Spór o zamek w Gołuchowie
Historia zatoczyła koło. To, co się wydawało słuszne w latach 40. i 50., czyli parcelacja ziemi rolnej magnatów i obszarników oraz zabranie im ich majątków, co miało stanowić naprawienie dziejowych krzywd, po upływie 60. lat jest oceniane jako naruszenie prawa. To znaczy nie sama reforma, bo tutaj zaakceptowano konieczność dziejową i darowanie chłopom ziemi, którą uprawiali od setek lat, nie będąc jednak jej właścicielami, ale wątpliwości w państwie prawa dotyczą tego, czy posesje właścicieli wielkich majątków, odebrane na podstawie reformy rolnej zostały przeznaczone na cele, które zakładała owa reforma. Ustawodawstwo i wyroki sądów nie są w tej materii jednoznaczne. Wielkopolska żyje od kilku tygodni sprawą zamku w Gołuchowie, którego zwrotu żądają potomkowie wywłaszczonego kompleksu pałacowo-dworskiego.
Otóż spadkobiercy rodziny Czartoryskich żądają zwrotu gołuchowskiego zamku. Sprawa trafiła do kaliskiego Sądu Okręgowego. Obecnie właścicielem zabytku jest Skarb Państwa. W zamku mieści się muzeum z ekspozycją m.in. bezcennych waz greckich, które gromadziła Izabela z Czartoryskich Działyńska. O zwrot zamku wraz z otaczającym go parkiem wystąpili wnukowie ostatnich właścicieli majątku. Dokumenty zgromadzone w pozwie liczą dwa tomy - twierdzi rzecznik Sądu Okręgowego w Kaliszu Ewa Głowacka-Andler. Dyrektor gołuchowskiego muzeum Danuta Marek mówi, że rodzina Czartoryskich pogodziła się z utratą ziemi ornej oraz kompleksów zabudowań gospodarczych, żąda jednak zwrotu zamku i parku.Pozew złożyli spadkobiercy, następcy prawni Władysława Marii Piotra Czartoryskiego, który był ostatnim właścicielem tego zespołu pałacowo-parkowego wpisanym w księgę wieczystą. Domagają sie oni zwrotu tej nieruchomości. Obecnie zastępstwo procesowe w imieniu Skarbu Państwa przejęła Prokuratoria Generalna. Na razie postępowanie sądowe zawieszono do czasu wydania decyzji przez wojewodę wielkopolskiego, który ma ustalić na jakiej podstawie został przejęty kompleks pałacowo-parkowy. Z treści księgi wieczystej wynika bowiem, że nie było żadnej decyzji administracyjnej, ale wpis sporządzono w oparciu o protokół przejęcia majątku. Kto, kiedy i dlaczego to zrobił wyjaśnia właśnie wojewoda wielkopolski. Czas ma do końca marca. Chyba że wcześniej wypowie się w tej sprawie Trybunał Konstytucyjny, do którego wpłynęło zapytanie czy to wojewoda ma właśnie prowadzić "śledztwo" w sprawie zwrotu pałaców i zamków, a nie na przykład sąd, który jest bardziej władny sprawdzić stan faktyczny ze stanem prawnym. Jedno jest pewne, przepisy o zasiedzeniu, ani w dobrej, ani w złej wierze, w przypadku zwrotu nieruchomości przejętych na podstawie reformy rolnej w tych przypadkach nie mają zastosowania.
