Problem dopalaczy: sprzedawcy kpią z prawa
Dodano czwartek, 18.09.2014 r., godz. 20.24
Choć rząd wojnę dopalaczom wydał już w 2010 roku, szkodliwe środki nadal można kupić na terenie poznania.
- Działania prowadzone wspólnie z Sanepidem doprowadziły do tego, że ta liczba sklepów oferujących truciznę diametralnie zmalała - twierdzi młodszy inspektor Andrzej Borowiak z wielkopolskiej policji. W stolicy województwa sklepy z "upominkami" działają m.in. na ulicach Zielonej i Mostowej. Obiektem szczególnego zainteresowania ze strony służb jest ten drugi lokal.
Od sierpnia kontrole przeprowadzane są w nim niemal codziennie, mimo to punkt nadal działa. - W czwartek odbyła się kolejna kontrola, podczas której również zatrzymane zostały środki stwarzające zagrożenie dla zdrowia i życia, a więc przeróżnego rodzaju imitacje produktów takich jak rozpałki do ognia - powiedziała Cyryla Staszewska, rzeczniczka poznańskiego Sanepidu. W czwartek lokal zamknięto, jednak jeszcze tego samego dnia... został on otwarty.
Jak się okazuje, właściciel lokalu otrzymał już kary na łączną kwotę przekraczająca 800 tysięcy złotych. Kiedy jednak Sanepid zakazuje firmie działalności, na jej miejscu od razu pojawia się kolejna, ze zmienioną nazwą. Postępowanie administracyjne może dotyczyć tylko jednego podmiotu, co sprawia, że wyegzekwowanie należności staje się praktycznie niemożliwe.
Waldy Dzikowski, poseł Platformy Obywatelskiej, uważa, że w tej sprawie niezbędne są zmiany w ustawodawstwie dotyczącym dopalaczy. - Akty wykonawcze dotyczące kontroli są tak w sposób różny i przemyślany obchodzone, że czasami prawo jest bezradne - powiedział.