MPK wyjaśnia sprawę psa przejechanego na Dębcu
Na początku listopada opisywaliśmy historię psa przejechanego przez autobus MPK na przystanku Azaliowa. Sprawa zbulwersowała mieszkańców, a MPK obiecało ją wyjaśnić. Dziś rzeczniczka MPK poinformowała o ustaleniach przewoźnika.
Przypominamy, że do zdarzenia miało dojść 2 listopada około godziny 18.00 na przystanku "Azaliowa" na poznańskim Dębcu.- Kierowca autobusu zabił psa starszej pani. Pies był na smyczy, pani wsiadła do autobusu, pies nie zdążył, gdyż kierowca zamknął drzwi i ruszył. Pies zginął pod kołami. Kierowca zadzwonił po służby porządkowe i odjechał -pisze nasza czytelniczka, Magdalena. -To jest skandal. Starsza kobieta o lasce straciła swojego przyjaciela, którego miała 16 lat. Kierowca bez konsekwencji i wyrzutów sumienia pojechał w cholerę. Przyjechały służby porządkowe, dali pani worek, posypali piaskiem i pojechali. W głowie się nie mieści ta sprawa -dodaje.
MPK nie potrafiło na gorąco wyjaśnić sprawy, ale obiecało, że przeanalizuje to zdarzenie. Dziś otrzymaliśmy wyjaśnienia przewoźnika, a rekonstrukcje zdarzeń publikujemy w całości.
"Pani Beata: Stałam na przystanku przy ul. Azaliowej ze swoją mamą i trójką dzieci czekając na autobus linii 76. Moje dzieci bawiły się z małym psem należącym do starszej pani, która poruszała się o lasce i miała przy sobie jakąś siatkę z zakupami. Autobus podjechał o godz. 17.22, było już ciemno. Wsiedliśmy trzecimi drzwiami.
Kierowca Jaromir: Tego dnia nie musiałem się śpieszyć, nie było na drodze korków. Prowadziłem autobus linii 76, to był przegub, 18-metrowy. Taki długi autobus nie mieści się w krótkiej zatoce przystankowej przy ul. Azaliowej. Załamuje się w przegubie i patrząc w lusterko po prawej stronie, nie widać dobrze co dzieje się w drugim członie pojazdu.
P.B.: Najpierw wpuściłam do autobusu moje dzieci, żeby weszły bezpiecznie, potem sama wsiadłam. Za mną weszła ta starsza pani ciągnąc za sobą na smyczy swojego psa. Pamiętam, że weszła pierwsza, nie wpuściła psa przed sobą i miała problemy z poruszaniem się. Stanęliśmy przy końcu autobusu, było nas kilkoro Jakaś osoba stała z przodu.
K.J: Sprawdziłem w bocznym lusterku, że wszyscy weszli i przystanek jest pusty. Drzwi zamknęły się automatycznie i mogłem kontynuować jazdę.
P.B: Starsza pani ze smyczą w ręku krzyknęła "mój pies!". Zauważyłam, że pozostał na zewnątrz i zawołałam, żeby kierowca zatrzymał autobus. Kierowca mógł go nie widzieć, było już ciemno.
K.J.: Było jakieś zamieszanie, hałas na tyłach autobusu. Ale dopiero po chwili jakiś pasażer, który był z przodu zwrócił się do mnie, żebym się zatrzymał. Znalazłem miejsce, w którym mogłem bezpiecznie stanąć.
P.B: Kiedy kierowca się zatrzymał starsza pani upuściła siatkę z zakupami. Pomogliśmy jej zebrać wszystko i spakować do siatki.
K.J.: Zatrzymałem się, ale nikt z autobusu nie wysiadł. Dlatego ponownie ruszyłem.
P.B.: Znów krzyknęliśmy, żeby się zatrzymał.
K.J.: Pomyślałem, że żarty sobie ze mnie robią, ale pomimo to, znów się zatrzymałem. I wówczas z autobusu wysiadła jakaś starsza pani. Chwilę jeszcze poczekałem zanim zacząłem kontynuować jazdę. Wracając z placu Bernardyńskiego na Dębinę zobaczyłem tę samą, starszą panią, która wtedy wysiadła. Stała na przystanku, a na ziemi były jej torba i siatka.
