Podobalibyśmy się Bachowi
Z Agnieszką Duczmal o 40-leciu Orkiestry Kameralnej Polskiego Radia Amadeus rozmawia Marek Zaradniak.
Orkiestra Kameralna Polskiego Radia Amadeus, którą Pani kieruje, ma 40 lat. Czy tworząc ją, zakładała Pani, że przetrwacie tak długo?
Zakładając ją, nie myślałam o jakimkolwiek przetrwaniu. Myślałam o tym, żeby grać muzykę zespołowo, przygotowywać repertuar, koncertować i nie wybiegałam myślą w tak daleką przyszłość.
Czy to ta sama orkiestra, która była na początku? Jak często zmieniają się muzycy?
Trudno dokładnie to określić. W zasadzie bardzo rzadko. To naturalne, że raz na jakiś czas ktoś odchodzi, a jego miejsce zajmuje inny muzyk. W aktualnej grupie wielu ma staż ponad 20-letni. Jedna osoba gra 39 lat, kolejna 33, a ktoś inny 28 lat.
Kto gra najdłużej?
Kontrabasista.
Czyli Pani mąż - Józef Jaroszewski?
Tak.
A kto najkrócej?
Najmłodszym jest skrzypek, który przywędrował do nas z Łodzi.
Istniejecie Państwo 40 lat, ale tak naprawdę nie macie do tej pory własnej siedziby. Tyle lat mówiło się o jej wybudowaniu. W tej chwili jesteście Państwo w Poznaniu w tak zwanej "Giełdzie". Nie żałuje Pani, że nie ma tej siedziby? Tyle było przecież lokalizacji. I były już pieniądze...
Było dużo emocji i nadziei, ale uważam, że nie czas płakać nad wylanym mlekiem, bo życie jest krótkie i tak widocznie miało być. Mam nadzieję, że remont tego miejsca, w którym jesteśmy teraz, odbędzie się w niedługim czasie i zapewni nam trochę lepsze niż dotychczasowe warunki pracy.
Kiedy? Zapowiada go Pani przecież od dłuższego czasu...
Obowiązują nas na wszystko przetargi, a one rozciągają się w czasie. Często trzeba kilkakrotnie powtarzać procedury, a każdy przetarg to kolejne tygodnie i wszystko się przedłuża.
Mówi się o zniesieniu abonamentu radiowo-telewizyjnego. Czy w związku z tym nie ma zagrożenia dla orkiestry? Jesteście Państwo przecież jednym z niewielu zespołów radiowych, które ocalały...
Jestem optymistycznie nastawiona. Myślę, że jakaś forma utrzymania Radia i Telewizji będzie, choć trudno przewidzieć jaka. Na razie to tylko dyskusje. My, nie przejmując się tym, pracujemy tak, jak pracowaliśmy.
Jesteście Państwo wizytówką Poznania na naprawdę światowym poziomie, o czym świadczą recenzje i częste wyjazdy w świat w przeciwieństwie do niektórych innych zespołów, które tylko mówią o swym światowym rozgłosie, a nie ma to pokrycia w rzeczywistości. Co trzeba zrobić, aby przez tyle lat utrzymywać taki poziom? Czy jest Pani dyktatorem?
Celem nadrzędnym jest muzyka i jej realizacji podporządkowujemy nasze działania. Orkiestra nasza to grupa wybitnych muzyków i różnych indywidualności. Aby znaleźć wspólny z nimi język, trzeba chyba pomieszać różne sposoby działania takie, jakie są odpowiednie w stosunku do ludzi, z którymi się współpracuje. My mamy swoje zasady i według nich pracujemy.
Jakie?
To nasza tajemnica.
Tajemnice kuchni Agnieszki Duczmal?
Tak. Mogę powiedzieć, że z wielkim pietyzmem dobieraliśmy się pod względem artystycznym i charakterologicznym, i głównym moim sposobem na wspólne życie jest wzajemny szacunek. Szacunek do pracy, do kolegów, do każdego wypowiedzianego słowa w mowie i w muzyce, rozwijanie wyobraźni i pokora wobec muzyki. W związku z tym współpraca pomiędzy członkami zespołu, pomiędzy nimi a mną jest taka, jaka jest. Mamy świetną atmosferę, co pomaga nam w pokonywaniu różnych problemów, które przecież się pojawiają, bo i nam, jak wszystkim, się one zdarzają. Życie nie składa się przecież z samych płatków róż, ale również z kolców - i oto chodzi, abyśmy potrafili po tych kolcach piąć się jak po drabinie do samego kwiatu róży.
Dlaczego jubileusze Amadeusa odbywają się zawsze w październiku?
