Liczne telefony do służb w sprawie łabędzia z Parku Sołackiego. "Aż do późnego wieczora nie było powodu do interwencji"
Do sprawy odnieśli się przedstawiciele Dzikiego SOR-u.
Jak przekazują w mediach społecznościowych, nie tylko oni, ale również służby miejskie przez cały dzień odbierały telefony od mieszkańców zaniepokojonych losem łabędzia w Parku Sołackim. Temat wzbudził wiele emocji wśród poznaniaków, którzy alarmowali w obawie, że życie zwierzęcia jest zagrożone. W rozmowie z "Głosem Wielkopolskim" oficer dyżurny wielkopolskich strażaków wyjaśniał, że początkowo wydawało się, iż zwierzę przymarzło do lodu. Ostatecznie okazało się jednak, że zwierzę utknęło na tafli lodowej. Łabędź pozostał w stawie do wieczora. Dziś Ośrodek Rehabilitacji Dzikich Zwierząt w Kościanie tłumaczy, dlaczego nie było powodów do wcześniejszej interwencji.
"Mieszkańcy licznie alarmowali ryzyko przymarznięcia młodego osobnika do marznącej tafli wody. Aż do późnego wieczora nie było powodu do interwencji - nie jest niczym dziwnym przebywanie w miejscu i oszczędzanie energii przez ptaki wodne, nawet na marznących zbiornikach"- czytamy we wpisie.
"Jednak późnym wieczorem, kiedy temperatura spadała, wezwana na miejsce Straż Pożarna potwierdziła niebezpieczeństwo i podjęła działania. Młody znacznie osłabł i stał się słabo responsywny. Natychmiast wolontariusze Polskie Stowarzyszenie Ochrony Jeży "Nasze Jeże" dołączyli na miejsce i zabezpieczyli zwierzę na Dzikim SORze - ptak został ogrzany, wzmocniony i otrzymał płynoterapię. W nocy łabędź dotarł pod naszą opiekę w celu dalszego postępowania i diagnostyki"- dodają.
Na szczęścia cała sytuacja ma swój szczęśliwy finał. Jak przekazano, stan ptaka jest stabilny. Na razie nie wiadomo, jaki był powód takiego zasłabnięcia.