Hodowca norek i lisów został skazany za znęcanie się nad zwierzętami. Będzie miał kolejne problemy?
Trwają ustalenia.
Aktywiści Otwartych Klatek w asyście Policji i inspekcji weterynaryjnej przeprowadzili interwencję na fermie w Długiem Starem pod Lesznem - mężczyzna, który był pełnomocnikiem właścicielki został w styczniu skazany w dwóch różnych sprawach o znęcanie nad zwierzętami, które tam hodował.
Jak przekazano, to co zastano na miejscu, świadczy o poważnych zaniedbaniach w opiece nad zwierzętami. Pod klatkami, jak i w klatkach, a nawet w poidłach, zalegały odchody zwierząt. Niektóre poidła były całkowicie puste, inne wypełnione moczem lub glonami.
"Nie wiemy, czy zwierzęta zostały porzucone na fermie, ale nie byłby to pierwszy taki przypadek - w 2020 r. przeprowadziliśmy interwencję na fermie lisów w Durzynie pod Krotoszynem, która nie była przez nikogo kontrolowana. W klatkach żywe lisy przebywały razem z martwymi, a zwłoki były częściowo zjedzone przez inne lisy. Wiele zwierząt próbowało się uwolnić, wygryzając drewniane elementy klatek, przez co miały połamane zęby. Duża część zwierząt zmarła z zagłodzenia lub była w stanie agonalnym. Lisy, którym udało się wydostać z zamknięcia, poszukiwały pożywienia w odchodach" - mówi Bogna Wiltowska, Dyrektorka ds. Śledztw w Otwartych Klatkach. "Z fermy w Długiem Starem uratowaliśmy cztery lisy, które były w najgorszym stanie, i przewieźliśmy je do azylu. Wcześniej jednak złożyliśmy zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa do prokuratury z wnioskiem o przeszukanie fermy, kolejne zresztą w sprawie tego hodowcy, a następnie zawiadomiliśmy Urząd Gminy o odebraniu zwierząt" - dodaje Wiltowska.
Uratowane lisy od razu trafiły pod opiekę weterynaryjną. Wszystkie są chore. Przedstawiciele Otwartych Klatek próbowali ustalić, kto zajmuje się obecnie fermą i zwierzętami, skoro hodowca ma prawomocny zakaz pracy z lisami, a właścicielka fermy wielokrotnie podkreślała, że ona nie może zajmować się fermą z uwagi na obowiązki rodzinne.
"Zadaliśmy to pytanie przedstawicielom inspekcji weterynaryjnej, którzy brali udział w interwencji. Nikt nie potrafił odpowiedzieć. Na ten moment nie wiemy, czy i kto zajmuje się zwierzętami na tej fermie. Wysłaliśmy w tej sprawie dodatkowo zapytanie do Powiatowego Lekarza Weterynarii i czekamy na odpowiedź" - mówi Wiltowska.