Bo w październiku 1968 odbył się nasz pierwszy koncert. To było chyba w okolicach 21 października. Trudno mi w tej chwili określić tę datę precyzyjnie. Gdy rozpoczynaliśmy działalność, nie prowadziłam kalendarium, czego dziś żałuję. Dopiero po jakimś czasie mój tato założył mi zeszyt, w którym rozpoczął zapisywanie wszystkich naszych koncertów, a ja przez długie lata uzupełniałam ten rejestr. Teraz wszystko jest oczywiście w komputerze Amadeusa.
Gracie Państwo utwory muzyki klasycznej opracowane na orkiestrę kameralną, ale i flirtujecie z jazzem. Dzieli Pani muzykę na dobrą i złą, czy na poważną i niepoważną?
Na dobrą i złą, a jeśli chodzi o jazz, to flirtujemy tylko z takim, który jest na pograniczu muzyki klasycyzującej. W typową rozrywkę nie wchodzimy i w ostry jazz też nie. Wszystko ma współgrać z naszym stylem i harmonizować z naszym wykonawstwem, charakterystycznym dla muzyki kameralnej. Nie wyobrażam sobie, żebym wystąpiła nawet ze Skaldami czy hard rockiem.
Naprawdę? Przecież Skaldowie nagrali świetną płytę na dwa fortepiany?
Bardzo lubię ich słuchać, ale to już by było o jeden stopień za daleko od naszej charakterystyki.
Więc jakiej muzyki Pani słucha?
Wszelakiej. Symfonicznej, operowej i klasycznej, barokowej, ale na instrumentach "z epoki" w małych ilościach, gdyż nie jestem pasjonatką takiego wykonawstwa. Moje wyobrażenie tej muzyki jest nieco odmienne. Sądzę, że kompozytorzy tamtych czasów, z Bachem na czele, byliby szczęśliwi, słuchając swojej muzyki w naszym wykonaniu. Życie podlega stałemu rozwojowi, akcesoria instrumentalne są stale ulepszane, dysponujemy innymi strunami, innymi smyczkami, technika gry jest bardziej rozwinięta i urozmaicona. Daje to zupełnie różne możliwości wydobywania dźwięku na instrumencie. Myślę, że tak jak my gramy Bacha - nawiązując oczywiście do wykonawstwa na dawnych instrumentach, ale tylko nawiązując, i przepuszczając przez współczesną wyobraźnię - odpowiadałoby kompozytorowi. Jestem wręcz przekonana, że Bach byłby zachwycony tym odmiennym, od sobie znanego, odczuciem jego muzyki.
Amadeus przez te lata grał z wieloma solistami. Miała pani swoich ulubionych?
Oczywiście. To nie wynikało tylko z gry, ale i z osobowości. Bardzo lubiłam grać z wiolonczelistą Mischą Maiskym i z kontrabasistą Garym Karrem. Osobowość tego drugiego była dodatkowo frapująca. Był także naszym serdecznym przyjacielem. Każdy z nich to muzyczna bomba emocjonalna, ale osobowości absolutnie różne. Gary jest bardzo otwarty, łatwy w kontakcie, bezpośredni. Mischa bardziej zamknięty w sobie. Ale z każdym z nich od pierwszego momentu na estradzie porozumiewaliśmy się tak, jakbyśmy grali ze sobą już setki razy. I to jest najbardziej zdumiewające i frapujące we wspólnym wykonywaniu dzieł muzycznych - tak bardzo różni, wydawałoby się ludzie, mają tak podobne odczuwanie i rozumienie muzyki. I to też stanowi tajemnicę grania w zespołach muzycznych, jakim jest nasza Orkiestra Amadeus.
Czy z okazji jubileuszu planujecie Państwo wydanie nowych płyt?
Z powodu problemów z tłocznią Polskie Radio nie zdążyło z płytą jubileuszową, ale mamy obiecane wydanie płyty z największymi przebojami z serii 12 dotychczas wydanych naszych płyt. Będą to wybrane najpiękniejsze utwory kompozytorów polskich.
A jak zapowiadają się plany Amadeusa na przyszły rok?
Jeszcze w tym roku w grudniu jedziemy do Japonii. Przedtem mamy wiele koncertów w kraju - od Torunia po Kraków, 3 grudnia, podczas konferencji klimatycznej w Poznaniu, przypomnimy projekt koncertowo-malarski "Cztery pory roku. Cztery pory życia" z muzyką Vivaldiego i Piazzolli w oprawie monumentalnego obrazu o powyższym tytule pędzla Mariusza Kałdowskiego. Planów przyszłorocznych nie zdradzę, bo nie chcę zapeszyć. Wspomnę tylko, że po raz piąty będziemy towarzyszyć uczestnikom Konkursu Skrzypcowego im. Joachima w Hanowerze.