Reklama
Reklama

Pomimo siarczystego mrozu bez wahania rzucił się do wody, by ratować koziołka

fot. Tomasz Zdulski
fot. Tomasz Zdulski

Do zdarzenia doszło na Dębinie.

Całą akcję opisuje nasz Czytelnik, który jest pod wrażeniem działania młodego człowieka. Mężczyzna będąc w ubiegłym tygodniu na spacerze na poznańskiej Dębinie zauważył koziołka sarny, pod którym załamał się lód. Zwierzę nie mogło się w żaden sposób wydostać. Nasz Czytelnik bardzo zaniepokojony tym faktem natychmiast próbował powiadomić służby, jednak bezskutecznie. Zwierzę traciło siły. Mężczyzna nie wiedząc, co robić postanowił szukać pomocy w Szkole Aspirantów PSP przy ul. Czechosłowackiej.

W momencie gdy kierowałem się do wyjścia z lasu napotkałem dwójkę ludzi, których chciałem poprosić o wybranie innej ścieżki, żeby sarna nie stresowała się jeszcze bardziej widokiem człowieka. Jakież było moje zaskoczenie, gdy usłyszałem "ale my właśnie idziemy ją ratować" - pisze nasz Czytelnik

Szybko się cofnęliśmy do miejsca, gdzie koziołek walczył o życie, a męska część duetu bez wahania rozebrała się do bielizny i czapki i praktycznie bez zastanowienia weszła do lodowatej wody, podpłynęła do zwierzaka i z niemałym trudem pomogła mu przebić się przez lód na drugą, niedostępną dla spacerowiczów część lasu - przekazuje Czytelnik i nie ukrywa, że mały "topielec" był bardzo słaby i zziębnięty i ma nadzieje, że zwierzęciu udało się przeżyć.

Świadek zdarzenia przyznaje, że był tak bardzo pod wrażeniem postawy młodego człowieka i tak zaniepokojony tym co stanie się z koziołkiem, że nie zdążył zamienić z nim kilku zdań.

W tym pośpiechu tylko w przelocie udało mi się podziękować i pogratulować - nie boję się tego napisać - bohaterowi, nie miałem nawet okazji poznać jego imienia. A myślę, że warto pokazać taką postawę, jakże pozytywnie inną niż niedziałające jak widać instytucje państwa - dodaje nasz Czytelnik i zaznacza, że czuł się bezradny, gdy między innymi nie udało mu się dodzwonić na numer alarmowy straży miejskiej.

Przy okazji przypominamy, że nie raz nasi Czytelnicy skarżyli się, że nie mogą dodzwonić się na numer alarmowy straży miejskiej. Jak informował nas Przemysław Piwecki, rzecznik straży miejskiej, to jak szybko uda się nam dodzwonić zależy przede wszystkim od liczby osób oczekujących na połączenie. Przypominamy, że po wybraniu numeru 986 przez 3 minuty i 15 sekund słyszymy komunikat "Straż Miejska Miasta Poznania. Proszę czekać na zgłoszenie oficera dyżurnego. Wszystkie stanowiska obsługi klienta są w tej chwili zajęte." Właśnie tyle czasu ma obsługujący linię strażnik na "podniesienie słuchawki". W przeciwnym wypadku połączenie zostaje automatycznie przerwane. Nie należy się wówczas poddawać tylko zadzwonić raz jeszcze - mówił Piwecki. Ponadto nie wszyscy czekają aż dyżurny zdąży podnieść słuchawkę. Z przeprowadzonej wewnętrznej analizy kilkuset połączeń niezrealizowanych wynika, że osoby oczekujące na połączenie z dyżurnym straży miejskiej przerywają je najpóźniej po 30 s. Tylko nieliczni wytrzymują prawie 1 minutę - dodał.


Najczęściej czytane w tym tygodniu

Dziś w Poznaniu

7℃
0℃
Poziom opadów:
3.3 mm
Wiatr do:
25 km
Stan powietrza
PM2.5
13.16 μg/m3
Dobry
Zobacz pogodę na jutro