Pobity 10-latek szukał pomocy na lubońskim komisariacie. Jego ojczym pozostanie w areszcie
Chłopiec opowiedział funkcjonariuszom o swojej sytuacji w domu. I prosił o pomoc.
O sprawie poinformowała w maju "Gazeta Wyborcza". 10-letni Kacper (imię zostało przez dziennikarzy zmienione) mieszkał z matką ojczymem i ich wspólnym 4-letnim synem w podpoznańskim Luboniu. Chłopiec pod koniec kwietnia w bluzie założonej na podartą piżamę, spodniach dresowych i crocksach przyszedł do oddalonego od domu o kilometr komisariatu policji. Wykorzystał fakt, że jego mama i ojczym na chwilę wyszli. Jak relacjonowała wówczas "Gazeta Wyborcza" zostawił list z informacją, że ucieka z domu - "Mamo, żałuję, że mnie urodziłaś" - pisał 10-latek do matki. Przy budynku komisariatu Kacpra zauważyła jedna z policjantek. Chłopiec nie miał śmiałości wejść, bo jak mówił bał się, że policjanci mu nie uwierzą. Kiedy funkcjonariuszka zapytała go co tu robi 10-latek rozpłakał się mówiąc, że przyszedł po pomoc.
Sprawą chłopca natychmiast zajął się sam komendant lubońskiego komisariatu. Policjanci wysłuchali jego historii. 10-latek opowiadał o tym, jak przez lata był bity i poniżany. Funkcjonariuszom trudno było uwierzyć, że coś takiego mogło mieć miejsce. Kacper mówił im o tym, że ojczym stosuje wobec niego system kar - to między i innymi zakaz wychodzenia na podwórko, czy zakaz czytania książek. Jak przekazał chłopiec najgorsze były kary cielesne - ojczym miał go bić pasem i rękoma, ciągnąć za uszy i podduszać. Zdarzało się też, że dziecko nie mogło spać we własnym łóżku tylko na podłodze bez poduszki i kołdry, a jak mówił chłopiec było mu strasznie zimno. Kacper miał też chodzić głodny, bo ojczym wydzielał mu jedzenie. Miał też mnóstwo obowiązków domowych, które zapisywane były dokładnie w specjalnym dzienniku. To między innymi mycie i pastowanie podłóg, ścielenie rodzicom łóżka, czy ścieranie kurzu. Ze wszystkiego musiał tłumaczyć się na piśmie. 10-latek najbardziej obawiał się tego, że policjanci mu nie uwierzą i będzie musiał wrócić do domu.
Funkcjonariusze bardzo przejęli się losem Kacpra, tym bardziej, że liczne dowody przemocy były widoczne na jego ciele. Komendant policji w Luboniu zamówił mu pizzę i postanowił znaleźć mu bezpieczne schronienie, choć to wstępnie "na szybko" wydawało się być niemożliwe. W tym czasie ojczym chłopaka został aresztowany na trzy miesiące. Jak informuje "Gazeta Wyborcza" teraz areszt został przedłużony do 25 października.
Decyzję o dalszym losie Kacpra i jego 4-letniego brata podejmie sąd rodzinny. Obecnie matce zakazano kontaktować się ze starszym synem, z młodszym może rozmawiać tylko przez telefon. Kobieta dopiero w rozmowie z "Gazetą Wyborczą" przyznała, że mąż się nad nią znęcał. Zapowiada też, że będzie prosić sąd o oddanie jej pod opiekę chociaż młodszego dziecka. Jak ustalili dziennikarze Gazety mąż kobiety okazał się być też oszustem i mitomanem. Okazało się, że kłamał, iż skończył studia psychologiczne a jego rodzice rodzice są skromnymi emerytami a nie milionerami mieszkającymi w Grecji. Jak ustalono mężczyzna przez rok przebywał w zakonie. Kobieta dowiedziała się prawdy dopiero po aresztowaniu Roberta H.
Najpopularniejsze komentarze