Dekret o reformie rolnej
Pięć lat temu w poznańskim Centrum Kultury "Zamek" odbyła się wystawa "Dekret o reformie rolnej po 60 latach. Dokumenty i świadectwa z czasu wygnania", towarzysząca odbywającej się tego samego dnia konferencji naukowej "Dekret o reformie rolnej 6 IX 1944 roku, sporządzony przez Polski Komitet Wyzwolenia Narodowego". Wystawę przygotowali wspólnie Instytut Pamięci Narodowej Oddział w Poznaniu i Polskie Towarzystwo Ziemiańskie Oddział Wielkopolski. Zarówno wystawa, jak i konferencja miały przypomnieć okoliczności wydania jednego z podstawowych dla komunistycznego ustroju aktów prawnych oraz metody wprowadzania go w życie. Wśród założeń dekretu - sankcjonującego reformę rolną - było wyeliminowanie z życia społecznego ziemiaństwa oraz wzbudzenie lojalności chłopów wobec nowej władzy poprzez rozdanie im "pańskiej" ziemi. Realizując postanowienia dekretu, nie brano pod uwagę realiów gospodarczych, a także zachowania dóbr kultury. Szczególnie okrutnie rozprawiano się przy tym z ziemianami, postrzeganymi jako wrogowie "nowego ładu". Zacytujmy jedną z tez konferencji: "Podział terytorium państwa polskiego pomiędzy trzech zaborców w 1795 roku przyczynił sie do zróżnicowania systemów gospodarczych poszczególnych regionów Polski. Dotyczyło to przede wszystkim tempa przemian na wsi. Realizowane w różnym okresie uwłaszczenie chłopów spowodowało, ze na wsi zatrzymano znaczną liczbę mieszkańców. Zacofanie gospodarcze, głównie w zaborze rosyjskim, sprawiało, że nie znajdowali oni pracy poza rolnictwem. Do połowy XX wieku wieś polska była przeludniona, a zdecydowana większość mieszkańców państwa stanowili chłopi (ok. 75%). Problemu nadmiaru rąk do pracy na wsi, a także kwestii reformy rolnej nie udało sie rozwiązać przed wybuchem II wojny światowej. Pod koniec wojny powyższe kwestie stanowiły najważniejszy problem do rozwiązania przez przyszły powojenny rząd, zarówno w przekonaniu konspiracji niepodległościowej, jak i kształtujących sie władz komunistycznych. Panowała zgoda co do tego, że reforma rolna jest koniecznością. Miała ona uzdrowić polski ustrój rolny, zapewnić części ludności wiejskiej warunki do pracy i godnego życia, a krajowi odpowiedni poziom produkcji rolnej. Dla komunistów po objęciu rządów w Polsce liczyły się nie tylko bieżące cele gospodarcze czy polityczne, ale i te dalekosiężne. Pojawiła się na przykład konieczność zasiania ozimin, aby zbiory w kolejnym roku pozwoliły zaspokoić potrzeby żywnościowe państwa. Natychmiastowe przeprowadzenie reformy miało związać chłopów z nową władzą, ponieważ tylko ona gwarantowała utrzymanie nabytej ziemi. Jednocześnie celem reformy było doprowadzenie do podcięcia podstaw egzystencji ziemian i pozbycie się w ten sposób przeciwnika politycznego. Zasady reformy były przy tym tak skonstruowane, aby w niedalekiej przyszłości umożliwić władzom realizację polityki kolektywizacji polskiego rolnictwa na wzór radziecki. O determinacji w kwestii przeprowadzenia reformy może świadczyć pośpiech, z jakim komuniści przystąpili do jej realizacji. Polski Komitet Wyzwolenia Narodowego już 6 września 1944 r. wydał dekret o reformie rolnej. Przewidywał on przejęcie na cele reformy ziem należących do państwa niemieckiego lub poszczególnych obywateli niemieckich oraz zdrajców narodu, a także wszystkich prywatnych obszarów ziemi powyżej 100 ha. W dekrecie zapowiadano, że obszar nowo tworzonych gospodarstw będzie wynosił ok. 5 ha. Komuniści liczyli na to, że sami chłopi i