Poznański pedofil pod ochroną Kościoła i prokuratury? Zaatakował ponownie, gdy miał być w więzieniu

Zdjęcie ilustracyjne | fot. geralt / pixabay.com
Zdjęcie ilustracyjne | fot. geralt / pixabay.com

Bulwersującą sprawę opisuje Gazeta Wyborcza.

We wrześniu ubiegłego roku pisaliśmy o pedofilu, który zaatakował w autobusie 10-letniego chłopca - zmusił go do innej czynności seksualnej. Szybko okazało się, że 75-latek jest recydywistą i był już karany za podobne czyny pedofilskie. W maju ubiegłego roku wyszedł na wolność. Dziś bulwersujące okoliczności tej sprawy opisuje Gazeta Wyborcza.

21 września ubiegłego roku 75-latek zza płotu obserwował chłopców na szkolnym boisku. Chwilę później zaczepił jednego z nich, 10-latka. Zaproponował mu wspólne odwiedzenie... cmentarza. Gdy chłopiec odmówił, ten nalegał na odwiedzenie domu mężczyzny. Ostatecznie dziecko wsiadło do autobusu, 75-latek wsiadł za nim i się do niego dosiadł. W autobusie nie było innych pasażerów, więc mężczyzna zaczął dotykać chłopca. Pojazd wciąż stał na pętli. Chłopcu udało się wyrwać i uciec. Pobiegł na następny przystanek. Wsiadł do pierwszego autobusu, w którym... znowu natknął się na tego samego mężczyznę. Dziecko ponownie uciekło. W domu chłopiec opowiedział rodzicom, co go spotkało. Bliscy zgłosili sprawę policji.

Jak się okazuje, policjanci błyskawicznie rozpoznali napastnika. Nie muszą znać nawet jego rysopisu - gdy słyszą, że zaprosił chłopca na cmentarz, wiedzą, że to dobrze im znany Stanisław. Nie wiedzą tylko, dlaczego mężczyzna znajduje się na wolności.

Z ustaleń GW wynika, że gdy Stanisław był mały, był wykorzystywany seksualnie przez księży. Jego matka pracowała jako kucharka w przedszkolu prowadzonym przez Kościół. Wśród duchownych miał być proboszcz znanej poznańskiej parafii. Wszyscy ci księża już nie żyją.

Stanisław był ministrantem, szafarzem, woźnym w poznańskich szkołach, taksówkarzem. Woził kościelnych dostojników. Przy okazji interesował się chłopcami w wieku 9-11 lat. To księża mieli mu w młodości powiedzieć, że chłopcy w takim wieku "są najlepsi".

Pierwszego udokumentowanego czynu pedofilskiego dopuścił się w 2001 roku. 9-latka doprowadził do poddania się innej czynności seksualnej. Doszło do tego w Lasku Marcelińskim. Sąd? Skazał go na 1,5 roku więzienia w zawieszeniu i nakazał terapię, której mężczyzna prawdopodobnie się nie poddał.

W kolejnych latach mężczyzna jest karany, ale za jazdę pod wpływem alkoholu, próbę kradzieży. W 2015 roku mężczyzna zaczepia 8-letniego Adama. Okłamuje dziecko i zabiera na cmentarz na Junikowie. Tam całuje i dotyka. Chłopcu udaje się uciec. Zeznając Stanisław przyznał, że "musi się poprawić" i "ma potrzebę dotykania chłopców". Trafia do więzienia na 4,5 roku, dostaje zakaz zbliżania się do małoletnich.

Choć dyrektor więzienia z Wronek, gdzie odbywał karę Stanisław, zawnioskował o umieszczenie go w ośrodku w Gostyninie dla osób, które mimo resocjalizacji wciąż mogą chcieć popełniać przestępstwa seksualne, ostatecznie mężczyzna tam nie trafia. Sąd zdecydował, że Stanisław powinien się leczyć w ośrodku i powinien zostać objęty nadzorem prewencyjnym.

Nadzór prowadzą policjanci, którzy są zaniepokojeni tym, co robi Stanisław. A mężczyzna do domu znosi dziecięce zabawki i dewocjonalia. Funkcjonariusze, gdy to możliwe, chodzą za mężczyzną, ale nie mogą tego robić 24 godziny na dobę. Mimo zakazu mężczyzna chodzi na dziecięce msze do kościoła. Siada tuż za dziećmi. Gdy policjanci chcą to sfilmować, kościelny na to nie pozwala. Do policjantów zgłasza się prokurator, sąsiad Stanisława, który apeluje, by "odczepili się" od tego kościoła. Ten sam prokurator wcześniej nie chciał, by Stanisław trafił do ośrodka w Gostyninie.

Stanisław zmienia kościół, a śledzący go policjanci mimo kamuflażu są rozpoznawani i wypraszani ze świątyni. Na początku ubiegłego roku mężczyzna odwiedził przedszkole prowadzone przez siostry zakonne. Usiadł przy stoliku z dziećmi i je zagadywał. Policja się o tym dowiedziała i zatrzymała go za złamanie zakazu zbliżania się do dzieci. Trafił do aresztu na 3 miesiące. Policja chce, by mężczyzna trafił do ośrodka w Gostyninie, ale jeden z prokuratorów staje w obronie Stanisława. Inna prokurator podziela opinię policji.

Ostatecznie w kwietniu ubiegłego roku sąd decyduje, by nie wysyłać pedofila do Gostynina. Mężczyzna ma jednak trafić na rok do więzienia. Policjanci nie wiedzą jednak, że do momentu uprawomocnienia się wyroku Stanisław będzie na wolności. - Wyroku nikt nie zaskarża, dlatego prawomocny jest już po trzech tygodniach. Tyle że sąd nie wdraża procedury wykonania wyroku - nie wysyła Stanisławowi wezwania do więzienia - pisze Piotr Żytnicki z Gazety Wyborczej.

I tak dochodzimy do września ubiegłego roku, w którym Stanisław zaatakował 10-latka w autobusie. W tym czasie mężczyzna powinien przebywać w więzieniu. Sąd potwierdza, że doszło do niedopełnienia obowiązków. Akta miała odłożyć na bok pracownica sekretariatu sądu. Odbyto z nią rozmowę dyscyplinującą.

Dziś Stanisław P. ponownie jest za kratami. Czeka na proces za przestępstwo popełnione we wrześniu.

Najczęściej czytane w tym tygodniu

Dziś w Poznaniu

15℃
9℃
Poziom opadów:
0 mm
Wiatr do:
25 km
Stan powietrza
PM2.5
6.18 μg/m3
Bardzo dobry
Zobacz pogodę na jutro