Reklama
Reklama

Powidz: ofiary tragedii można było uratować?

Koncert zespołu sprzed lat w Blue Note, fot. Wikipedia
Koncert zespołu sprzed lat w Blue Note, fot. Wikipedia

Prokuratura wszczęła śledztwo w sprawie nieumyślnego spowodowania śmierci 2 osób w niedzielę w Jeziorze Powidzkim. Świadek wypadku: - Na naszych oczach się topili, pod kierownictwem ekipy ratunkowej strażaków.

24-letnia mieszkanka Turku i 32-letni pilanin utonęli w niedzielę w Jeziorze Powidzkim. Przewróciła się ich żaglówka i zostali uwięzieni w kabinie. 3 inne płynące z nimi osoby udało się uratować. Według świadków, ratownicy zamiast od razu wyciągnąć ludzi z przewróconej łódki, zaczęli ich holować motorówką, przez co tamci się utopili. Do tragedii doszło w niedzielę po południu.

- Był słaby wiatr, bardzo bezpieczne warunki do żeglowania, ale w pewnym momencie pojawił się szkwał, silny podmuch wiatru - mówi dla WTK Tomasz Siedlecki, świadek wypadku. - Byliśmy paręset metrów od nich. Też mieliśmy kłopoty, żeby ta łódkę opanować, ale jesteśmy trochę bardziej doświadczeni i się udało. (...) Na horyzoncie zobaczyliśmy łódkę naszych znajomych, która była wywrócona. Trwało może 20-30 minut, jak nie mogliśmy do nich podpłynąć. Udało nam się wpłynąć w trzciny. Ja w tym momencie wyskoczyłem do wody, żeby ich tam ratować - dodaje.

Akcję utrudniały lodowata woda i silny wiatr. Na pomoc przypłynęli wkrótce żeglarze z kolejnej łodzi. Wyciągane z wody osoby były w szoku. Tomaszowi Siedleckiemu na pokładzie łodzi udało się podpłynąć do przewróconej żaglówki.

- Przy tej łódce była jedna z dziewczyn, która w czasie wywrotki była pod pokładem wraz z dwójką naszych znajomych. Jej się udało wypłynąć i trzymała się jachtu - relacjonuje Tomasz Siedlecki. W tym czasie 24-latka i 32-latek wciąż byli uwięzieni w kabinie żaglówki. - Dziewczyna była w szoku i nie udało jej się przekonać żaby zrobić tego nurka i się wydostać. Jej chłopak, żeby pokazać, że to się da zrobić, wypłynął na powierzchnię ze środka. Wszyscy krzyczeli, żeby wyszła. Potem po nią wrócił i już tam został - wyjaśnia.

W tym momencie pojawiła się motorówka ratowników, którzy przejęli akcję. Tomasz Siedlecki: - Było jeszcze słychać głosy tej dwójki, zawodzenia i prośby o pomoc. Ratownicy nas uspokajali, że wszystko jest w porządku, bo mają powietrze, jeszcze ten bąbel powietrza jest na tyle duży. I zaczęli tą łódkę w jakiś zupełnie nieprofesjonalny sposób holować, sprawiając, że cała zanurzyła się pod wodę. I holowali łódkę z dwójką topiących się ludzi. Krzyczałem, żeby ktoś tam wskoczył ich ratować. To była kompletna nonszalancja i brak koordynacji. Na naszych oczach oni się topili, pod kierownictwem ekipy ratunkowej strażaków.

Strażacy nie mają sobie po akcji nic do zarzucenia. - Taki sprzęt posiadamy i tak wyszkolonych ludzi, że to była jedyna trafna decyzja, żeby ta łódź holować na mieliznę - mówi bryg. Bogdan Kowalski, z-ca komendanta PSP w Słupcy. Do kabiny próbował zanurkować przypadkowo przebywający na miejscu policjant ze Słupcy. Bez skutku. Po dotarciu na mieliznę strażacy wycięli otwór w kabinie żaglówki, przez który bezskutecznie próbowali wejść do środka. Do brzegu ciągnięto ją ręcznie i przy użyciu samochodu. Minęło około godziny. Dwójka uwolnionych przy brzegu żeglarzy zmarła po półgodzinnej reanimacji.

Wieczorem na miejscu tragedii pojawiły się policja i prokurator. Sternik przewróconej żaglówki przeżył. Leży w szpitalu w Słupcy, był trzeźwy. Dwie kobiety, które również udało się uratować, zostały już przesłuchane. W poniedziałek prokuratura rozpoczęła śledztwo w sprawie nieumyślnego spowodowania śmierci dwójki żeglarzy.

Najczęściej czytane w tym tygodniu

Dziś w Poznaniu

10℃
0℃
Poziom opadów:
5.3 mm
Wiatr do:
18 km
Stan powietrza
PM2.5
55.46 μg/m3
Dostateczny
Zobacz pogodę na jutro