robotnicy folwarczni dokonają parcelacji majątków, co dodatkowo wzmocniłoby ich zależność od władz. Do tego jednak nie doszło. Chłopi nie chcieli dzielić majątków nawet tam, gdzie "głód ziemi" był największy. Istotną przeszkodą była obecność dawnych właścicieli. Aby przyspieszyć realizację reformy, zarządzono natychmiastowe usunięcie ziemian z ich majątków, wydając równocześnie zakaz powrotu. Do pracy przystąpiły brygady parcelacyjne złożone z działaczy robotniczych i bezrolnych chłopów. Ponieważ okazało się, że ziemi jest zbyt mało, by obdzielić nią wszystkich chętnych, zmniejszano wielkość nowo tworzonych gospodarstw. Zupełnie inna sytuacja panowała w Polsce zachodniej, gdzie nie występowało na większą skalę przeludnienie wsi. Robotnicy rolni nie byli zainteresowani niewielkimi gospodarstwami, które przy słabych glebach nie mogłyby zapewnić racjonalnego gospodarowania, a tym samym odpowiedniego poziomu życia właścicielowi i jego rodzinie. W tej sytuacji komuniści zdecydowali się zwiększyć do 7 ha obszar nowych gospodarstw. W praktyce zresztą pracownicy urzędów ziemskich sami je powiększali, co jednak spotkało się z natychmiastową reakcją władz i rewizjami nadziałów. Efektem były masowe zwroty aktów nadania. Skutki tak przeprowadzonej reformy rolnej okazały się w dużej mierze negatywne. Dokonano dalszego rozdrobnienia struktury gospodarstw, co wykluczało racjonalną gospodarkę i w końcu spowodowało kryzys w gospodarce żywnościowej. Zlikwidowano majątki, które pełniły rolę ośrodków kultury rolnej na wsi. Polskich ziemian pozbawiono nie tylko ich własności, ale często również środków do życia. Wielu zostało aresztowanych i poddanych represjom. Część opuszczonych dworów i pałaców, które przez długie lata stanowiły ostoję polskiej kultury i sztuki, nowe władze zaadaptowały na własne potrzeby, część zaczęła popadać w ruinę."
Reyowie też chcą pałacu...
Spadkobiercy Reyów - ostatnich przedwojennych właścicieli pałacu i parku w Przecławiu - wystąpili do wojewody o zwrot swego rodzinnego majątku. Obecnie pałacem zarządza syndyk masy upadłościowej Zakładu Lotniczego PZL Mielec. Jan Potocki, pełnomocnik rodziny Reyów, przesłał wojewodzie wniosek dotyczący zwrotu ich majątku w podmieleckim Przecławiu. Reyowie stracili pałac wraz z otaczającym go parkiem tuż po wojnie w wyniku reformy rolnej. Renesansowy pałac od lat 70. XX wieku służył jako obiekt reprezentacyjny mieleckiej WSK (pod koniec lat 80. pałac przeszedł generalny remont). Teraz zarządza nim syndyk masy upadłościowej PZL Mielec. - Kilka razy usiłowaliśmy znaleźć kupca na ten zabytek, by za pieniądze z jego sprzedaży uregulować olbrzymie długi. Niestety, nie powiodło się - mówi syndyk Adam Pilecki. Chodzi o kwotę 11 mln zł niezapłaconych podatków. Pojawił się nawet pomysł, aby w zamian za długi zabytek przejął Skarb Państwa. Zainteresowany zabytkiem był również marszałek podkarpacki. Samorządowcy chcieli urządzić tam centrum konferencyjne. - Mieliśmy już wszystkie potrzebne opinie do przekazania majątku marszałkowi, ale nie zgodził się na to urząd skarbowy - wspomina Pilecki. Przed rokiem, gdy Przecławiem interesował się marszałek, sprawa wydawała się czysta. - Byli u nas spadkobiercy Reyów, stwierdzili jednak, że nie będą występować o zwrot majątku, gdyż nie stać ich na utrzymanie pałacu - mówił wówczas "Gazecie" Pilecki. Tymczasem teraz Jan Potocki z Krakowa, pełnomocnik rodziny, domaga się zwrotu majątku. - To sprawa - utrzymuje - między rodziną a Skarbem Państwa.
