Reklama

Po incydencie na ul. 27 Grudnia: świadek potwierdza wersję Wójciak, policja publikuje zdjęcia z monitoringu

fot. Policja
fot. Policja

Wracamy do sprawy bójki na ulicy 27 Grudnia, do której doszło we wtorek wieczorem. Skontaktował się z nami czytelnik, który twierdzi, że był świadkiem zdarzenia i potwierdza słowa Ewy Wójciak o braku interwencji policji. Policja podtrzymuje swoją wersję i pokazuje zdjęcia z monitoringu.

- Byłem na miejscu od początku, widziałem agresywnego łysola uderzającego młodego chłopaka i wraz z bardzo bohaterską blondynką (cały szacunek należy się jej, dziewczyna jako pierwsza stanęła między agresorem a ofiarą, ja podbiegłem chwilę później) odciągaliśmy przez 10 minut łysola, który miotał groźby i przekleństwa, kilka razy próbował też ponownie zaatakować - wyjaśnia Aleksander. - Policja była wezwana na samym początku przez poszkodowanego, potem dzwoniło jeszcze przynajmniej troje ludzi, po kilka razy. Potem nie wytrzymał jeden ze świadków stojących dalej - Przemek, o którym piszecie. Po 10 minutach rzucił się na łysego agresora i dobre kilka minut trzymał go na ziemi. Potem go puścił (ile można czekać przyciskając kogoś do ziemi?), a skonsternowany łysol i jego koleżka zaczęli sami wspominać o wezwaniu policji. W końcu spokojnym krokiem odeszli, a za nimi poszła... ofiara zdarzenia, próbująca nie dopuścić, by agresor pozostał bezkarny. Wciąż próbowaliśmy naprowadzić na ślad policję. W końcu rozstaliśmy się na Gwarnej, bo policji nie było ni widu ni słychu - dodaje.

- Byliśmy z dziewczyną wstrząśnięci tą sytuacją, a głównie właśnie brakiem interwencji policji. Ich bierność zmusiła mnie i blondynkę do narażania własnego zdrowia przez 10 minut, gdy próbowaliśmy pertraktować z łysym agresorem (dodam, że widziałem całe zajście dokładnie - łysy był pijany, pobiegł i uderzył zupełnie przypadkową osobę, bo uznał, że kolega ofiary krzywo na niego spojrzał). Bierność policji doprowadziła także do eskalacji przemocy i interwencji Przemka - podkreśla.

Już w środę poznańska policja przedstawiła swoją wersję wydarzeń, z której wynika, że dyżurny policji po otrzymaniu zgłoszenia o awanturze na ulicy 27 Grudnia skierował tam patrol. Pojawiło się nawet oświadczenie w tej sprawie. - Po dotarciu, okazało się że uczestnicy incydentu opuścili to miejsce. Dyżurny natychmiast skontaktował telefonicznie patrol ze zgłaszającym. Osoba ta powiedziała, że wszyscy uczestnicy incydentu są na ulicy Św. Marcin a Ratajczaka. Policjanci we wskazanym miejscu zatrzymali 5 osób (4 mężczyzn i 1 kobieta). Interweniujący funkcjonariusze ustalili przebieg incydentu. Z relacji zatrzymanych osób wynikało, że doszło między nimi do słownej utarczki, wulgarnych wyzwisk, obraźliwych gestów, aż wreszcie do szarpaniny. Policjanci chcieli wezwać karetkę pogotowia, ale zatrzymane osoby kategorycznie odmówiły twierdząc, że nie mają żadnych obrażeń i taka pomoc nie jest potrzebna. Na pytanie policjantów, czy pokrzywdzeni złożą skargę i zeznania w związku z ewentualnym przestępstwem, które mogło być popełnione - odmówili. W tej sytuacji policjanci sprawdzili i spisali dane personalne wszystkich zatrzymanych osób. Sporządzili stosowną dokumentację, a przebieg całej interwencji odnotowali w systemach teleinformatycznych policji. Po zakończeniu interwencji wszystkie zatrzymane osoby, w spokoju wróciły do swoich domów - pisze w oświadczeniu na Facebooku "Wielkopolska Policja" Andrzej Borowiak, rzecznik funkcjonariuszy.

Dziś policjanci opublikowali na Facebooku zdjęcia z monitoringu z wtorkowego wieczoru. - Kamery monitoringu zarejestrowały wydarzenie około godziny 21.32. Dziewięć minut potem zjawiają się policjanci. Około 21.44 wszyscy uczestnicy incydentu zostali zatrzymani i legitymowani - precyzuje Andrzej Borowiak.

O zdarzeniu na ul. 27 Grudnia pisaliśmy TUTAJ.

Najczęściej czytane w tym tygodniu

Dziś w Poznaniu

Jest kolejne ostrzeżenie IMGW. Uwaga na drogach!
6℃
-2℃
Poziom opadów:
0.1 mm
Wiatr do:
10 km
Stan powietrza
PM2.5
15.89 μg/m3
Dobry
Zobacz pogodę na jutro