Poznaj kobietę, która zbudowała poznańską Alfę

To miały być symbole nowoczesności. I gdy je zbudowano, faktycznie nimi były. Dziś to najbardziej kontrowersyjne budynki na Świętym Marcinie. Na ulicy, która wkrótce zostanie przebudowana, odnawiany jest właśnie jeden z pięciu wieżowców "Alfy". Jesienią zostanie tam otwarty 3-gwiazdkowy hotel. Mało kto jednak pamięta o tym, że budową "poznańskich pięcioraczków" kierowała kobieta. Anna Misiak to jedna z bohaterek książki "Miasto nie do Poznania" Filipa Czekały.

Na początku lat 60. XX wieku władze Poznania zaakceptowały projekt zabudowy ul. Czerwonej Armii (dziś Święty Marcin) zespołu Jerzego Liśniewicza. Zakładał on wyburzenie kamienic po północnej stronie, z których część przetrwała II wojnę światową i zachowana była w dobrym stanie. W ich miejscu miały stanąć nowoczesne wieżowce liczące 12 kondygnacji, które łączyć miała dwupoziomowa część wspólna. Prace nad budową symbolu "nowoczesnego city" ruszyły pod koniec 1964 r. Rok później na ich budowę jako stażystka trafiła Anna Misiak.

- To był innowacyjny projekt jak na tamte czasy. Konstrukcja budynków była szkieletowo-żelbetowa, trudna wtedy do wykonania. Na elementy konstrukcyjne - ściany i stropy - nakładano potem elewację - kurtyny z obrotowymi oknami - opowiada w książce "Miasto nie do Poznania".

Po trzech latach pracy w roli inżyniera na "najważniejszej budowie w mieście" niespodziewanie awansowała.

- Sylwester Brukarczyk, który był wtedy szefem, dostał propozycję pracy z Czechosłowacji. Zaprosił mnie do siebie i zaproponował, żebym kierowała całym odcinkiem budowy. To było dla mnie spore zaskoczenie, bo było wielu dużo bardziej doświadczonych inżynierów, którzy mogli go zastąpić. Miałam wtedy ledwie 26 lat! Nie miałam nawet uprawnień budowlanych, dopiero po miesiącu je zdobyłam - wspomina pani Ania.

Kobieta kierująca pracami budowlańców to była prawdziwa sensacja. Oto wyrósł nam, jakoby niepostrzeżenie, nowy typ kobiet - wykształconych, zaradnych, podejmujących ważkie decyzje, ale ani na chwilę nie stających się przez to "mężczyznami w spódnicy". Przeciwnie - wnoszą one do pracy pewne swoiście kobiece wartości i elementy. Nie jest np. tajemnicą, że na "babskich budowach" nie ma pijaństwa, a stabilność załóg jest większa - pisały gazety.

Pod jej kierownictwem budowano trzeci, czwarty i piąty wieżowiec oraz Dom Książki przy ul. Lampego, budynek Eldomu przy ul. Czerwonej Armii 59 (dziś mieści się w nim Wyższa Szkoła Języków Obcych) i Supersamu przy ul. 27 Grudnia (do dziś mieszczą się w nim Delikatesy Kasia).

- To była sztandarowa budowa i wszystko musiało tu iść dobrze. Kiedy więc brakowało czegoś, to zwykle to dostawaliśmy. Brakowało dla innych, ale dla nas było - wspomina tamte czasy Anna Misiak.

Jak opowiada, praca zajmowała większość jej czasu. W ciągu tygodnia była na budowie od rana do wieczora, a w soboty do godziny 13. Tylko niedziele były wolne.

- Trzeba było mieć sporo siły, by to wytrzymać - mówi.

Nie miała nawet czasu, by pójść na urlop macierzyński. Chwilami wytchnienia były jedynie wyjazdy z rodziną - latem nad morze do Soczi czy do Bułgarii a zimą w góry, na narty.

Jak wyglądał typowy dzień pani inżynier? Opowiadała o tym w gazetach. Wstać trzeba najpóźniej o 5:30, ażeby wespół z mężem, inżynierem mechanikiem, wystartować do codziennych obowiązków. 6-letniego Piotrka należy zawieźć do przedszkola, 2-letnim Tomkiem zajmuje się babcia. O 7 na budowie zaczyna się już normalny "kołowrót". Co najmniej dwie pierwsze godziny pochłoną liczne telefony w sprawach zaopatrzenia na dzień następny, transportu, podwykonawców i innych kwestii ważnych dla postępu prac. Bo tylko rano można coś załatwić. Potem ludzie w przedsiębiorstwach stają się trudno uchwytni, wyruszają na budowy, narady, konferencje. Obejście trzech prowadzonych budów zajmuje 4-5 godzin. Wiele rzeczy trzeba uzgadniać bezpośrednio z ludźmi przy robocie; a to wynikają jakieś niezgodności z dokumentacją, a to czegoś brak, a to coś "nawaliło" - opisywała Anna Misiak.

Do tego dochodziły cotygodniowe narady z kierownikami wszystkich odcinków oraz z działaczami partyjnymi w budynku Komitetu Wojewódzkiego PZPR.

A problemów na budowie nie brakowało - a to mieszkańcy narzekający na hałas, a to niewybuchy czy wypadki. Gdy w czasie budowy wybuchł pożar, pani Ania sama doprowadzała strażaków do źródła ognia - znała bowiem zadymioną piwnicę na placu budowy jak własną kieszeń. Zdarzyła się także tragedia - na placu budowy zginął niestety jeden z pracowników. Pani Anna, wówczas młoda kierownik, bardzo to przeżyła. Dopiero po czasie okazało się, że mężczyzna zmarł wskutek ataku serca i nie było w tym winy pracowników.

Anna Misiak kierownikiem budowy była do 1974 r. Po wybudowaniu "poznańskich pięcioraczków" trafiła do Poznańskiej Spółdzielni Mieszkaniowej - pracowała na Winogradach i Piątkowie, w nadzorze budowlanym oraz jako dyrektor realizacyjny. W 1991 r. trafiła do prywatnej firmy poligraficznej Introl Poznań, gdzie była dyrektorem technicznym i odpowiadała za budowy i ich nadzór. Później w firmie Skanem Poznań zajmowała się przeglądem technicznym obiektów i sprawami BHP. W zawodzie pracuje nadal: dorywczo nadzoruje obiekty budowlane. W jej ślady poszedł jeden z synów, który jest inżynierem.

Książkę "Miasto nie do Poznania" Filipa Czekały możesz kupić na stronie Wydawnictwa Poznańskiego.

Najczęściej czytane w tym tygodniu

Dziś w Poznaniu

Takiej pogody nie mieliśmy w Wielkanoc od dawna!
16℃
4℃
Poziom opadów:
0 mm
Wiatr do:
19 km
Stan powietrza
PM2.5
5.94 μg/m3
Bardzo dobry
Zobacz pogodę na jutro