...Tarnowscy też
Natomiast wojewoda podkarpacki uznał, że Tarnowscy nie mają podstaw, by dochodzić zwrotu 14 nieruchomości w Tarnobrzegu i okolicach Nowej Dęby. Jan Tarnowski powiedział "Gazecie Wyborczej": - Odwołam się do ministra rolnictwa, a potem do Naczelnego Sądu Administracyjnego. Wojewoda podkarpacki uznał, że 14 nieruchomości w Tarnobrzegu i gminie Nowa Dęba będące własnością Tarnowskich podpadały pod przepisy dekretu z 1944 roku o reformie rolnej. Nie ma więc podstaw, by w oparciu o to dochodzili zwrotu dóbr. - To granda. Majątek zabrano bezprawnie, robiąc z nas dziadów, a teraz upiera się i gra na zwłokę - mówił gazecie Jan Tarnowski, syn Artura Tarnowskiego, ostatniego dziedzica Dzikowa. - Od decyzji wojewody odwołam się do ministra rolnictwa i rozwoju wsi. A jeśli nie poskutkuje, złożę skargę do Naczelnego Sądu Administracyjnego. Budynki w miastach nie powinny podpadać pod reformę rolną - twierdził Tarnowski. Może i ma rację, bo wróciły do tej rodziny majątki w Dukli na Podkarpaciu i w Końskich w Świętokrzyskim. Jana Tarnowskiego interesuje wypłata odszkodowania przez Skarb Państwa za nieruchomości, które państwo sprzedało w prywatne ręce. Tak stało się na przykład z tarnobrzeskim browarem. Sprawa trwa, a podobnych są dziesiątki w całym kraju.
Wydoić Ojczyznę
Żadnych wątpliwości nie ma "Trybuna", która w artykule pod takim właśnie tytułem twierdzi, że żadnego zwrotu majątku magnatom być nie powinno. "Spadkobiercy starej magnackiej rodziny Branickich walczą przed warszawskim sądem o zwrot rodowych dóbr - donosi na swoich łamach. - Polska Ludowa przez 45 lat dbała o najcenniejsze narodowe zabytki, udostępniając je całemu społeczeństwu. Inne przekształcała w placówki służące dobru powszechnemu. Teraz w ramach realizacji tzw. świętego prawa własności mogą one wrócić do rąk prywatnych. Wielomiliardowy rachunek potomkom arystokracji zapłaci obecne pokolenie. I biedne państwo. To tylko jeden z przykładów z całej fali roszczeń - akcentuje "Trybuna" - dotyczących przejętych kilkadziesiąt lat temu majątków. Restytucji mienia dochodzą potomkowie dawnych arystokratów, kamieniczników, fabrykantów. Rodzina Branickich sądzi się z państwem o kilka niezwykle cennych nieruchomości, w tym pałac i park w Natolinie oraz park w Wilanowie i inne nieruchomości znajdujące się w pobliżu królewskiego pałacu. Domagają się zwrotu nawet budynku miejscowej przychodni, z której korzysta 7 tys. osób. Chcą odzyskać ruchomości z Pałacu Wilanowskiego - perły polskiej kultury, w tym księgozbiór i dokumenty. Ale także siedzibę ZSMP przy ul. Smolnej, która przez lata służyła ruchowi młodzieżowemu i kształceniu kolejnych pokoleń Polaków. Natolin z kolei przed wojną wraz ze 120-hektarowym parkiem stanowił siedzibę Heleny Potockiej, której Adam Branicki wypożyczył pałac. Dziś majątek służy wszystkim - znajduje się w nim rządowe Centrum Europejskie. W ramach Kolegium Europejskiego kształcą tu się przyszli urzędnicy UE."Batalia między spadkobiercami magnatów a państwem to tylko fragment problemu, przed którym stoi całe społeczeństwo. Trudno dziś oszacować wartość roszczeń, o jakie