Marcel Kajzer: prezes Ładziński jest winny tego, że straciłem rodzinny dom
Mocny materiał zamieścił w sieci Marcel Kajzer.
To były żużlowiec m.in. PSŻ Poznań, bardzo lubiany przez fanów Skorpionów, który przed sezonem 2021 zakończył sportową karierę. Jego karierę, pozbawioną spektakularnych sukcesów, można oceniać różnie, ale jedno trzeba mu oddać: Kajzer zawsze był zawodnikiem ambitnym, a w żużel wkładał całe swoje serce i środki, na czym często cierpiały inne dziedziny jego życia. 31-latek kochał speedway i nagranie takiego oświadczenia nie przyszło mu łatwo.
Po naszej ostatniej publikacji Marcel zadeklarował na jednej z grup kibicowskich opisanie swojej przygody z PSŻ i tak zrobił. Nagranie, trwające 24 minuty, zamieścił w serwisie YouTube. Każdy może ocenić je sam, my przytaczamy tylko kilka fragmentów.
Kajzer przekonuje, że PSŻ wciąż nie wypłacił zaległych pieniędzy jemu (jednocześnie podkreśla, że rozliczenia na bieżąco były realizowane jedynie w sezonie 2017) oraz firmie, która użyczała sprzętu Markowi Lutowiczowi, w przeszłości również zawodnikowi PSŻ. Kajzer pokazuje m.in. umowę użyczenia motocykli, a sama zaległość z tego tytułu ma wynieść ok. 20 tys. zł. Były żużlowiec wspomina też o braku szkolenia w poznańskim kubie oraz o sytuacji z listopada 2019 roku, pokazując przy tym korespondencję z prezesem Ładzińskim. Chodzi m.in. o podpisaną ugodę, według której Kajzer miał otrzymać zaległe pieniądze do 15 grudnia 2019 roku.
Potwierdziły się też nasze wcześniejsze informacje na temat pieniędzy, które otrzymują żużlowcy. Kajzer wprost stwierdził, że za maksymalne stawki PZM (20 tys. za podpis i 800 zł za punkt) zawodnicy nie mają zamiaru startować. Podpisuje się więc "dodatkowe" umowy, ale przy przyznawaniu licencji nikt nie przejmuje się tymi zaległościami.
Kajzer przytoczył też sytuację sprzed fazy play-off sezonu 2019. Wtedy nie odgrywał on już ważnej roli w zespole (jak sam przyznał, był to efekt konfliktu z trenerem), cały czas jednak przy nim funkcjonował. - Klub zalegał pieniądze. Była awantura, chłopcy nie chcieli jechać w play-offach. Pojawił się ktoś, kto wyłożył pieniądze, żeby im zapłacić (chodzi o jednego z byłych sponsorów tytularnych klubu, prywatnie wielkiego fana speedwaya - red.). Mojej osoby na tej liście zobowiązań w ogóle nie było, prezes nie podał wtedy mojego nazwiska, gdzie wtedy mogłem być spłacony - tłumaczył zawodnik.
Pod koniec oświadczenia Kajzer przytoczył historię z życia prywatnego. Jak przyznał, jego ojciec i on sam mieli problemy finansowe, co doprowadziło do licytacji komorniczej ich rodzinnego mieszkania. Zaległość wobec żużlowca wciąż miał jednak PSŻ, a była to kwota, która wystarczyłaby na uratowanie mieszkania. - To było ok. 40 tysięcy złotych. Pan prezes zobowiązał się, że da mi te pieniądze. Przekazałem mu pisma komornicze, które to dokumentowały - relacjonował Kajzer.
- Tych pieniędzy nie dostałem i moje mieszkanie, mój dom rodzinny, w którym się wychowałem, przepadł za śmieszne pieniądze. Pan prezes może powiedzieć, że to nie jego wina, że mój tata miał jakieś długi i była licytacja. Tak, ale wina tego, że straciłem dom, mogę to powiedzieć otwarcie: to wina pana prezesa Arkadiusza Ładzińskiego, bo nie zapłacił mi pieniędzy, które mi się należały, które wywalczyłem na torze - mówił wyraźnie poruszony Kajzer. - Nie wybaczę tego, dawno powinienem to powiedzieć: dziękuję panie prezesie, że straciłem mieszkanie - dodał.
Według naszych informacji w sobotnie popołudnie odbędzie się walne zebranie członków PSŻ.