Dziś nieco o inwestycjach. Każdego z nas cieszy trzymanie w ręku banknotu 100 złotowego. Mimo tego, iż pewnie każdy wie, że kupi za ten 100 złotowy banknot mniej niż rok temu mógłby kupić. A to oznacza - choć pewnie nie chcesz tego przyjąć do wiadomości - że za ten 100 złotowy banknot dziś kupisz więcej niż kupić będziesz mógł za kolejny rok. Pewnie chcesz go teraz szybko wydać? Rządy dodrukowują pieniądze na potęgę, a z perspektywy dziesięcioleci, inflacja jest kolosalna. W 1920 roku, za 300$ można było kupić nowy samochód Ford T. Dziś za proporcjonalnie innowacyjny pojazd, czyli np. Teslę zapłacimy 120000$. Trzymanie pieniędzy w 'skarpecie' jeszcze nikogo nie uczyniło bogatym, a wielu uczyniło biedakami - skarpetę skradziono lub po latach jej zawartość niewiele była warta. Dlatego ludzie od lat szukają sposobu lokowania swoich pieniędzy, który będzie bezpieczny, wolny od inflacji i polityki.
Z różnych stron słyszę - kupuj bitcoiny. Miniony rok faktycznie należał do bitcoina. Przez 12 miesięcy 2017 roku cena bitcoina wzrosła 14 krotnie. 1 stycznia 2017 można je było kupić za 3,5 tysiąca złotych, dziś można je sprzedać za blisko 50 tysięcy złotych. Z czego wynika ten wzrost? Cena wynika z równoważenia popytu i podaży. Przy czym podaż bitcoina jest ograniczona do rynku wtórnego (a więc do sytuacji odkupienia bitcoina od osoby, która akurat chce sprzedać), oraz do coraz trudniej 'wykopywanych' nowych bitcoinów. Ale nawet te nowe, coraz wolniej wykopywane bitcoiny sumują się do z góry znanej ilości. Bitcoinów nigdy nie będzie więcej niż 21 milionów, a realnie zawsze będzie ich w obiegu mniej (na pewno dwucyfrowy odsetek bitcoinów już ludzie zgubili). Pewien znajomy mi bitcoinowy cinkciarzy twierdzi, że cena bitcoina wyniesie 1 mln$. Niektórzy przedstawiciele tradycyjnej bankowości twierdzą, że bitcoin skończy z wyceną 0$. Oba te scenariusze są prawdopodobne, choć scenariusz wzrostu do 1 mln$ wymagać będzie długotrwałego i nieprzerwanego napływu nowych kupujących, co jest bardzo mało prawdopodobne. Kurs będzie rósł zawsze gdy przy danej cenie więcej osób będzie chciało kupić niż sprzedać, i będzie malał gdy więcej osób będzie chciało sprzedać. Relacja tych mas będzie kierowała kursem. Może rosnąć do 1 mln$ (a nawet więcej), może maleć do 0$. W minionym roku jednak więcej osób chciało bitcoiny kupić, niż sprzedać. Czy w kolejnym roku nadal tak będzie? Niekoniecznie. A nawet to bardzo mało prawdopodobne.
Im mocniej bitcoin wzrósł tym paradoksalnie dla niego gorzej.
1. Po pierwsze wraz z niestabilną ceną i długim czasem wykonania transakcji, traci sens jego pierwotny cel, a więc płacenie za towary/usługi bitcoinami. Tak mocno zmienny kurs nie pozwala na ustalenie stabilnych cen. Jeśli bitcoin potrafił spaść o 20% w 3 godziny, a czasem nawet i 3 godziny potrafi trwać rejestracja transakcji, to czy chciałbyś za swój towar otrzymać coś, czego wartość stopniała o 20% w czasie jej księgowania?
2. Po drugie, wzrost kursu wymaga dopływu nowych chętnych do zakupu bitcoinów. Dopływ chętnych jest falą globalną. Po tak silnych wzrostach wiele osób zaczyna się interesować tematem i może chcieć kupić bitcoiny aby na nich także zarobić. Chętnych może jednak przestraszyć wiele rzeczy - np. ostrzeżenia rządów i restrykcje wobec osób handlujących bitcoinami (jak w Korei Południowej), spektakularne spadki kursu, zapadnięcia się pod ziemię niektórych giełd czy kradzieże bitcoinów (wszystko to się zdarza).
3. Po trzecie, gdy rośnie kurs, rośnie ochota by spieniężyć to co zarobiliśmy. A tak jak szybko wzrasta liczba chętnych na zakup wraz z wzrostami, tak równie szybko rosnąć będzie lista chętnych na sprzedaż przy spadkach. Tu zasada 'stop loss' będzie działać bardzo mocno, bo nie ma żadnego punktu podparcia wyceny bitcoina.