mogą zabiegać spadkobiercy byłych wielkich właścicieli. Może to kosztować państwo - wyliczyła "Trybuna" - nawet 36 mld zł. Do reprywatyzacji zabierały się zarówno rządy lewicowe, jak i prawicowe, ale wobec rujnujących państwo skutków robienia dobrze spadkobiercom sprawę odkładano na półkę. Pojawiały się przy tym pytania, dlaczego obecne pokolenie ma płacić za to, że kilkadziesiąt tysięcy osób przyszło kiedyś na świat w uprzywilejowanej grupie społecznej. Tym bardziej, że duża część znacjonalizowanych majątków dziadkowie i pradziadkowie zadłużyli, albo Niemcy zniszczyli w wyniku działań wojennych. W Polsce Ludowej zrujnowane pałace, kamienice i zamki odbudował cały naród. Majątek ten służył często zwykłym ludziom - znajdowały się tam szkoły, domy dziecka, domy kultury, ośrodki wypoczynkowe dla robotników i instytuty naukowe. W ubiegłym roku sąd zwrócił potomkom przedwojennych właścicieli barokowy pałac w Otwocku. Pałac z 300 ha parku należał do rodziny Jezierskich. W czasie okupacji majątek przejęli Niemcy, a po odzyskaniu wolności państwo na podstawie reformy rolnej. Polska Ludowa zrobiła z niego rządową rezydencję. Potem pałac trafił w zarząd Kancelarii Prezydenta. Następnie budynki przypadły w posiadanie Muzeum Narodowemu, które wystawiało w nim m.in. zabytkowe tkaniny. Osobny problem to nieruchomości, o które procesują się potomkowie magnatów - podkreśla "Trybuna". Wygrane sprawy mogą ogołocić polskie muzea z cennych zbiorów. Warto przy tym pamiętać, że Polska w czasie wojny straciła mnóstwo cennych kolekcji dzieł sztuki. Oblicza się, że zwrotowi mogłoby podlegać nawet 400 tys. historycznych pamiątek. Ich wartość, podobnie jak pereł polskiej kultury w Natolinie i Wilanowie, jest bezcenna. Za "Trybuną" przytaczamy też wypowiedź Krzysztofa Teodora Toeplitza, który będąc spadkobiercą rodowych dóbr w podwarszawskich Otrębusach, zrezygnował z jakichkolwiek roszczeń: - Dla większości ludzi, którzy te majątki, domy odzyskują, nie są one ich domami rodzinnymi. Oni tam najczęściej nigdy nie byli, bo to są juz czyiś wnukowie czy prawnukowie. Nie są to więc powroty do miejsca urodzenia. Po drugie, ważne jest w jakim to było stanie i w jakim jest obecnie. W większości ważnych architektonicznie, kulturalnie obiektów wkład państwa jest kolosalny, co niewątpliwie trzeba by rozliczyć. Nie ma powodu, by państwo oddawało takie obiekty za tzw. frajer komuś, kto nie włożył własnego wkładu. Po trzecie, wiele tych majątków było przed wojną potwornie zadłużonych hipotecznie. Sprawia to, że ta własność była bardzo względna. Poza tym większość ludzi, którzy starają się o odzyskanie tych domów, wcale nie zamierza tam mieszkać, a nawet nie zamierza tam nic urządzić, ale chce to po prostu sprzedać. Potraktowanie tego hurtem wymagałoby zakwestionowania ustawy o reformie rolnej, tzn. zwrócenia im również ziemi rozparcelowanej dawno wśród rolników. Co do majątku rodowego mojej rodziny w Otrębusach pod Warszawą, to nie wystąpiliśmy i nie zamierzamy występować o jego rewindykację. Ten dom wraz z parkiem wrósł w tamtejszą społeczność, jest tam m.in. biblioteka i tak powinno pozostać.
