Koniec śledztwa w sprawie masowych zakażeń koronawirusem w DPS-ie
Ostrowska prokuratura sprawdzała, czy w Domu Pomocy Społecznej w Kaliszu nie doszło do sprowadzenia niebezpieczeństwa dla zdrowia i życia wielu osób. Śledztwo wszczęto z urzędu, po tym, jak sprawę nagłośniły media.
Chodzi o zakażenia koronawirusem, do których doszło wiosną ubiegłego roku na terenie placówki. Obiekt zamknięto, gdy okazało się, że zakażeni są podopieczni i personel. Decyzją wojewody zarażeni pensjonariusze zostali przetransportowani do poznańskiego szpitala zakaźnego. Wówczas ruszyło prokuratorskie śledztwo.
Śledczy dokładnie analizowali sytuację i sprawdzali czy nie doszło do celowych zaniedbań i spowodowania zagrożenia epidemicznego. W tej sprawie wypowiedziało się wielu biegłych, i to właśnie na podstawie ich opinii zdecydowano o umorzeniu podstępowania - mówi w rozmowie z Radiem Poznań rzecznik Prokuratury Okręgowej w Ostrowie Wielkopolskim Maciej Meler. Biegła w kategorycznej opinii oceniając zabezpieczenie DPS, oceniła je jako prawidłowe. Wskazała, że sytuacja, która miała miejsce w okresie marca-kwietnia ub. roku w DPS w Kaliszu została w miarę sprawnie opanowana - dodaje.
Jak informują dziennikarze radia w sprawie przesłuchano między innymi kierownictwo i personel DPS-u oraz służby sanitarne. Nie stwierdzono, by do zakażeń doszło z powodu celowych zaniedbań.
Jak przekazuje "Gazeta Wyborcza" dla większości pracowników taki wyrok to porażka. Brakuje nam, słów, by opisać, to co czujemy. Nie wierzymy już w sprawiedliwość. Przecież zmarło tylu ludzi. Mamy ich wciąż przed oczami i musimy z tym żyć - mówią.
Ówczesna dyrektorka po proteście pracowników odeszła z pracy. Dyrektorem został Marcin Ferenc, który koordynował akcję ratowniczą. W wyniku koronawirusa w kaliskim DPS-ie zakaziło się około 100 osób - 40 zmarło.