4. Po czwarte - George Soros przeprowadził w 1992 roku z powodzeniem atak spekulacyjny na kurs brytyjskiego funta - ruszył kurs tej waluty wobec wszystkich innych walut. Kapitalizacja bitcoina to paręset miliardów dolarów, w porównaniu do jakiejkolwiek waluty w obiegu to mało. Najwięksi posiadacze bitcoinów lub nieformalne kluby bitcoinowych milionerów, działając w porozumieniu mogłyby robić z kursem bitcoina co tylko zechcą. Prowokować wzrosty, zbiorowe wyprzedaże, choćby tylko po to, aby po tak wywołanym spadku kursu kupić tańszych bitcoinów jeszcze więcej. W przypadku walut (o znacznie wyższej kapitalizacji niż bitcoiny) są banki centralne z rezerwami walutowymi. Banki te interweniują gdy kurs za szybko spada lub za szybko rośnie - wszystko to aby zagwarantować stabilność i przewidywalność. Po ataku spekulacyjnym Sorosa, Bank Centralny Anglii uruchomił 27 miliardów funtów aby kurs stabilizować. Bitcoin jest całkowicie pozbawiony takiego mechanizmu, jest jak łódka z doskonale okrągłym dnem - stworzona do wahań.
5. Po piąte - na wyobraźnię nowych inwestorów działa 'ograniczenie podaży bitcoinów'. W świecie walut państwowych oznaczałby to potężny hamulec inflacyjny. Ale w kryptowalutach owszem bitcoinów się niedodrukuje, ale co chwilę pojawia się nowa 'waluta'. Dziś jest już ponad 1000 różnych kryptowalut na rynku. I choć wszyscy mówią o 'bitcoinach', same Bitcoiny już nie stanowią większości kapitalizacji rynku kryptowalut. Przykładowo Ethereum, czyli druga najmocniejsza kryptowaluta ma kapitalizację na poziomie połowy kapitalizacji Bitcoina. Czyli inwestorzy coraz mocniej doceniają cały długi ogon oferty kryptowalut, który jest nie tylko długi ale coraz grubszy, a to osłabia premię za pierwszeństwo dla Bitcoina.
No i chciałbym zadać fundamentalne pytanie.
Po co nam bitcoin? Bitcoin powstał jako koncepcja środka płatniczego. Dziś z racji wahań kursu, oraz już bardzo wysokich kosztów transakcji wiemy, że nie będzie masowym środkiem płatniczym (jeśli chciałbyś za coca-colę zapłacić ułamkiem bitcoina, prawdopodobnie koszt zużycia prądu serwera do zarejestrowania tej transakcji będzie więcej wart niż ta coca-cola).
Skończyłem ekonometrię i statystykę. Przyznam, że koncepcja waluty jako unikalnego ciągu cyfr, który powstał w wyniku mocnego algorytmu w zdecentralizowanym systemie jest urzekająco piękna. Bitcoin wraz z koncepcją bloków łańcuchów z perspektywy mojego matematycznego umysłu jest bardzo ciekawy, i z pewnością będzie inspiracją wielu rozwiązań w obszarze finansów. Ale to nie romantyczny zachwyt nad ideą powoduje, że masowo kupujemy bitcoiny.
Kupujemy bitcoiny wyłącznie z chęci osiągnięcia zysku.
A nasz apetyt na zysk wyznacza 14 krotny wzrost wartości bitcoina w 2017 roku. Kupujemy bitcoiny z niekontrolowanej pazerności, i co gorsza - wszyscy kupują je wyłącznie z tego samego powodu. Wejście na ścieżkę szybkiego zysku brzmi apetycznie, ale te uczucia to fatalni doradcy. Dowiedzieli się o tym kupujący w XVII wieku holenderskie tulipany. Znają to uczucie bankierzy gdy przegrzany rynek zwiastuje krach na giełdach. Wiedzą o tym fizycy - niekontrolowanie rosnąca temperatura prowadzi do wybuchu. I to jest dokładnie ta sama droga.
Czy zatem kupować? W długim okresie czasu katastrofa jest pewna, ale można przecież mieć nadzieję, że 'w porę sprzedamy'. Myślę, że dla przygody (przygoda w życiu jest wartością samą w sobie) można zakupić bitcoiny w kwocie którą jesteśmy gotowi stracić. Może 5%, może 10% naszych zasobów finansowych. Zakup bitcoinów za wszystkie posiadane pieniądze uważam za szaleństwo. A przypadki brania kredytu aby kupić bitcoiny (o jakich słyszałem) uważam, że powinny wiązać się z ubezwłasnowolnieniem.
Chciałbym jeszcze przytoczyć słowa Dalajlamy. Powiedział on kiedyś, że jednym z zagrożeń dla Świata jest bogactwo bez pracy. Bitcoin nie może zapewnić trwałego bogactwa społeczeństwa - bo Twój zysk to wyłącznie strata innych. Ale gdyby napływ innych chętnych wywindował cenę bitcoina do miliona dolarów, a Ty sprzedasz w dobrym momencie - pamiętaj o tych słowach.
|
dalajlama EXCOMMUNICATE TRAITORIS jest
Ile dzis rubli od wpisu?
Miałeś rację.Generalnie ostatnio spadki dominują .Bitcoin tanieje.