Co mówi prawo
Piątego czerwca 2006 roku Naczelny Sąd Administracyjny w składzie 7 sędziów wydał uchwałę, w której określił, jaki organ i w jakim trybie ma orzekać w sprawach o zwrot byłym właścicielom dworów i pałaców przejętych w wyniku reformy rolnej. Zgodnie z uchwałą, o tym, czy nieruchomość podlegała reformie rolnej, orzeka organ administracji w decyzji oraz sąd administracyjny. Dotychczas decydowali o tym wojewodowie, minister rolnictwa i sądy administracyjne. Decyzje były przeważnie negatywne, ale wyroki na ogół korzystne dla zainteresowanych. Zapadło wiele orzeczeń stwierdzających, że takie obiekty nie mogły być przejęte, jeżeli między nimi a majątkiem ziemskim nie istniał związek funkcjonalny i gospodarczy. Od grudnia 2004 r. WSA w Warszawie zaczął unieważniać decyzje wojewodów i ministra jako wydane bez podstawy prawnej. W ocenie WSA podstawy do stwierdzania, czy dekretowi podlegały pałace i dworki nie stanowił stosowany do tej pory § 5 rozporządzenia wykonawczego ministra rolnictwa z 1945 r. Przepis ten umożliwiał złożenie wniosku o uznanie, że dana nieruchomość jest wyłączona spod dekretu o reformie rolnej. Zdaniem WSA w sprawach tych nie jest tu też właściwy sąd administracyjny, lecz sąd powszechny, gdyż jako spór o prawa rzeczowe jest to sprawa cywilnoprawna. Decyzje zostały więc unieważnione bądź zastopowane i postępowania administracyjne ulegały zakończeniu bez orzeczenia o merytorycznym żądaniu zwrotu. Część osób złożyła pozwy do sądu powszechnego, część skargi kasacyjne od wyroków WSA. Omawiana uchwala poszerzonego składu NSA zapadła właśnie w wyniku jednej ze skarg kasacyjnych. Ten właśnie skład uznał (przy jednym zdaniu odrębnym) wyroki WSA za błędne. NSA uznał, że § 5 może stanowić podstawę do orzekania w drodze decyzji administracyjnej, czy dana nieruchomość mogła wchodzić w skład nieruchomości ziemskiej, o której mowa w art. 2 ust. 1 lit. e dekretu o reformie rolnej. W takich sprawach trzeba brać pod uwagę cele, którym miała służyć oraz, zgodnie z definicją Trybunału Konstytucyjnego, związek funkcjonalny z gospodarstwem rolnym. Uchwala NSA jest korzystna dla byłych właścicieli, przesądza bowiem o właściwości organów administracji do wydawania decyzji odnośnie zwrotu dworków i pałaców. Postępowanie administracyjne jest dla byłych właścicieli względniejsze od procedury cywilnej w szczególności w zakresie kwestii dowodowych. Warto także poznać stanowisko Trybunału Konstytucyjnego, który w pełnym składzie, 24 października 2001, wydał wyrok (sygn. SK 22/01), wskutek dwóch połączonych skarg konstytucyjnych obywateli. TK uznał za niezgodny z konstytucją (zasady równości i ochrony własności) przepis art. 216 ustawy z 1997 r. o gospodarce nieruchomościami, określający, które z nieruchomości wywłaszczonych przed 1990 rokiem mogą podlegać zwrotowi poprzednim właścicielom, jeśli w ciągu 7 lat nie zostały wykorzystane na cele określone w decyzji wywłaszczeniowej. Jest niezgodny z konstytucją w zakresie, w jakim wyklucza możliwość odzyskania nieruchomości przejętych lub nabytych na podstawie art. 5 i art. 13 ustawy z 1948 r. o podziale nieruchomości na obszarach miast i niektórych osiedli; nie jest natomiast niezgodne z konstytucją wyłączenie zwrotu nieruchomości przejętych na podstawie dekretu PKWN z 6 września 1944 r. o reformie rolnej. Byli właściciele nieruchomości wywłaszczonych, na podstawie tego przepisu uzyskali możliwość żądania zwrotu nieruchomości, tylko w tym przypadku, jeśli nie zostały dotychczas wykorzystane na cele określone w decyzji wywłaszczeniowej. Na dobrą sprawę każde rozstrzygnięcie dotyczące zamku w Gołuchowie jest możliwe. O ile jednak nawet Gołuchów trafi w ręce spadkobierców, to od razu pojawi się kwestia zwrotu poniesionych nakładów na utrzymanie zamku. A państwo polskie i to zarówno w czasach PRL, jak i za III RP wydało setki milionów na utrzymanie tego unikatowego kompleksu w należytym stanie. Kosztorys - mówi D. Marek - jest już przygotowany.