Panie Wojewodo ja mam futro z lisów . Czy jest bezpieczne w Pana szafie pytam?
Grzegorz Liberkowski, współwłaściciel kamienicy przy ul. Stolarskiej 2 oraz właściciel kamienicy przy ul. Niegolewskich 14 w Poznaniu, długo kazał czekać na swoje przesłuchanie. Gdy w końcu wystąpił przed sądem, rozprawa stała się czterogodzinnym popisem oratorskim i wywarło ogromne wrażenie na uczestnikach procesu. Największe wrażenie na adwokatce Agnieszce Rybak-Starczak, która została niemal spetryfikowana jego słowami, jakby usłyszała zaklęcie „Petrificatus Totalus” z Harrego Pottera. Przez niemal godzinę siedziała skamieniała na sali sądowej wpatrując się tępo w ścianę nerwowo zagryzając dolną wargę.
Grzegorz Liberkowski mówił, że „lokatorzy” Anastazja Molga i Jan Molga od początku współpracowali z adwokatką i realizowali jej plan, polegający na wymuszeniu pieniędzy, za opuszczenie wynajmowanego czasowo mieszkania. Działania Molgów w kamienicy przy Niegolewskich, miały charakter happeningów, wystarczy przejrzeć fotografiami w „Gazecie Wyborczej”, gdzie materiał o zalaniu mieszkania, ilustrowany jest zdjęciami Molgów pląsających z miskami ponad głowami. Trudno wyjaśnić dlaczego Molgowie, odmiennie od ludzi przy zdrowych zmysłach, nie postawili misek na podłodze, wszak nawet u Molgów działa grawitacja i woda spada w dół, nie unosi się pod sufitem. Wtedy jednak byłoby widać, że miski są puste, a gdy Molgowie trzymali je nad głowami, to tego że w miskach nic nie ma i jest to zwyczajna medialna ustawka zorganizowana dla dziennikarza Piotra (paso)Żytnickiego z „Gazety Wyborczej” nikt nie mógł dostrzec.
Grzegorz Liberkowski opowiadał w sądzie o tym, jak Jan Molga chwalił mu się wielokrotnie, że posiada żółte papiery i nikt mu niczego nie zrobi, nawet jeśli kogoś zamorduje. W tym kontekście, zupełnie nowego znaczenie nabierają słowa Piotra Śruby, który wielokrotnie mówił o tym, że Jan Molga kierował pod jego adresem groźby karalne i groził jemu oraz jego rodzinie śmiercią, co było dotąd ignorowane przez policję, prokuraturę i sąd, a dla dziennikarzy stanowiło obiekt kpin i żartów.
Grzegorz Liberkowski nie przebierał w słowach opowiadając o swojej „współpracy” z poznańską policją i prokuraturą. Mówił o tym, że słał policji zdjęcia z monitoringu w kamienicy, na których widoczne były twarze włamywaczy (a nawet odciski ich palców) niszczących jego mienie, a policja odmawiała nawet wszczęcia postępowań, bo zaburzałyby to tezę pod którą gromadzili i fabrykowali dowody (vide przykład policjanta Trojanka, który namawiał złapanego na gorącym uczynku włamywacza do składania fałszywych zeznań obciążających Piotra Śrubę). Teza zaś brzmiała, że lokatorzy są dobrzy, a właściciele i administratorzy źli. Obecny na sali prokurator był czerwony jak jego lamówka na todze, gdy słuchał tych słów Liberkowskiego. Grzegorz Liberkowski wyjaśnił także, że zmuszano go do wpłacenia na konto bankowe adwokatki Agnieszki Rybak-Starczak okupu w wysokości 18 000 zł, za to że Molgowie opuszczą wynajęte mieszkanie. Uległ presji adwokatki po tym, gdy Jan Molga zagroził zepchnięciem ze schodów jego syna i Liberkowski zaczął się poważnie obawiać o bezpieczeństwo własne i rodziny. Agnieszka Rybak-Starczak skamieniała wówczas i wpadła w katatoniczny stupor. Uświadomiła sobie chyba, że trudno będzie jej ocalić uprawnienia prawnicze. Adwokat ma bowiem prawo przyjmować pieniądze w imieniu swojego klienta gdy wynika to z orzeczenia sądu. Przyjmowanie innych wpłat jest kategorycznie zakazane i grozi poważnymi karami. Adwokaci mają bowiem obowiązek przestrzegać prawa, a nie dopomagać klientom w jego łamaniu i nie mogą prowadzić działalności parabankowej. Konto bankowe mecenas Rybak-Starczak służyło zaś do pobierania nienależnych, wymuszonych haraczy, które – jak wynika z docierających do nas informacji – nigdy nie zostały nawet zgłoszone do opodatkowania.
