Reklama
Reklama

List od lekarki: w marcu przepracowałam 330 godzin lecząc pacjentów 'niecovidowych'. Zabierają nam ludzi, łóżka i sprzęt...

zdjęcie ilustracyjne | fot. Parentingupstream, Pixabay
zdjęcie ilustracyjne | fot. Parentingupstream, Pixabay

Jestem lekarzem. Napisałam kilka zdań o sytuacji pacjentów, u których nie potwierdzono zakażenia Sars-Cov 2, ale którzy wymagają pilnej hospitalizacji. Może to Państwa zainteresuje:

Czy praca na oddziale "covidowym" jest ciężka? Tak. Czy jest wyczerpująca fizycznie, psychicznie i emocjonalnie? Z całą pewnością! Jednak praca na takim oddziale ma jedną, niezaprzeczalną zaletę. Nie przywiozą więcej pacjentów niż jest wolnych miejsc.

Jak wygląda praca w moim szpitalu?

Jest dramat. Dwa najbliższe szpitale są zamienione na "covidowe". A my jesteśmy jednocześnie "covidowi" i "niecovidowi". Dzięki czemu mamy o połowę mniej łóżek na internie czy chirurgii oraz nie mamy OIOMu (bo jest "covidowy"). Personelu mamy tyle samo, a obstawiamy pracę dodatkowego (największego w szpitalu) oddziału. Dodatkowo wożą do nas teraz pacjentów z trzech powiatów, więc mamy trzy razy więcej pacjentów i mniej niż połowę dotychczasowych możliwości. To już nawet nie chodzi o to, że nie możemy pracować trzy razy bardziej - każdy już dawno zakasał rękawy. Chodzi o to, że nawet nie ma gdzie tych pacjentów zbadać, nie mówiąc o jakimkolwiek miejscu, by pacjenta przyjąć, diagnozować i leczyć.

Liczba łóżek dla pacjentów, którzy nie chorują na Covid-19 dramatycznie się zmniejsza. Nawet nie możemy wyciągać łóżek z magazynu na korytarz, bo po prostu tych łóżek nie mamy. Dotychczasowe oddziały przenoszone są w inne struktury, bez możliwości izolacji chorych czy odpowiedniego monitorowania ich czynności życiowych, gdyż również sprzęt z tych oddziałów jest zabierany na oddział "covidowy". W szpitalu, który jest szpitalem "mieszanym", mającym Oddział Zakaźny i Oddział Intensywnej Opieki Medycznej, zapewnienie zaplecza anestezjologicznego, a także opieki pooperacyjnej u pacjentów wymagających intensywnego nadzoru, jest bardzo ograniczone.

Jednostki administracyjne, które nas nadzorują, nie przygotowały żadnych wytycznych/procedur, w jaki sposób mamy postępować z pacjentami, u których nie potwierdzono zakażenia Sars-Cov 2, ale którzy wymagają pilnej hospitalizacji. Proszę wziąć pod uwagę, że ze względu na obecną niewydolność służby zdrowia, na każdym kroku widać wielomiesięczne zaniedbania, pacjenci trafiają do nas w dużo cięższym stanie niż jeszcze rok temu. Nikt nam nie powiedział, czy 1) mamy wypisywać niedoleczonych, 2) nie przyjmować wymagających przyjęcia, 3) przyjmować chorych i kłaść ich na kocach na podłodze (jeśli sobie swój koc przywiozą). Dla tych chorych nie ma miejsc w jednostkach, które powinny tę opiekę zapewnić. Obecnie, w Wielkopolsce, na pacjentów z Covid czeka 700 wolnych miejsc. Czy ktoś pomyślał o tym, że ta sytuacja gwarantuje zgony z powodu innych schorzeń? Bo pozostali, niecovidowi pacjenci nie ulegli cudownemu procesowi anihilacji, oni nie zniknęli. Czy ktoś obliczył ile łóżek im zabrano?

Dla pacjentów z Covid-19 stworzono również Call Center, za pomocą którego można ustalić, w którym szpitalu jest wolne miejsce. Nie-covidowi nie mają tego szczęścia. Dyspozytor z pogotowia twierdzi, że nie interesuje go brak miejsc na oddziale.

