Po wypadku trafiła z synem do szpitala. Lekarz nie zauważył, że dziecko ma złamaną nogę
Matka i dziecko opuścili lecznicę po 90 minutach, a kilka dni później okazało się, że mają urazy, których nie stwierdzono w dniu zdarzenia.
O sprawie pisze asta24.pl. 31 lipca w Jastrowiu doszło do wypadku komunikacyjnego. W samochód osobowy, którym jechały 4 osoby, wjechała ciężarówka. Pasażerowie pojazdu - dorosła oraz dziecko - trafili do szpitala w Pile. Kierująca i jej syn zostali natomiast zabrani do szpitala w Złotowie.
Zdaniem kierującej lekarz nie zbadał jej oraz jej dziecka właściwie. Miał ich nawet nie dotknąć, nie zrobiono też USG, choć mieli krwiaki i inne widoczne obrażenia. Zlecono natomiast RTG miejsc, które ich bolały. W trakcie badań wyszło, że kobieta ma pęknięty mostek, odcinek piersiowy kręgosłupa i złamane żebro. Następnie wypisano ich do domu.
Syn skarżył się na bolącą nogę, a kobieta na ból szyi. Dopiero po kilku dniach wyszło na jaw, że u chłopca w szpitalu nie stwierdzono złamania nogi, a u jego matki urazu szyi. Kobieta skarży się też, że uniemożliwiono jej złożenie skargi u dyrekcji.
Redakcja lokalnego portalu skontaktowała się ze szpitalem. Lecznica w oświadczeniu zapewnia, że kobieta i dziecko zostali prawidłowo przebadani. - Zgodnie z oceną chorzy nie wymagali pilnej hospitalizacji. Zalecono dalszy nadzór ambulatoryjny - podaje szpital. Wyjaśniono też, że w dniu, w którym kobieta chciała złożyć skargę, dyrektor rzeczywiście był niedostępny.
- Na szczegółowe pytania dotyczące wątpliwości wokół tej sprawy - m.in. braku wykrycia złamania nogi u syna, czy braku oględzin obrażeń u kobiety szpital nie odpowiedział, zasłaniając się tajemnicą lekarską - informuje asta24.pl.
Najpopularniejsze komentarze