Proceder wymuszania haraczy, w którym ważną rolę odgrywała mecenas Agnieszka Rybak-Starczak był już wielokrotnie opisywany i dotąd udawało jej się z tego wyłgać. Przed ponad rokiem, w oknie lokalu w City Parku pojawił się plakacik, na którym określono ją jako kasjerkę Poznańskiej Mafii Lokatorskiej, w której kancelarii właściciele mieszkań wpłacali haracze, za to by lokatorzy zwrócili im ukradzione mieszkania. Skierowała ona wówczas zawiadomienie do prokuratury, w którym napisała, że Piotr Śruba zniesławia ją tym plakacikiem, a przede wszystkim rozpowszechnia szkalujące ją pomówienia i naraża ją na utratę wiarygodności niezbędnej dla pełnienia zawodu. Zaraz po złożeniu zawiadomienia, jego kopię dała współpracującemu z nią żurnaliście „Gazety Wyborczej”, a Piotr (paso)Żytnicki plakacik powieszony w okienku prywatnego budynku, upublicznił na łamach ogólnopolskiej gazety oraz portalu informacyjnego. Prokuratura uznała doniesienie Agnieszki Rybak-Starczak za pozbawione sensu i umorzyła postępowanie, a może uznała iż to prawda, a nie pomówienie? Nie widzieliśmy uzasadnienia więc trudno nam dociec.
Wiosną tego roku Piotr Śruba skierował z kolei do Okręgowej Rady Adwokackiej skargę na mecenas Agnieszkę Rybak-Starczak, o to że wielokrotnie, publicznie go znieważała oraz pomawiała o czyny, co do których miała pełną wiedzę, że nie zostały przez niego popełnione, bo dysponowała nawet prawomocnymi wyrokami uniewinniającymi Piotra Śrubę, które jako adwokat powinna szanować. Wkrótce o winie lub niewinności poznańskiej adwokatki zadecyduje sąd.
Adwokatka Agnieszka Rybak-Starczak, żeby pokazać jak bardzo czuje się niewinna, skierowała z kolei przeciwko Piotrowi Śrubie cywilny akt oskarżenia, za to że nazwał ją kasjerką mafii lokatorskiej. Liczyła chyba, że na pierwszej rozprawie dojdzie do przeprosin, bo znajdujący się w trudnej sytuacji materialnej Piotr Śruba, będzie się obawiał wyroku skazującego i dolegliwej kary pieniężnej. Piotr Śruba jednak nie tylko nie uznał za stosowne przeprosić adwokatki ale co więcej zażyczył sobie by to adwokatka przeprosiła go na łamach „Gazety Wyborczej”, w której go wielokrotnie obrażała. No i sprawa w sądzie się toczy. Znając zapalczywe charaktery pani Agnieszki Rybak-Starczak oraz pana Piotra Śruby, spodziewać się można, że wkrótce pojawią się tak w prokuraturze jak i w radzie adwokackiej kolejne zawiadomienia o przestępczej czy nieetycznej działalności pani mecenas.
Sytuacja robi się dla adwokatki coraz bardziej gorąca. W międzyczasie ujawniona bowiem została podobna, patologiczna sytuacja związana z przekazywaniem haraczy dla lokatorów przez właścicieli innego budynku, gdzie jako kasjerka występowała mecenas Agnieszka Rybak-Starczak. Afera ta wyświetlona została przez niezbyt rozgarniętego dziennikarza „Gazety Wyborczej” Piotra Żytnickiego, który zrobił to chcąc poniżyć Neobank, a w rzeczywistości skompromitował swoją przyjaciółkę. Żytnicki napisał, że adwokat Jakub Relewicz pozostawił w kancelarii Agnieszki Rybak-Starczak dwie koperty pełne pieniędzy, które ona potraktowała, jako środki przeznaczone dla jej klientek, które złożyły pozwy w sądzie, a kasę przeliczała ze współpracownicą już po wyjściu adwokata. Takie zaufanie, przyjmowanie pieniędzy bez przeliczania, znamy tylko z filmów gangsterskich, gdzie płatnik nie odważyłby się oszukać ojca chrzestnego (czy matki chrzestnej skoro równouprawnienie mamy). Póki jednak pisano tylko o gotówce sytuacja była dość mętna, gdy Liberkowski powiedział o przelewach, sytuacja zrobiła się naprawdę podbramkowa, bo śladów po przelewach pani mecenas nie usunie.
Sprawa, o której opowiadał Liberkowski (haracz zapłacony przelewem na konto adwokatki) oraz sytuacja opisana przez Żytnickiego (dwa haracze zapłacone gotówką) to jednak dopiero czubek góry lodowej. Po mieście krąży uporczywa plotka, jakoby właściciele jednej z poznańskich kamienic zapłacili kancelarii Agnieszki Rybak-Starczak kwotę rzędu pół miliona złotych (po 50.000 zł za każde z 10 okupowanych mieszkań) żeby odzyskać swoją własność od „lokatorów – okupantów” wystawionych przez mecenas Agnieszkę Rybak-Starczak. Jak i czy pani mecenas księgowała te wszystkie wpłaty, jak rozliczała się z klientami, działaczkami lokatorskimi, bojówkami anarchistycznymi oraz usłużnymi dziennikarzami tego wciąż jeszcze nie wiemy. Mamy też wątpliwości czy na kwoty pobieranych haraczy wystawione zostały faktury i odprowadzone od nich podatki. Ale tym wszystkim zająć się już powinna prokuratura oraz urząd kontroli skarbowej i mamy nadzieję że w końcu się zajmie.
|