Reklama
Reklama

Najrzadziej spowiadają się pedofile

Kiedy spowiadałem więźniów na początku swojej służby, nie znałem jeszcze grypsery - mówi ksiądz Jerzy Glabas, kapelan w poznańskim areszcie.- Nie rozumiałem, co oni do mnie mówią, nie wiedziałem więc za bardzo, z czego ich rozgrzeszam. Zostawiałem to Bogu.

WIĘZIENIE NA WIEKI WIEKÓW albo WIECZNY RECYDYWISTA

Na początku ksiądz Jerzy był zwykłym Jurkiem, poznaniakiem, który skończył szkołę i wyuczył się za cukiernika. Miał dziewczynę i pracował w poznańskim browarze. Sprawdzał, czy kapsle są dobrze przymocowane do butelek z piwem i nudził się, bo życie typu- praca-dom, praca-dom wcale go nie interesowało.

- Dowiedziałem się, że bracia Salezjanie robią nabór do zakonu i złożyłem podanie - uśmiecha się ksiądz Jerzy. - A że byłem wcześniej ministrantem, jeździłem na oazy, udzielałem się w kościele- przyjęto mnie. Wyjechałem na rok pod Częstochowę, gdzie sprawdzano, czy nadaję się do zakonu, do niesienia posług, do życia w komunie. Nadawałem się. Potem były studia teologiczno - filozoficzne w Krakowie, a później - praca z trudną młodzieżą, zgodnie z tym, co salezjanie uznają za swoją misję.- Zajmujemy się ludźmi odepchniętymi, takimi z marginesu - mówi ksiądz Jerzy. - tak, jak czynił to nasz patron Jan Bosco. Uczyłem, też religii w szkołach, w diecezji legnickiej i kaliskiej. Aż wreszcie trafiłem do rodzinnego Poznania.

Z dziewczyną rozstał się spokojnie, spotykają się czasem do dziś. Ich rodzice zapraszają się na imieniny. Ona nigdy nie wyszła za mąż. On wie, że wybrał właściwie. Na pracę w areszcie śledczym czekał przez sześć lat. - Ukradnij coś, to będziesz w twoim wymarzonym więzieniu od razu - śmiał się jego przełożony. Bo praca z więźniami, to było marzenie księdza Jacka. - Ja to kocham - wyznaje. - Mam nadzieję, że będę służył w więzieniu na wieki wieków. Kiedy osadzeni marudzą, że mają do odsiadki 25 lat czy dożywocie - ksiądz Jerzy odpowiada - to tak, jak ja. -Ale ksiądz sobie wychodzi codziennie na wolność- ripostują więźniowie. - A, bo ja to jestem taki wieczny recydywista. Wychodzę, i na drugi dzień wracam.

Wraca codziennie po południu, choć jako kapelan zatrudniony jest tylko na pół etatu. Rozmawia, spowiada, radzi. Udziela bierzmowania i przyjmuje do pierwszej komunii. Niedawno bierzmował siedmiu osadzonych. A w czasie sobotniej mszy podaje opłatek.

- Czy ja mam jakieś opory, żeby komuś z nich podać rękę? Na przykład pedofilowi czy gwałcicielowi? Nie. Absolutnie. Ja nie jestem od oceniania, zresztą uważam, że ludzie nie są źli. Ich czyny - owszem. A jeśli widzę prawdziwą, nie zagraną skruchę, jeśli widzę, że oni naprawdę się zmieniają duchowo - to jak mogę nie podać im ręki? Spowiadam i rozgrzeszam wszystkie ich przewiny. Molestowanie. Morderstwo. Znęcanie się nad matką. Jeśli tylko żałują tego, co zrobili.

74 CIOSY NOŻEM

Ot, choćby Romek. Normalny chłopak z normalnej rodziny. Do momentu, gdy zaczął brać sterydy. Wtedy zaczął się zmieniać. Stał się agresywny, zaczepny, o zmiennych humorach - zeznawali koledzy w sądzie. - Miał napady złości zupełnie bez powodu. Tamtego dnia, gdy zamordował najbliższego przyjaciela, też zezłościł się nie wiadomo, o co. Że niby chłopcy założyli się, który z nich szybciej pół litra wypije "z gwinta" - i kolega wygrał. Wtedy Romek wyciągnął nóż. Uderzył 74 razy. Dostał 25 lat pozbawienia wolności.

