Reklama
Reklama

Ofensywna niemoc Lecha Poznań. Jedna bramka w trzech spotkaniach

fot. Tomasz Szwajkowski, archiwum
fot. Tomasz Szwajkowski, archiwum

Cztery celne strzały i jeden gol - statystyki Lecha Poznań z ostatnich trzech spotkań budzą wśród kibiców ogromny niepokój.

Przed pierwszą w tym sezonie przerwą na mecze reprezentacji narodowych fani Kolejorza mieli powody do umiarkowanego optymizmu. Co prawda zespół już w sierpniu pożegnał się z marzeniami o Lidze Europy i kolejnym finale Pucharu Polski, ale po siódmej kolejce Lotto Ekstraklasy Lech zajmował pierwsze miejsce w tabeli, a trener Nenad Bjelica zapewniał, że prowadzona przez niego drużyna "chce i musi być mistrzem".

3 strzały, jeden celny i posiadanie piłki na poziomie 38 procent, a w konsekwencji bezbrakowy remis z Pogonią Szczecin. Ten wynik usprawiedliwiano w Poznaniu absencją kluczowych zawodników, a także zbyt dużym respektem spowodowanym klęską w starciu z Portowcami w Pucharze Polski.

2 celne strzały lechici oddali w konfrontacji z Koroną Kielce. Jeden z nich zakończył się dającą ostatecznie trzy punkty bramką Łukasza Trałki, ale w drugiej połowie goście zmarnowali rzut karny, a długimi fragmentami dominowali nad Kolejorzem i gdyby dopisało im nieco więcej szczęścia, to mogli wywieźć z Poznania przynajmniej remis.

- Nie jestem dumny. Nie takiego Lecha chcę oglądać - przyznał na pomeczowej konferencji Nenad Bjelica. Kibice i media w pełni zgodzili się z Chorwatem. Trener zapowiadał, że po odpadnięciu z innych rozgrywek będzie miał więcej czasu na ćwiczenie automatyzmów. Zespół grał natomiast chaotycznie, często miał problemy z wymianą kilku celnych podań, przegrywał rywalizację z środku pola (mimo starań będącego w wysokiej formie Trałki).

Słabo było również na skrzydłach: po drobnym urazie Makuszewski w niczym nie przypomina piłkarza, który został powołany do reprezentacji Polski, a Mario Situm prezentuje dość nierówną formę.

Nic dziwnego, że fani Lecha z niepokojem czekali na wyjazdową konfrontację ze Śląskiem Wrocław. Starcie z zespołem Jana Urbana obnażyło wszystkie słabości Kolejorza. W pierwszej połowie goście nie byli w stanie skutecznie skontrować atakujących gospodarzy. Po zmianie stron, kiedy Wojskowi nieco się cofnęli, lechici męczyli się w ataku pozycyjnym, a jedyne zagrożenie byli w stanie stworzyć po dośrodkowaniach ze stałych fragmentów. Ostatecznie licznik celnych strzałów zatrzymał się na jednym uderzeniu.

W kontekście Kolejorza trudno mówić o kryzysie wyników: przy odpowiednim układzie rezultatów poznański zespół wciąż może być po 10. kolejce liderem tabeli. Kryzys w grze jest jednak faktem i sztab musi szybko znaleźć sposób na wyjście z tego marazmu, bo już za tydzień na INEA Stadionie zjawi się Legia Warszawa.

Piątkowy mecz zapowiadany był jako konfrontacja Robak-Bjelica i jej wynik należy ocenić jako zwycięstwo piłkarza. Zawodnik Śląska ustalił wynik spotkania na 2:0, a trener Lecha chwilę wcześniej został odesłany na trybuny.

Ostatnie mecze pokazały, że Lechowi brakuje takiego gracza jak Robak: będącego w stanie wykorzystać dobrą sytuację, ale równocześnie zdolnego do przytrzymania piłki i odegrania jej do podłączających się partnerów. Christian Gytkjaer to typowy egzekutor, czyhający na piłkę w polu karnym. Ta jednak rzadko do niego trafia, przez co trudno w pełni obiektywnie ocenić postawę Duńczyka. Można za to zrobić to w przypadku Nickiego Bille Nielsena. Rodak Gytkjaera, kiedy już pojawi się na boisku, sprawa wrażenie gracza kompletnie zagubionego i niezdolnego do stworzenia jakiegokolwiek zagrożenia (w piątek wyróżnił się efektownym strzałem w trybuny). Ciekawe więc w jakiej formie jest Deniss Rakels, skoro Nenad Bjelica woli stawiać na Duńczyka.

Najczęściej czytane w tym tygodniu

Dziś w Poznaniu

9℃
2℃
Poziom opadów:
4.4 mm
Wiatr do:
23 km
Stan powietrza
PM2.5
6.47 μg/m3
Bardzo dobry
Zobacz pogodę na jutro