Wyborczy absurd: w niedzielę nie wybierzemy prezydenta, ale cisza wyborcza będzie obowiązywać
Ostatnie decyzje polityków są źródłem sporego zamieszania.
W środę wieczorem Jarosław Kaczyński i Jarosław Gowin ogłosili, że osiągnęli porozumienie i zgodnie z ich zapowiedziami w czwartek sejm odrzucił uchwałę Senatu ws. zmian umożliwiających powszechne wybory korespondencyjne.
Według Kaczyńskiego i Gowina głosowanie w niedzielę nie zostanie przeprowadzone, a następnie Sąd Najwyższy stwierdzi nieważność wyborów, co otworzy furtkę do rozpisania nowych. Termin zaproponuje marszałek Sejmu (nieoficjalnie mówi się o drugiej połowie lipca). Uchwalona ustawa musi trafić jeszcze na biurko Andrzej Dudy, ale jego podpis to czysta formalność, zatem nowego prezydenta wybierzemy drogą korespondencyjną.
Formalnie jednak nikt nie odwołał niedzielnego głosowania. To oznacza, że o północy z piątku na sobotę rozpocznie się... cisza wyborcza. Mówił o tym w Radiu Plus Paweł Mucha, sekretarz stanu w Kancelarii Prezydenta. - Przyznaję, że sytuacja jest paradoksalna, ale będziemy mieć ciszę wyborczą - mówił współpracownik Andrzeja Dudy.
A to z kolei oznacza możliwość karania w razie złamania ciszy wyborczej. Grozi za to nawet 20 tys. zł grzywny, a publikacja wyników sondaży może oznaczać karę w wysokości miliona złotych.
Najpopularniejsze komentarze