- A dla mnie on mógłby wyjść na wolność już dzisiaj- mówi ksiądz Jerzy. - On się już naprawił duchowo, przeżył ,przecierpiał to morderstwo. Dziś to jest naprawdę dobry chłopak. I niesie słowo Boże w swoim zakładzie karnym.

Bo księdza Jacka niełatwo oszukać. Pracuje w areszcie już pięć lat i dobrze wie, kiedy więzień wyrywa się na mszę czy na rozmowę z księdzem, bo chce coś załatwić, wywalczyć dla siebie, a kiedy naprawdę okazuje skruchę. Kiedy stara się nawiązać kontakt z rodziną ofiary, kiedy chce ich przeprosić, jakoś zadośćuczynić.

Najrzadziej z rozmów z księdzem korzystają pedofile i gwałciciele. Są przekonani, że siedzą za niewinność. - Bo ta suka, matka molestowanego dziecka perfidnie ich pomówiła, bo zgwałcona dziewczyna sama się prosiła o seks, machała mu przecież przed oczami biustem i długimi nogami, a potem, Bóg wie czemu, pobiegła na komisariat.

PERONKA, SZKIEŁKO I TRZEPAK

Najrzadziej spowiadają się pedofile. W karierze księdza było może dwóch czy trzech, którzy żałowali za swoje czyny. Mordercy - prędzej. Oni często zabijają pod wpływem alkoholu czy narkotyków, a potem nawet nie pamiętają, co zrobili. Jak Piotr. Zamordował swoją matkę. O tym, że udusił matkę, Piotr dowiedział się od policjanta. Był pod wpływem narkotyków i alkoholu. Dostał dożywocie, bo to nie było jego pierwsze zabójstwo. Przedtem zabił swoją babcię. - Piotr rozmawia ze mną o tym, jak żyć za kratami, bo dobrze wie, że spędzi za nimi długi czas - wzdycha ksiądz Jerzy. - dużo czyta, rozmawiamy potem o tych książkach. Lubię go. Wielu z nich lubię, bez niektórych to nie mogę wręcz żyć. Kiedy przychodzę do nich po tygodniu, to oni się żalą, a czemu księdza tak długo nie było.. - No, ja też tęskniłem- odpowiadam.

Kiedy ksiądz Jerzy zaczął służyć w poznańskim areszcie, kompletnie nie znał grypsery. Kupił sobie słownik do grypsowania, ale książka to jedno, a życie to drugie. Więc na początku nie za bardzo wiedział, za jakie winy daje rozgrzeszenie, bo więźniowie spowiadali się, grypsując.- Ale to zostawiałem Bogu- spokojnie wyjaśnia ksiądz.- Ja przecież jestem tylko jego pośrednikiem. Z czasem nauczyłem się wielu słów. Niektórych używam tu u nas, w domu zakonnym. Jakich? No, na przykład "peronka", "szkiełko". "Peronka"- to korytarz, a "szkiełko"- to telewizor.

- Ale najbardziej śmieszy mnie w grypserze słowo; "trzepak". U nas, na wolności, to jest metalowy stojak do trzepania dywanów. U nich "trzepak" - to pismo pornograficzne. Jak wchodzę do celi i słyszę nagły rumor na łóżkach, to wołam, hej, chłopaki, "trzepaki" chowacie? Zresztą tej grypsery w poznańskim areszcie używa się coraz mniej. Podobnie, jak coraz mniej widać w areszcie przejawy więziennej hierarchii. W celi - owszem. Jeśli siedzi piętnastu osadzonych, a wiadomo, że ubikacja jest jedna, to obowiązują zasady. Najpierw sika ten, potem tamten, a na końcu jeszcze inny. Jak w wojsku. Ale poza tym - nie ma hersztów i poddanych. Przynajmniej nie na oczach księdza.