Wojewoda złożył doniesienie do prokuratury dotyczące narażenia pacjentów, przebywających w tymczasowym szpitalu na poznańskich targach, na utratę życia i zdrowia (chodzi o sytuację braku tlenu). A my, jako lekarze, możemy go oskarżyć, że zabrał łóżka ciężko chorym na choroby internistyczne na potrzeby walki z Covid i nie zaproponował żadnego rozwiązania dla tych chorych, lekarzy, szpitali.

A co z personelem? Nigdy nie dbało się o to, aby personelu było wystarczająco dużo. Obecnie mamy w zespole 2 pielęgniarki na 45 pacjentów, których trzeba m.in. nakarmić, zmienić im pieluchy, podać wodę. Zdecydowana większość chorych nie może się ruszać. Tu już nawet nie chodzi tylko o to, że brakuje lekarzy. Brakuje personelu, który pełniłby niezwykle ważne funkcje wspierające pacjentów. Na cały szpital, wszystkich pacjentów - covidowych i niecovidowych - przypada jeden psycholog. Jeden. Czy w Polsce naprawdę brakuje absolwentów psychologii? Nie dość, że nie ma możliwości odwiedzin bliskich, to jeszcze nie ma nikogo wewnątrz organizacji, kto choć trochę wsparłby chorych w zakresie psychicznym, aby byli w stanie wygrać z chorobą. Nie mamy nawet żadnych wolontariuszy.

Oczywiście, że sytuacja jest bardzo dynamiczna. Jednakże rok pandemii powinien, nomen omen, zaszczepić w osobach decyzyjnych choćby zalążki myślenia strategicznego. A co możemy zaobserwować? Całkowity chaos organizacyjny, decyzje podejmowane z dnia na dzień, bez elementarnej analizy konsekwencji. Wojewoda wydaje decyzje bez zastanowienia - jak oraz kim to wykonać? Odpowiedzialność zrzucana jest na szpitale, które nie mają takich mocy przerobowych zarówno w zakresie personalnym, technicznym, jak i finansowym.

Skoro okoliczne szpitale zostały przekształcone w covidowe, to oczekujemy jasnych wytycznych, kto leczy pozostałych pacjentów, którzy przed pandemią właśnie tam by trafili, gdzie są dla nich łóżka i personel, który ma im pomóc. Oczekujemy utworzenia w trybie niezwykle pilnym analogicznego Call Center, którego celem ma być szybkie znalezienie, dla pacjenta niecovidowego, wolnego łóżka w szpitalu.

A jeśli pytasz o pacjentów chorych na Covid-19 to też nie wygląda to wesoło. Są coraz młodsi, a ich stan pogarsza się bardzo szybko. Teraz umierają ludzie w wieku 50-60 lat, bez chorób współistniejących. Ci ludzie "pogarszają się" i załamują na naszych oczach. Bo oni widzą cały ten syf. Jest za mało sprzętu. Za mało rąk do pracy. Grożą, że tlen się skończy.

A jeśli pytasz co u mnie? Jak się czuję? Gdy tylko przychodzę do pracy, to chce mi się płakać. Jestem zmęczona. Wykończona psychicznie codziennym podejmowaniem decyzji - kogo przyjąć, a kogo w miarę bezpiecznie odesłać do domu. (To ja biorę za to stuprocentową odpowiedzialność). Jak umieścić pacjentów na Oddziale, żeby ryzyko zakażenia się w szpitalu było jak najmniejsze. Dla pacjenta z wielochorobowością zakażenie niesie przecież duże ryzyko śmierci. W marcu przepracowałam 330 godzin. Zapewniam cię, że nie z pazerności, ani dlatego, że nie lubię spędzać czasu z moimi małymi dziećmi. Nadszedł czas, kiedy trzeba rzucić wszystkie ręce na pokład. Tylko ktoś nam ten pokład nieźle i bez skrupułów demoluje.

Przesyłam pozdrowienia,

Lekarka

Najczęściej czytane w tym tygodniu

Dziś w Poznaniu

6℃
0℃
Poziom opadów:
7.5 mm
Wiatr do:
25 km
Stan powietrza
PM2.5
16.10 μg/m3
Dobry
Zobacz pogodę na jutro