Problem dzików w mieście narasta? "Ciężko znaleźć trawnik, który nie nosiłby śladów dzików"
Zapytaliśmy straż miejską, czy rzeczywiście dostaje więcej zgłoszeń od mieszkańców.
Do naszej redakcji od pewnego czasu dociera coraz więcej sygnałów od mieszkańców o dzikach ponownie pojawiających się w mieście. Sytuacja w ostatnich miesiącach wydawała się być stabilna, ale obecnie sygnałów jest więcej. W tej sprawie napisał do nas m.in. Tomek.
- Czy redakcja może coś zrobić, żeby straż miejska, bądź inne służby zaczęły działać, żeby usunąć dziki z miasta? Cały północny Poznań jest poryty, dziki panoszą się po osiedlach, a po ciemku strach wyjść z domu. Kilka lat temu dziki odłowiono i była odrobina spokoju. Obecnie plaga dzików jest chyba jeszcze większa, niż wtedy. To realne i bardzo konkretne zagrożenie życia i zdrowia dla ludzi i psów - pisze nasz Czytelnik. - Czy służby miejskie potrafią tylko mandaty wystawiać? Czy czasami zrobią też coś dla bezpieczeństwa mieszkańców? Czy ktoś naprawdę wierzy w te brednie, że dziki nie są niebezpieczne? W załączeniu zdjęcie z os. B. Śmiałego. Miejscami tereny zielone są całkowicie zrujnowane. Ciężko na tym osiedlu znaleźć trawnik, który nie nosiłby śladów dzików - dodaje.
Jak to wygląda w statystykach straży miejskiej? W 2019 roku do SM wpłynęło niespełna 700 zgłoszeń dotyczących dzików w mieście. Potwierdzono i przekazano do Centrum Zarządzania Kryzysowego 61 miejsc przebywania dzików. W kolejnym, pandemicznym roku, odnotowano wzrost zgłoszeń - było ich ponad 2,5 tysiąca, z czego 240 miejsc potwierdzono. Ubiegły rok był pod tym względem rekordowy. Do SM wpłynęło prawie 4000 zgłoszeń dotyczących dzików, z czego potwierdzono i przekazano do CZK 271 lokalizacji.
W tym roku, do końca sierpnia, do SM wpłynęło "zaledwie" 666 zgłoszeń dotyczących występowania dzików w mieście. 39 interwencji zakończyło się przekazaniem informacji do CZK. - Czy problem narasta? Pewnie tak, ale nie ma to jeszcze odzwierciedlenia w reakcji mieszkańców, przynajmniej na poziomie poprzednich okresów - wyjaśnia Przemysław Piwecki ze straży miejskiej. I jak zapewnia, nikt nie bagatelizuje tego problemu. - Wykonujemy swoją pracę w zakresie, który został SMMP powierzony. Nie dziwię się natomiast mieszkańcom, gdyż wielu z nich nie zna procedur obowiązujących w mieście. Spodziewają się, że po telefonie do straży miejskiej przyjedziemy i dziki usuniemy, a tak to nie działa - dodaje.
- Zgodnie z przyjętą w naszym mieście procedurą patrole straży miejskiej potwierdzają zgłoszenie mieszkańców i okresowo (raz w tygodniu) zestawienie miejsc bytowania dzików przekazywane jest do Centrum Zarządzania Kryzysowego, które funkcjonuje przy Wydziale Zarządzania Kryzysowego i Bezpieczeństwa Urzędu Miasta Poznania. Tam, na podstawie pozyskanych informacji, podejmowane są decyzje - WZKiB UMP współpracuje z łowczym i firmą, która w sposób profesjonalny zajmuje się zwierzętami dzikimi na terenie miasta - tłumaczy Piwecki.
Jak zauważa rzecznik, w większości przypadków to ludzie są odpowiedzialni za wizyty dzików w mieście. Przyciągają je chociażby wyrzucone resztki jedzenia czy niewłaściwie zabezpieczone śmieci. - Dziki z populacji miejskiej nie są w stosunku do człowieka agresywne. Oczywiście to jest zawsze zwierzę i nie ma gwarancji jak się zachowa, np. mając pod opieką młode lub jeżeli puszczony bez nadzoru pies zacznie je atakować. Zwierzęta te, przynajmniej w mojej ocenie stanowią zagrożenie, ale w komunikacji - dzik w zetknięciu z jadącym samochodem może zostać ranny i wtedy będzie zachowywał się agresywnie, może doprowadzić do wypadku drogowego, nawet z najpoważniejszymi skutkami - kończy.
Najpopularniejsze komentarze