Czego przed nim się nie ukrywa? Że przechlapane mają ci, którzy skrzywdzili dzieci albo kobiety. - To akurat w więziennym kodeksie jest w porządku - kiwa głową ksiądz Jerzy. - Ci, którzy molestowali dzieci, siedzą w osobnych celach. Są chronieni przed współosadzonymi. A dzieciobójcy? - Nie ma takich. Mężczyźni raczej nie mordują swoich dzieci. Robią to zwykle kobiety.

Czego sobie więźniowie zazdroszczą? Zazdroszczą sobie pracy. Praca w areszcie jest na wagę złota. Daje szybciej umknąć chwilom, daje nowe sytuacje, pozwala nie zwariować. I jeszcze więźniowie zazdroszczą sobie poukładanego życia na zewnątrz. - Jeśli któryś ma żonę, dzieci, normalny dom, w którym dobrze się dzieje, żona pracuje, dzieci się uczą, o, tego zazdroszczą sobie bardzo mocno - mówi ksiądz Jerzy.

Choć normalny dom często okazuje się wcale nie taki normalny - To widać po młodych sprawcach - wyjaśnia ksiądz. - Jak wchodzę do celi, gdzie jest osadzony chłopak, który zabił, to zwykle słyszę pytanie; ile ksiądz ma dla mnie czasu? - Jak to ile? Tyle, ile trzeba żebyśmy porozmawiali- odpowiadam. I okazuje się, że oni nie znali takiej odpowiedzi. Bo w domu, owszem, było playstation, laptop, plazma na ścianie, ale rodziców- brak. Albo w pracy, albo zmęczeni. Ci chłopcy bardzo narzekają na to, że rodzice nie mieli kiedy z nimi porozmawiać.

- Ludzie mówią - ech, jaka to kara dla tych potworów- wzdycha ksiądz Jerzy. - Mają jedzenie, telewizor, ogrzewanie. I to za nasze pieniądze. A to nie tak. Niech się da zamknąć na tydzień każdy, kto tak myśli. Już nie mówię o tym, że jak zaczynałem pracę, to w celi potrafiło siedzieć dwudziestu pięciu chłopa. Ale to odcięcie ich od świata, od ludzi, od wolności - to jest dla nich tragedia. List do matki idzie trzy tygodnie, telefonów nie ma, na mszę mogą przyjść raz w miesiącu. Dzień podobny do dnia. Nie uciekniesz przed zapachami, przekleństwami, humorami kolegów z celi. Kto by tak chciał?

A jednak ksiądz Jerzy lgnie do tych ludzi. Niektórzy chorują na AIDS, im także podaje rękę. Jednemu udzielił ostatniego namaszczenia.- Myślę, że lepiej dla niego, że zmarł tu, w areszcie, wśród ludzi, z którymi mieszkał, niż gdyby miał umierać na ulicy, odrzucony przez wszystkich - mówi ksiądz. - A jeśli chodzi o pewnego znanego w Poznaniu pedofila, także chorego na AIDS, który teraz jest na wolności- to myślę, że był on mniej chory niż ten, który zmarł. No i ten znany pedofil nigdy się w areszcie nie wyspowiadał.

Wielu z więźniów zachwyca księdza swoją wrażliwością, jak na przykład Marek, który pisze cudne wiersze, będą je teraz drukować w katolickiej gazecie . Marek siedzi już drugi raz. Pierwszy raz zabił człowieka, jadąc pod wpływem alkoholu. Drugi raz- wpadł z narkotykami w garści. - Ja z Markiem mam o czym rozmawiać- wyznaje ksiądz Jerzy. - On jest bardzo uduchowiony. I odepchnięty przez ludzi, niechciany. Dlatego tacy, jak Marek bardzo mnie potrzebują. A ja bardzo potrzebuję ich.

Najczęściej czytane w tym tygodniu

Dziś w Poznaniu

Znowu zimna noc przed nami!
19℃
6℃
Poziom opadów:
0 mm
Wiatr do:
14 km
Stan powietrza
PM2.5
21.20 μg/m3
Dobry
Zobacz pogodę na jutro