Matka porwanej 14-latki zabrała głos. "Wiedziałam o konflikcie, ale nie przypuszczałam, że wydarzy się coś takiego"
Do kobiety dotarł dziennikarz "Gazety Wyborczej".
Jak już informowaliśmy, nastoletnia dziewczyna została uprowadzona spod sklepu na osiedlu Przyjaźni w Poznaniu. Została odnaleziona w samochodzie zatrzymanym w Złotnikach. Wcześniej była brutalnie traktowana i torturowana.
Jak relacjonował mł. insp. Andrzej Borowiak, rzecznik wielkopolskiej policji, dziewczynka trafiła do szpitala. Miała ogoloną część głowy, brwi, była przypalana papierosami i zmuszana do innej czynności seksualnej. W sprawie zarzuty usłyszały dwie osoby - 39-latka i 17-latek. Dotyczą one uprowadzenia, stosowania przemocy, gwałtu oraz utrwalenia przy pomocy telefonu treści o charakterze seksualnym. Młodsze osoby będą odpowiadać przed sądem rodzinnym.
Do matki uprowadzonej dziewczyny udało się dotrzeć Piotrowi Żytnickiemu z "Gazety Wyborczej". Kobieta na wstępie prostuje informacje, które pojawiały się w mediach, że miała być świadkiem zdarzenia. Jak mówi, o tym, że córka została wciągnięta do samochodu dowiedziała się od znajomych. Jak przekazywał nam w dniu porwania rzecznik wielkopolskiej policji, kobieta zgłosiła porwanie na komisariacie, co natychmiast postawiło na nogi poznańskich funkcjonariuszy.
Jak ustaliła prokuratura, przyczyną konfliktu był dług - 20 zł, za uszkodzenie e-papierosa. Wiedziałam o konflikcie, ale nie przypuszczałam, że wydarzy się coś takiego - mówiła w rozmowie z "Gazetą Wyborczą" matka porwanej i zgwałconej 14-latki z Poznania. Kobieta chwilę porozmawiała z dziennikarzem najpierw przez drzwi, później na korytarzu. Szeptem. Jak tłumaczyła, nie chce żeby słyszała to córka. Mówiła, że córka doznała psychicznych i fizycznych obrażeń. Nie może się po nich otrząsnąć. Ma zapewnioną pomoc psychologa Również dla niej to ogromne emocje, po kilku minutach rozmowy kobieta źle się poczuła. Bardzo przepraszam, ale nie mogę już rozmawiać. Źle się czuję. Może kiedyś powiem więcej - powiedziała.
Najpopularniejsze komentarze