Bóg się rodzi, a ludzie klną na korki, moc truchleje, a w marketach tłok
niemiłosierny; Pan Niebiosów obnażony…
Czym bliżej Świąt, tym więcej narzekania
na ich komercjalizację, zepsucie i ludzkie zgłupienie. Nie chce mi się dołączać
do krytyków komercjalizacji i przedświątecznego zdziczenia, bo zwyczajnie nie jestem
w stanie ich zatrzymać. Tym bardziej, że za psucie Świąt nie odpowiadają jakieś
siły tajemne, a ci wszyscy, którzy na ową komercjalizację psioczą.
Nie kto inny bowiem toleruje
pierwsze bombki wieszane w sklepach tuż po 1 listopada, ogrywane do znudzenia
kolędy w sklepach długo przed 24 grudnia. Kto protestuje przed przedświątecznymi
„promocjami”, podczas których próbuje się zwyczajnie ludzi oszukiwać jakimiś
durnymi opcjami „gratis za dodatkowe…”?
Nie słyszałem, by ktoś zwrócił
uwagę właścicielom sklepów na fakt puszczania świątobliwych pieśni w rodzaju „Cicha
noc, święta noc! … a u żłobka Matka Święta czuwa sama uśmiechnięta nad
Dzieciątka snem...” w marketowych kiblach, albo zbojkotował takie miejsce? Nie grają?
A przejdź się człowieku przed świętami hallami takich miejsc, posłuchaj, co
jest grane z głośników i wejdź na chwilę do toalety. „Przybieżeli do Betlejem
pasterze, grają skocznie Dzieciąteczku na lirze, chwała na wysokości…”, a za
drzwiami ktoś meczy kupę.
Nie siły tajemne bezczeszczą
świąteczny wymiar Świąt, nie siły tajemne klną na siebie i wyzywają w korkach, nie
siły tajemne jeżdżą przez Święta na podwójnym gazie, w końcu nie siły tajemne z
pianą na ustach wyzywają biedne kasjerki, które muszą się użerać z przedświątecznymi
chamami, którzy muszą więcej i szybciej… W imię boże. Tfu!
Nikt poza nami samymi nie utrudnia
przeżywania tych dni – to my stawiamy sobie wysoką poprzeczkę prezentową (więcej
i drożej), to my kupujemy żywność i kupujemy i kupujemy (a potem wyrzucamy, bo
przeterminowane), to my sami klniemy, wyzywamy, narzekamy, złorzeczymy, to my
sami w tym przedświątecznym zdziczeniu sami zapominamy o duchowym podobno
wymiarze świąt.
Nie jestem, wbrew pozorom, przeciwny
celebrowaniu Świąt Bożego Narodzenia, bo rozumiem, że są ludzie, dla których są one ważne.
Współczuję jedynie tym, którzy muszą tolerować ogrom zła i zawiści, bądź tłumaczyć
złe zachowania tej katolickiej, podobno, większości… Współczuję, że muszą się
obracać w zalewie tandety, tandetnych wystrojów witryn sklepowych i tandetnych pioseneczek
granych tylko dlatego, że w tle mają dzwoneczki, rzekomo świąteczne.
Tak czy inaczej, niech wam dobrze
będzie w te najbliższe dni…
|