Przemysław Piwecki - rzecznik prasowy Straży Miejskiej: O godzinie 17.32 odebraliśmy sygnał, że na przystanku przy ul. Azaliowej leżą zwłoki psa. Wysłaliśmy pogotowie czystości.
Sprawdzamy numer telefonu z którego było zgłoszenie do Straży Miejskiej . To nie jest numer telefonu Jaromira. Numer należy do innej osoby.
Pan Paweł: Tak. To ja dzwoniłem do Straży Miejskiej. Zgłaszałem, że przy przystanku leżą zwłoki psa. Byłem przechodniem i nie widziałem zdarzenia. Byłem w odwiedzinach u babci, która tam mieszka i często ją odwiedzam.
K.J.: Wykonując następny kurs w pobliżu przystanku na Azaliowej zobaczyłem pogotowie czystości Straży Miejskiej i służby oczyszczania miasta, a pracownik utylizował jakąś ciemną plamę na przystanku. Była też ta starsza pani. Kiedy ponownie Wracałem na Dębinę nie było już ani kobiety ani auta, a miejsce było posypane proszkiem. Nie wiedziałem że pies dostał mi się pod koła bo nie widziałem żadnego psa. A żaden z pasażerów nic mi o tym nie mówił. Powiedział tylko żeby zatrzymać.
P.B: A dlaczego kierowca nie wysiadł z kabiny, żeby zobaczyć co się dzieje?
K.J: Byłem między przystankami. Między przystankami nie wolno się zatrzymywać. Pomyślałem, że może drzwi przytrzasnęły czyjąś siatkę albo płaszcz. To był nieszczęśliwy wypadek, ja nie widziałem żadnego psa i nigdy bym nie skrzywdził zwierzęcia. Mamy w domu psa przygarniętego ze schroniska - kocha go cała rodzina. Zanim znalazł się u nas, przez 16 lat była z nami nasza ukochana suczka Rita, którą przygarnęliśmy z ulicy, a towarzyszyła nam w każdym momencie życia. I doskonale pamiętam jaki przeżywaliśmy dramat gdy zdiagnozowano u niej raka żołądka, a operacja nie dawała dobrych rokowań. To była ogromna, bolesna strata, z której długo nie mogłem się otrząsnąć. Dlatego z całego serca współczuję tej starszej pani, doskonale rozumiem co przeżywa. Czuję się jednak głęboko skrzywdzony i zraniony upokarzającymi obelgami, które padły na mnie po tym nieszczęśliwym wypadku. Czułem że zapadł na mnie wyrok zanim sprawa mogła być wyjaśniona."
Rzeczniczka MPK wyjaśnia-W naszej ocenie doszło do przykrego w skutkach, nieszczęśliwego wypadku. Było ciemno i kierowcanie widział psa przy tylnej burcie załamanego członu autobusu, a tym bardziej nie widział smyczy, do której pies był uwiązany. Ta smycz go uwięziła. Kluczowa w tej sprawie jest fundamentalna zasada bezpieczeństwa przy wchodzeniu do pojazdu.Najpierw wchodzą dzieci, a potem ich opiekun, najpierw wchodzi pies, a potem jego właściciel. Odwrotnie - przy wychodzeniu z pojazdu - mówi Iwona Gajdzińska i dodaje - Wzajemne spójne opisy zdarzenia wszystkich jej uczestników oraz zapis z rejestratora nie pozwalają dopatrzyć się w działaniu kierowcy świadomego działania i winy, choć to, że nie wyszedł z kabiny, by sprawdzić co się stało na pokładzie autobusu, nie zapytał i się sprawą nie zainteresował,poczytujemy za jego błąd. Szczerze współczujemy starszej pani z powodu straty psa. Bardzo nam przykro. Mamy jednak nadzieję, że nawet ta starsza pani nie wierzy, bykierowca autobusu świadomiezabił jej psa.
Najpopularniejsze komentarze