenie, są skierowane w stronę ulicy, a nie bloku - zaznacza. - Rzeczywiście wczoraj przez dwie godziny był saksofonista, ale między 17.00 a 19.00. Były to 20-minutowe bloki muzyczne - dodaje.
Właściciel podkreśla, że w trakcie planowania rozmieszczenia miejscówki zadbano o to, by scena i gastronomia generująca zapachy były oddalone jak najbardziej od bloku. Równocześnie przyznaje, że w niedzielę na terenie pojawił się jeden z mieszkańców sąsiedniego bloku ze skargą na zbyt głośną muzykę. - Próbowałem mu wytłumaczyć, że nie jest to muzyka imprezowa i jest cicho, ale nie był chętny do rozmowy.
Właściciel nie ukrywa, że jeszcze przed otwarciem spotkał się z hejtem ze strony osób, które jego zdaniem źle interpretowały zamysł miejsca. - Nie jesteśmy imprezownią. Nasze działania skupiamy w godzinach popołudniowych i wieczornych. Chcemy kończyć o 22.00. W sobotę nie kończyliśmy o 1.00, jak sugeruje Czytelniczka, a znacznie wcześniej. Celujemy w kulturalnego klienta 30+ i takie osoby pojawiły się u nas w weekend - podkreśla.
- Chciałbym również zwrócić uwagę na jedną istotną kwestię: wszystkie sygnały od zaniepokojonych mieszkańców pojawiały się wyłącznie w internecie - w formie bezpodstawnych i niezgodnych z prawdą komentarzy oraz postów, przez profile często anonimowe. Przez cały okres przygotowań i prac terenowych nikt z tych osób nie przyszedł do nas osobiście, nie zapytał, nie próbował porozmawiać. Nikt nie wyraził zainteresowania, aby poznać nasze założenia, cele czy charakter miejsca. Tym bardziej boli nas fakt, że tak jednostronna narracja oparta na domysłach i nieprawdzie rozprzestrzenia się publicznie. Właśnie dlatego czujemy się tą sytuacją szczerze pokrzywdzeni - kończy.
Naramki będą działać sezonowo. Jak zapewnia właściciel, działa w oparciu o wszelkie niezbędne zgody i dopełnił wszystkich formalności.
Najpopularniejsze komentarze